niedziela, 18 stycznia 2015

5."I don't know what I want, so don't ask me"

I don't know what I want, so don't ask me
- Nie wiem czego chcę, więc nie pytaj mnie
~  Taylor Swift





Laura wybiegła z mieszkania ciągnąc za sobą przyjaciółkę, ale szybko ją puściła, aby móc dalej pobiec samej. Zdziwiona Reachel nie ruszała się przed dłuższy moment, ale kiedy mniej więcej się obudziła ze swojego zamyślenia pobiegła za brunetką ile sił w nogach. Nie zważała nawet na fakt, że jest bosa, a jej kurtka została w mieszkaniu, z którego została wyciągnięta.
Po kilkuminutowych poszukiwaniach blondynka zobaczyła przyjaciółkę, jak ta skulona siedzi na schodkach jakiegoś opuszczonego i starego domu. Gdy zobaczyła jej słone łzy, które ciągnąc za sobą czarne smugi po tuszu lądowały na jej rękach zmiękło jej serce. Brunetka miała kolana podciągnięte do brzucha. Na nich położone były ręce, na których spoczywała natomiast głowa. Jej kasztanowe włosy opadały bezwładnie na ramiona i nogi, przez co nie dało się zobaczyć jej twarzy. Ale mimo tego blondynka rozpoznała ją bez wahania.
Podeszła już wolniejszym krokiem do jednego ze schodków i równie wolno na nim usiadła. Spojrzała na nadal płaczącą Laurę. Ta uniosła lekko głowę, a jej policzki, jak i nos były całe czerwone. Nie wiadomo, czy od płaczu, czy zimna.
- To była ta twoja siostra? - zagaiła sięgając po coś do kieszeni dżinsów. Wyjęła z nich zapalniczkę i mały pakunek, który pad dżinsowym materiałem całkowicie zanikł.
- No... Siostra... - wyszeptała brunetka patrząc ślepo przed siebie i opierając brodę na rękach.
- Chcesz? - zapytała pokazując jej mały rulonik, w którym był tytoń. Papieros był zrobiony samodzielnie. Dziewczyny nie miały zwyczaju palić, ale zabierały ze sobą zawsze po dwa papierosy, aby mieć na wszelki wypadek. Na przykład taki, jak ten.
- Daj - poprosiła niegrzecznie i przejęła od przyjaciółki zawiniątko z tytoniem. Następnie podpalając zapalniczką włożyła miedzy wargi. Pierwszy wydech białego dymu wyleciał z jej ust, a łzy zaczęły powoli zasychać.
- Chcesz o tym pogadać? - Reachel spojrzała na brunetkę zachęcająco, ale ta pokręciła głową, którą zaraz schowała w kolanach.
- Wszystko jest do bani - stwierdziła stłumionym głosem.
- Tu masz rację - przyznała Logan i strzepnęła pyłek z papierosa.
- Miało być tak pięknie. A zamiast tego mamy istny syf, a nie życie - Marano położyła się na schodach. Jako, ze były to schody jej ciało leżało skośnie. Nie zważała na to, że nie ma na sobie kurtki, a materiał, na którym spoczywa jest zimny, tylko przymknęła oczy i słuchała kojących słów przyjaciółki.
- Nie martw się. Jakoś sobie poradzimy. Zawsze to robimy. Jesteśmy silne i nie wolno ci o tym zapominać. Ty jesteś silna i będziesz silna do końca swoich dni. Jeśli kiedykolwiek zacznie się coś walić trzeba to po prostu podnieść. Ale najpierw my musimy się podnieść - ten wywód podziałał na Laurę w znacznym stopniu. Podniosła się z zimnego podłoża i stanęła na równych nogach. Podała blondynce rękę, a ta korzystając z pomocy również wstała i mocno przytuliła swoją siostrę. Nie biologiczną, nie przyrodnią... Prawdziwą.
Dziewczyny pozwoliły sobie w swoich ramionach na chwilę słabości. Obie zaczęły płakać. Chociaż to chyba złe określenie. Uroniły kilka łez, na czym się skończyło.  Nie przywykły do płakania. Od dawna tego nie robiły nie chciały tego robić. Za dużo już łez uleciało z ich smutnych oczu. Zbyt wiele się wycierpiały, żeby dalej mieć w sercu sztylet. One nie chciały, one  m u s i a ł y  być silne.
- Dobra, koniec tych czułości. Trzeba wracać po kurtki i buty - blondynka uśmiechnęła się krzepiąco do przyjaciółki i objęła ją ramieniem, po czym obie ruszyły na odzyskanie swoich rzeczy.
Szły równym krokiem, tak samo zrównały się ich oddechy. Ze splecionymi łokciami podążały w stronę domu, do którego nie chciała wchodzić żadna z nich. Obie nie tyle bały się samej konfrontacji, jak i jej przebiegu. Nie chodzi o wrażliwość na niemiłe słowa, ale raczej zbyt częste ich używanie. Jakby to powiedzieć... Były z nich "niezłe ziółka". Na studiach nikt nie ważył się im podskoczyć, bo mogły tego kogoś "delikatnie uszkodzić". Reach miała na prawdę mocny, prawy sierpowy.
- I o co chodzi z tą siostra tak do końca, hm? Bo wydaje mi się, że nie powiedziałaś mi wszystkiego... - zaczęła blondynka spoglądając ukradkiem na przyjaciółkę.
Ta stanęła wpół kroku, co zakłóciło ich harmonijne tępo.
- Emm... My... No... Lekko się pokłóciłyśmy przed moją.... No wiesz... - wyjąkała zmieszana i ruszyła zwiększając swoją prędkość kilkukrotnie od tej przed zadaniem pytania.

Blondyna nie odezwała się już, tylko powoli kierowała się za przyjaciółką. Szły w milczeniu, jakie do tej pory było u nich niebywałą rzadkością - krępującym. Obie nie wiedziały, co powiedzieć i jak się zachować po takiej rozmowie. Były przyjaciółkami, prawda, ale nawet osoby tak zżyte, jak one czasami nie wiedzą, co powiedzieć.
- Mam wejść sama? - zagaiła blondynka przyspieszając trochę tępo.
- Jakbyś mogła. Nie mam ochoty się dzisiaj z nią widzieć - brunetka złapała Logan za rękę, jakby chciała jej tym coś przekazać. Tylko Reachel nie wiedziała co.
- Dobrze - wydusiła w końcu, kiedy znajdowały się już pod domem, który nie powitał je zbyt miło.
- Reach, ja wiem, że chcesz mi pomóc, ale ja naprawdę nie potrzebuję pomocy. Tyle czasu radziłam sobie sama i dam radę poukładać to i teraz. Wspieraj mnie, ale nie pomagaj. Nie chcę, żebyś była w to wszystko zamieszana - wyznała skruszona brunetka i przytuliła mocno przyjaciółkę.
Ta uśmiechnęła się do siebie blado i zacisnęła ręce na tali dziewczyny. Wiedziała, że ona robi to dla jej dobra, ale ona powinna wiedzieć, że sama decyduje o tym, co dla niej dobre, a co złe.

Tymczasem z okna owego mieszkania wyglądała pewna blond czupryna. Chłopak stał z kubkiem herbaty i wpatrywał się ślepo w obrazek przed sobą. Z nieba zaczął prószyć śnieg, ale dziewczęta zdawały się go nawet nie zauważać. Przytulone do siebie wyglądały jak niewinne i bezbronne istoty szukające odrobiny ciepła.
Młody mężczyzna potrząsnął głową, jak gdyby miało to pomóc mu w otrząśnięciu się. Nadal nie ruszał się z miejsca, ale tym razem jego spojrzenie było już przytomne.
- Nieźle, nie? - blondyn lekko drgnął słysząc za sobą ciepły, kobiecy głos.
- Tak. Nieźle - westchnął opierając skroń o szybę, przez co miał lepszy podgląd na siostrę.
- Ross, nie wiesz może czemu Vanessa nie mówiła, ze ma siostrę? Może ta...
- Laura - podsunął chłopak, a blondynka podziękowała mu serdecznym uśmiechem
- Tak, Laura. Może ona coś mówiła. Na przykład też nie przyznawała się do rodzeństwa? - Rydel spojrzała pytająco na 20-latka i widząc jego zastanawiający się wyraz twarzy zacisnęła usta w wąską linię.
- Nie. Mówiła mi, że ma starszą siostrę - odparł w końcu i wrócił do wpatrywania się w widok za oknem.
Ten trochę się zmienił, albowiem na chodniku stała tylko brunetka, która przyglądała się jemu z pustką.
- Idź otworzyć drzwi - zaalarmował chłopak.
- Ale nikt nie... - blondynce nie dane było dokończyć przez dzwonek, którego dźwięk wypełnił dom.
Kobieta niezwłocznie pomaszerowała w stronę, z której dany odgłos dobiegał i szybko przesunęła drewniane drzwi w swoją stronę.
- Hej. Jestem Reachel. Ja i moja przyjaciółka zostawiłyśmy tu swoje rzeczy - wyjaśnił przybysz i zdmuchnął z nosa płatek śniegu, który akurat na niego spadł.
- Może was podwiozę? - zaproponował Ross, który nie wiadomo kiedy znalazł się tuż obok blondynki.
- Już ci podaję - kobieta uśmiechnęła się ciepło do gościa i zniknęła za wieszakiem, na którym szukała kurtek.
- To co? Podwieźć was? - mężczyzna ponowił pytanie posyłając zmieszanej dziewczynie zachęcający uśmiech.
Ta odwróciła się do tyłu, aby móc ujrzeć przed sobą kichającą przyjaciółkę.
- Jakbyś mógł - blondynka odwzajemniła gest, po czym odebrała ubrania od siostry blondaska, która zjawiła się obok kilka sekund wcześniej. - Dzięki.

Po krótkiej wymianie zdań między młodymi kobietami Reachel i Ross ruszyli w stronę Marano. Brunetka stała do nich tyłem i wpatrywała się ślepo w ulicę kichając co chwilę w rękaw.
- Lau, Ross nas podwiezie - na te słowa wspomniana osoba odwróciła się, dzięki czemu jej zaczerwienione oczy wychwyciły twarze przyjaciółki i pracodawcy.
- Nie trzebbb... psik! - zaprzeczała, co niezbyt dobrze jej się udawało.
- Trzeba, trzeba. Ubierzcie się i wsiadajcie - poinstruował i sam zajął miejsce za kierownicą w miniwanie.
- Nie masz innego auta? - brunetka, która zakładała but na lewą nogę posłała mu kpiące spojrzenie, co poparła przesłodzonym uśmiechem i się wyprostowała.
- Mam, ale w garażu. A pani naburmuszona niech lepiej zaciśnie ten szalik mocniej, bo się rozchoruje - wychylił głowę przez okno, której szyba była akurat opuszczona.
- Spadaj blondasku, bo cię dojadę pewnego pięknego dnia - fuknęła i z uniesioną głową zajęła miejsce pasażera.
- Musisz tak na każdego naskakiwać? - skarciła Reach, która otwierała tylne drzwiczki auta. Następnie usiadła po prawej stronie i zaczęła ślepo wpatrywać się w przyjaciółkę.
- A co, masz coś do tego? Już mi siostrzyczka dzień zryła, nie mam ochoty teraz się użerać z nachalnym burakiem - burknęła złą Marano i z nadętymi policzkami, założonymi rękami i czerwonym nosem opadła na samochodowy fotel.
- Może i burakiem, ale cukrowym. I jakoś nie kręcą mnie zasmarkane smarkule - uśmiechnął się do niej szelmowsko i nachylił się, aby po chwili móc wręczyć jej pasy bezpieczeństwa, o których chorowitek zapomniał.
- Dzięki - wydukała przez zaciśnięte zęby i schowała twarz w szaliku.
- Nie martw się, ona tak zawsze - wtrąciła do tej pory milcząca blondyna uśmiechając się przepraszająco i odgarnęła Laurze niesforny kosmyk włosów, który opadł jej na czarną kurtkę.
- Śpi? - zapytał Ross nie odwracając wzroku od jezdni i sprawnie wyminął stojące audi.
- Nie wiem. Laura? - szepnęła w stronę 20-latki, a ta przekręciła lekko głowę, która bezwładne opadła skronią na szybę.
- Śpi - wyznali równocześnie i zaśmiali się cicho.
- Czemu ona mnie tak nie lubi? - zagaił nagle blondas, na co Logan podrapała się po karku.
- Ona jest... Specyficzną osobą. Wiele przeszła i... Jakby ci to powiedzieć... Nie lubi, jak ludzie ukazują jej łaskę, tak samo, jak nienawidzi być zależna. A ty jej tą łaskę okazałeś i jest od ciebie zależna - wyjaśniła lekko speszona i zaczęła gapić się w lusterko, które odbijało wizerunek Lyncha.
- Ale ja nie... Asystent odszedł i nie chciałem rozjuszyć ojca, więc postanowiłem ją zatrudnić. I wcale nie jest ode mnie zależna. Jej nie da się poskromić - uśmiechnął się do niej rozbawiony.
- Racja. Zaraz skręcisz i będziesz już w naszej dzielnicy - poinstruowała na co chłopak już po kilku minutach znajdował się przed domem dziewczyn.
- Mieszkacie w takiej...
- Ruderze? - przerwała - Tak. Nie łatwo jest wyżyć z takiej pensji, jaką mamy my. Dlatego Laura się zgodziła. Inaczej nie udzieliliby nam kredytu - wytłumaczyła i ze smutną miną otworzyła drzwiczki. Podeszła do tych, za którymi spała jej przyjaciółka i również je uchyliła, zważając, żeby brunetka nie wypadła z auta. - Pomożesz? - spojrzała na chłopaka błagalnie.
- Jasne. Tylko pytanie, czy dam radę z takim słoniem - uniósł kąciki ust ku górze i już po chwili znajdował się obok blondyny. - Nie możesz po prostu jej obudzić?
- Ona ma zbyt mocny sen.
Po tej krótkiej wymianie zdań na temat snu brunetki oboje rozpoczęli próby jej przetransportowania do mieszkania dziewczyn. Po  naprawdę wielu próbach postanowili w końcu wziąć ją na ręce. A mianowicie Ross postanowił zanieść ją do salonu.

Uniósł bezwładne ciało Laury i przytulił do torsu. Kobiecie musiało to pasować, ponieważ jej głowa tuż po chwili przyległa do klatki piersiowej chłopaka, a twarz zapełnił uśmiech. jej palce położone obok głowy co chwilę delikatnie wpijały swoje paznokcie w jego miękkie ciało. Szczupłe i zgrabne nogi zwisały i lekko podskakiwały z każdym kokiem niosącego, który był widocznie zadowolony z przebiegu sytuacji.

Chłopak stanął przed najważniejszą rzeczą w całym tym domu - drzwiami. Mimo, iż były naprawiane dzień wcześniej zawiasy nadal nie spełniały się najlepiej w roli zawisów, a raczej w ogóle się nie sprawdzały w żadnej roli. Widząc to Ross lekko wzdrygnął, albowiem dla niego mieszkanie w takich warunkach było rzeczą straszniejszą niż... cokolwiek.
Uśmiechnięta od ucha do ucha Logan stanęła przed Niby Drzwiami i jednym mocnym kopniakiem otworzyła je bez wyrywania z Niby Zawiasów. To, co znajdowało się za nimi było gorsze od zdemolowanego przez imprezowiczów lokalu. Kolejną Niby Rzeczą okazała się być mocno przeterminowana kanapa. Cała jej zawartość n ie miała problemu z "wyglądaniem" na światło dzienne, co u bogacza wzbudzało odruch wymiotny. Następna w kolejce była Wcale Nie Kuchnia, która wyglądała tak: Jedna szafka mieszcząca wszystko, lodówka, z której woda wylewała się litrami i kuchenka. Stara, zniszczona z piekarnikiem, który w ogóle nie umiał piec i powierzchnią, na której pleśń znajdowała swoje miejsce co milimetr. Do tego wszystkiego dodać tapetę, która tapetą nie była, a raczej skrawkami papieru, które "można było" przykleić do ścian.
- Ciekawe... mieszkanie - wydusił w końcu blondas i położył Laurę na Niby Kanapie.
- Tak. Tyle pleśni nie mam nawet w laboratoriach - zaśmiała się lokatorka i położyła kluczyki na szafce w kuchni.
- Tak. Ile płacicie? - zagaił nagle z zaciekawieniem.
- Nie chcesz wiedzieć.
- Więc wnioskuję, że dużo.
- Dużo za dużo.

~*~*~*~*~
Przepraszam, że rozdział taki krótki, ale mam gości i muszę kończyć, a chciałam dodać już dziś. Przepraszam więc za błędy, ale nie chce mi się sprawdzać. Więc tak. Zrobię sobie przerwę. To pewne, ale oficjalnie ogłoszę to jak będę miała czas.
Do napisania
~ Di


9 komentarzy:

  1. nareszcie rozdział. ! bardzo się z tego powodu cieszę. ;)
    czekałam na niego z wielką cierpliwością. ;)
    od 1-ego rozdziału mi się spodobał, czekam na kolejny. ;*
    mam nadzieję,że będzie niebawem. ;)

    trzymaj się cieplutko. ;)

    Maddie Moon. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra. Bo ja też nie mam za bardzo czasu. Tak wiem, znowu. Ale nauka...:D
    No okej. Ciekawy rozdział. Dalej ciekawi mnie o co chodzi z Laurą i Vanessą. Bo za dużo nie wyjaśniłaś. ;) Ale okej. Poczekam.
    Muszę jeszcze zrobić pracę na informatykę. Życz mi powodzenia.
    Ross zobaczył "mieszkanie" dziewczyn. Jak sobie to wyobraziłam, wybuchnęłam śmiechem. No cóż.
    No to czekam na next.

    P.s. Dobrze, że robisz sobie przerwę. Wypoczniesz i wrócisz z takim natłokiem weny. :) Mam nadzieję. I tego ci życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Yay!!! Rozdział!!! :D
    Jest świetny :)
    A Ross taki kochany... zaniósł Laurę do domu ^^
    Czekam na nexta!!! :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rossdziau, Di. Specyficzny, słodki i dość zabawny. Naprawdę go lubię c:
    Mam nadzieję, że dość szybko wrócisz ze swojej przerwy. Uwielbiam Twoje opowiadanie i wiecznie nie mogę się nacieszyć rozdziałem. Ale przerwa dobrze Ci zrobi, nawet nie wiem, czy sama na nią nie iść.
    Życzę Ci weny i miłego wieczoru c:

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudo<3 chcialabym pisac tak dlugie komy jak ty ale po prostu nie potrafie. Ale mam nadzieje ze kilka slow ode mnie ci w czyms pomoga
    Kochana Di. Rossdzialik boski, cudowny, idealny. Czekam oczywiscie na nexta
    Do napisania
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział!
    Widać, że Lau i Reach to prawdziwe psiapsiólki ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział
    :*
    Czekam na next
    <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Jej świetny ulubiony zalubiny przezemnie kasie

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz daje mi ogromną motywację do dalszej pracy :)