piątek, 26 czerwca 2015

15. Don't you know that you're all that I think about?

Don't you know that you're all that I think about? ~ Nie wiesz, że jesteś wszystkim o czym myślę?
  
~ Already home - A Great Big World

Jego oczy momentalnie się powiększyły, gdy zobaczył jej twarz. Była taka… inna. Zawsze uśmiechnięta i wesoła brunetka przepadła zostawiając po sobie ślad ciężkiej traumy i niewiarygodnych przeżyć. Ich wspólnych przeżyć. Bo on zawsze przy niej był i ją wspierał, a ona wspierała jego. Tak to już między nimi było. Bezgraniczne zaufanie, przyjaźń, za którą warto zabić, uczucie silniejsze od miłości. To przy niej był jego dom i dopiero widząc jej czekoladowe oczy zrozumiał, że w końcu, po pięciu latach nieustannej troski, zaznał spokoju. Bo choć nie była już ona tą samą osobą oczy miała takie same. One nigdy się nie zmieniały. Niezależnie od humoru - zawsze były w nich iskry nadziei.
- Emm… O… Ym… - próbowała cokolwiek powiedzieć, ale zamiast tego wychodził jej bezsensowny bełkot. Jeszcze kilka minut temu nie pomyślałaby, że mogłaby się ucieszyć na widok blond czupryny. Ale teraz. Miała ochotę wskoczyć chłopakowi w ramiona i nigdy z nich nie wychodzić. Nawet Max ani Reachel nie dawali jej takiego ukojenia. Nawet Lucas nie wiedział o niej tylu rzeczy, ile wiedział on. Bo on znał ją bezgranicznie. A ona znała jego. Wiedziała, że w wieku pięciu lat wpadł do basenu z wodą z różowym barwnikiem i myślał, ze to kisiel, wiedziała, że w gimnazjum podkochiwał się w jej siostrze, wiedziała, że oglądanie komedii romantycznych było dla niego bardziej emocjonujące niż najostrzejszy „pornol”. Znała go na wylot i wiedziała, że mając jedenaście lat  przechodził okres „zmian” i został homoseksualistą, a to znów minęło mu, kiedy poznał cycatą Jessicę w wieku lat czternastu. Wiedziała, że nie umie jeździć na deskorolce, choć w pokoju miał tysiące nagród - które ukradł bratu. Wiedziała, że nigdy jej nie zawiedzie. Ale teraz, patrząc na dwudziestojednoletniego mężczyznę nie była pewna, czy ich przyjaźń jest jednak tak bardzo wieczna, jak im się wydawało. Bo ona po prostu o nim zapomniała.
- Miło cię znów widzieć - tylko tyle była w stanie powiedzieć, pełna entuzjazmu i tęsknoty. Dech zamarł jej w piersiach, a łzy zapiekły w oczy. Cały czas nie mogła uwierzyć, że to on. Chłopak z „kozaka”, którego ostatnim razem widziała pięć lat temu.
- No, no, no… Gdzie się podziała twoja skóra, przyjaciółko? - zaśmiał się cicho i lustrując ją dokładnie od góry do dołu zagwizdał. - Kuźwa, gdyby nie to, że ty, ja plus jakikolwiek pociąg seksualny równa się niemożliwemu, to bym cię tak puknął, że byśmy kasków potrzebowali. - oboje zaśmiali się głośno z żartu blondyna. Po chwili ten umilkł i westchnął głęboko - Gdzieś ty była, księżniczko? - usiadł obok niej i niespokojnie czekał na pozwolenie. Brunetka dość szybko zrozumiała, bo wtuliła się w niego jak w wielkiego, pluszowego misia.
- Na końcu świata, Anti. Na końcu świata.

***

Między Maxem a Reachel zapadła niezręczna cisza w chwili, kiedy ich przyjaciółka opuściła samochód. Ale żadne z nich się o nią nie martwiło - znali ją na tyle dobrze, żeby nie musieć się nad nią w każdej chwili trząść. Trochę się denerwowali, to prawda, ale żeby zaraz wyruszać na poszukiwania? Nie było takiej potrzeby, przynajmniej nie do jutra. Zamiast tego Max starał się jakoś zręcznie poruszyć niezręczny temat.
- Lubisz go? - zapytał znienacka, takim tonem, że Reach aż podskoczyła.
- C-co? - spojrzała na niego niemrawo i potrząsnęła głową - Kogo mam niby lubić, albo nie? - wróciła do wpatrywania się w obrazki za szybą. Drzewo, drzewo, krzak, ławka, drzewo, drzewo, Maxowi na pewno chodzi o Setha, drzewo, krzak…  - tak mniej więcej wyglądała jej głowa od środka.
- No, tego… Jak mu tam… Stellana? Simona? Simpiliusza...? - podrapał się po podbródku, a blondyna zakwiliła śmiechem, słysząc ostatnie imię. - O! Setha! Lubisz go? - gdy Logan znów zmarszczyła czoło Casella westchnął głośno i kładąc głowę na dłoniach, na kierownicy, wymruczał - Lubisz tego cholernego Setha, czy nie?
Dziewczyna zaśmiała się krótko i bez cienia wesołości.
- To bez znaczenia.
Głowa Maxa znów wróciła na swoje dawne miejsce i teraz to on marszczył z niezrozumieniem czoło.
- Kurwa, ty jesteś bez znaczenia- obruszył się i spojrzał na dwudziestolatkę. Jak małe dziecko siedziała naburmuszona na swoim fotelu i miała focha na cały świat. Słowa bruneta nie zabolały jej w najmniejszym stopniu. Po prostu taka już była. Nienawidziła, jak ktoś podważał jej zdanie, a on to zrobił i to jeszcze w takiej sprawie. - Kobieto, jak nie weźmiesz spraw w swoje ręce, to nie będziesz wiedziała, czy to miało, czy nie miało znaczenia, rozumiesz?! - z każdym dalej wypowiedzianym słowem Max coraz bardziej podnosił głos. Miał nadzieję przemówić jej w końcu do rozumu, nie chciał, żeby przez całe życie siedziała jak mysz pod miotłą. Była piękną, silną i wspaniałą dziewczyną. Nie mogła zmarnować sobie życia. Nie, siedząc w cieniu.
- Może i masz rację - przyznała po pięciu minutach ciszy. - Może powinnam go gdzieś zaprosić? Na randkę - dodała ciszej i spuściła głowę zawstydzona. - Nie, to beznadziejny pomysł.
Znów ta nieznośna cisza. Znów przerwała miłą atmosferę. Znów zaszkodziła dwójce przyjaciół.
- Jesteś po prostu nie do zniesienia! - wrzasnął w końcu Max, nieopacznie ciskając pięścią w klakson. Na ulicy aż zaniosło się od jego dźwięku.
Reachel popatrzyła na bruneta wielkimi oczami. Była nie tyle wystraszona, ile zaszokowana wybuchem Caselli. Chłopak, który zawsze był spokojny i wytonowany wrzasnął tak, że było go słychać aż w Sydney.
- Ale…
- Nie ma żadnego „ale”, kobieto! Kiedy ty się w końcu nauczysz brać sprawy na poważnie?! - znów podniósł ton i to dość wysoko. Prawie zapiszczał, starając się nie dać przechodniom satysfakcji z podsłuchania ich rozmowy.
- Ale ja nie potrafię, Max…
- Kuźwa, przestań, dobra! Jesteś piękną, młodą, inteligentną kobietą! Ile jeszcze czasu zajmie ci dostrzeżenie tego, że połowa Nowego Jorku gapi się na twój tyłek?!
Dziewczyna już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zaraz szybko je zamknęła. Spojrzała na niego oczętami wielkości spodków Ufo, a dolna szczęka automatycznie jej opadła.
- Uważasz, że jestem…? - nie zdołała powiedzieć nic więcej, bo przerwał jej pocałunek. Poczuła czyjeś wargi na swoich, a brązowe włosy zamiotły jej po twarz. Sama nie wiedziała, co w tym momencie czuła. Radość? Przerażenie? Podniecenie? A może wszystko na raz? Tak wiele sprzecznych emocji szamotało się w niej i walczyło o to, które będzie mogło wziąć nad innymi górę. Ale jedno było pewne. Czuła niespodziewane zaskoczenie. Jej najlepszy przyjaciel - Max Casella, lat dwadzieścia jeden, rodowity Włoch - ją pocałował. Obdarzył ją pocałunkiem, którego nie zdążyła odwzajemnić, ani odrzucić.
Max oderwał się od niej gwałtownie i wrócił do właściwej pozycji. Zaczął tępo wpatrywać się w ulicę i nic nie mówiąc, przeżuwał dolną wargę od wewnątrz. Zazgrzytał zębami i starał się cofnąć łzy, które zebrały mu się w oczach. Zamrugał parę razy i pełen goryczy powtarzał sobie cicho, tak cicho, że nawet on tego nie słyszał, „ Wcale się w niej nie zakochałeś, rozumiesz? Wcale”. Po powtórzeniu tego po raz piąty parsknął cicho i dodał: „Szkoda tylko, że to nie prawda”. I zajechał pod dom dziewczyn.

***

- To co tam słychać w kozaku? - zagaiła wesoło Laura, zajadając się kolejną frytką. Anti podrapał się po brodzie.
- Ale w tym ogólnym, czy naszym? - zapytał pełen powagi i mrużąc oczy próbował sobie przypomnieć najważniejsze informujcie.
- W naszym. Co tam słychać u naszych kozakowiczów? - brunetka pochłonęła kolejną frytkę i z niesmakiem stwierdziła, że jest surowa.
- Wszyscy się cieszą, że nie musza cię codziennie oglądać - wyszczerzył się blondyn w jej stronę, za co oberwał fast foodem. - Ale tak na poważnie… - znów przymrużył oczy i pełen zadumy nieco zgarbił plecy. - No nie wiem. Na pewno twój ojciec załamał się z powodu winnicy. No i z twojego też. Nazwał cię nawet „dziedzicem jego spodku”. Bardzo dużo czasu poświęca winoroślom. A najczęściej siedzi przy Wiolet - atmosfera spoważniała, a Laura ze złością zaczęła zgrzytać zębami. Nie chciała wybuchnąć, ale nie mogła tak po prostu puścić tego mimo uszu. To nie było do niej podobne.
- Mógł się nie zajmować winnicą jak trzecią córką - warknęła jadowicie, zaciskając pięści. - Dla niego ważniejsze było podlanie Wiolet niż moja szesnastka. Nigdy nie mogłam bawić się w winnicy, bo była przecież świątynią. Wcale nie żałuję, że…
- Owszem, żałujesz i to bardzo - przerwał jej ostrym tonem Anti. Popatrzył na nią takim samym wzrokiem, na co Laura nieco się uspokoiła. - Ty żałujesz wszystkiego, co zrobiłaś a było złe. Taka już po prostu jesteś. Najpierw robisz, potem żałujesz - blondyn dla otuchy złapał dłoń ciemnookiej, a paczkę frytek wyrzucił do najbliższego kosza. Były tam już same surowe ziemniaki, pokrojone i zanurzone w tłuszczu na kilka krótkich sekund. - Eli i Francesco biorą ślub - dodał, aby wyładować troszkę napięcie. I udało mu się, bo, do tej pory naburmuszona Laura z wielkim uśmiechem na ustach wybałuszyła oczy.
- Na serio? Przecież oni się nienawidzili - sprostowała tak wesołym głosem, że aż przyjemnie było jej słuchać, nawet nie rozumiejąc sensu słów. Nie było w niej już nawet krzty dziewczyny sprzed kilku sekund.
Antonio uśmiechnął się promiennie. Dobrze wiedział, że tylko on umie wprawić ją w stan takiego entuzjazmu, kiedy ktoś spodli jej humor.
- Nie no, ja po prostu byłam pewna, że oni będą kiedyś razem - zaszczękała radośnie brunetka i tanecznym krokiem pognała dalej, nie zważając na to, że jej towarzysz został jakiś metr w tyle. - I co, pewnie Ariadna i Hektor są świadkami? A ceremonia odbędzie się w Koloseum? O matko, już widzę Eli w białej sukni, a Frana w garniaku. To chyba oczywiste, że założy trampki, on zawsze je nosi - dziewczyna trajkotała jak  nakręcona, a z każdą chwilą przypominały jej się coraz to kolejne fakty z dawnego życia jej i jej przyjaciół. Przed oczami same stawały jej obrazy poszczególnych wydarzeń, które tak bardzo zżyły ją i innych z paczki. I mimo, że to Anti i Lucas byli jej najbliżsi, to nigdy nie wypięłaby się na resztę przyjaciół.
- Tak, tak i tak - blondyn zdyszany dogonił przyjaciółkę i kładąc jej rękę na ramieniu spowolnił nieco jej chód. Brunetka zatrzymała się na ścieżce zawstydzona i westchnęła cicho.
- Sorki, jak jestem podekscytowana, to przyspieszam - wyjaśniła, niezgrabie się jąkając.
Wnecci  zaśmiał się tak głośno, że aż musiał złapać się za brzuch, który go rozbolał. Laura nadal stała na środku ścieżki i patrzyła się zdziwiona na blondyna.
- Idiotko, znam cię lepiej, niż ty sama się znasz i tłumaczysz mi, że jak jesteś podekscytowana, to przyspieszasz? Coś ty, na mózg upadła? Wyprali ci go w Wielkim Jabłku, czy jak? - nadal trzęsąc się ze śmiechu, Antonio objął Laurę ramieniem i ruszył z nią dalej.

~*~*~*~*~
Hej, misiaczki!
Na wstępie: przepraszam za to, że tak długo (znów) mnie nie było i (znów) rozdział wyszedł mi, jaki wyszedł. Choć nie powiem, jest nawet dobry. A jeśli ktoś myślał, ze Max zacznie zarywać do Lau, to się grubo pomylił :) Wątek Reach + Seth + Max dopiero się rozkręca. Haha, ja i mój trójkąt bermudzki xd
Miałam to napisać znacznie później, ale Chodakowska mnie zmotywowała. Zaczęłam dokańczać po ukończeniu aż  p o ł o w y  jej treningu i poczułam się jakbym mogła wszystko. Chuy tam z tym, że teraz napier papier mnie brzuch (każda z nas wie, jak to jest ;) ) i tak było wartko. Wasza Alexunia przechodzi na zdrowy tryb życia.
Aaaa! No i jak tam wasze świadectwa? Ja jestem mega super zadowolona i odwodniona., Ostatnia klasa równa się potok łez i pożegnań. Najtrudniej było mi się pożegnać z chłopakami, bo idziemy do innych gimbaz. No cóż, szkoda mi jak nie wiem co, ale przynajmniej Judasz i jego odpały nigdzie się nie ruszają beze mnie :D No, zgadnijcie, kto sobie popita lał po szkolnym dachu, a potem stał na czatach? Tak, wiem, staczam się ^^
Średnia wynosi u mnie 5,2 , więc jest po prostu genialnie. Wyobraźcie sobie moją minę, kiedy zobaczyłam obok polaka celujący. To było takie WTF?! Huh, dobrze, że dostaliśmy zwrot ze składek, bo inaczej nie miałabym za co kupić pani Rafaello. Coś mi się wydaje, ze przeważyła praca, którą napisałam na ogólnokrajowy konkurs literacki ^^
No, ok, ale dość o mnie. Napiszcie mi, jak wam poszedł miniony rok szkolny, bardzo chciałabym móc was pochwalić, albo zbesztać. Tak, Jools, jak fizyka ci źle poszła, to nie licz na ułaskawienie :D

Do napisania, dziobaki

~ Alex