wtorek, 29 grudnia 2015

Rocznica, miśki!

Tak, tak to już... wczoraj :P Byłam u  babci i nie miałam jak wstawić posta, więc robię to dzisiaj.
Dokładnie rok - bez jednego dnia - temu pojawił się tutaj prolog!
Jak ja was kocham, to normalnie nie macie pojęcia, miśki! Tak bardzo mocno was kocham, że mogłabym wszystkich was podusić, jakbym chciała was przytulić!
Dacie wiarę, że znosicie moje wyrafinowane humory aż rok?? Rok, rozumiecie? 365 dni byliście ze mną i mnie wspieraliście. Chcę wam za to z całego serca podziękować. Gdyby nie wy, nigdy nie osiągnęłabym tego wszystkiego. Normalnie, zaraz się poryczę... Ma ktoś chusteczki?
Dajecie mi takiego kopa w dupę, że szok. Gdyby nie wasze wsparcie nigdy nie podszkoliłabym się tak w pisaniu. Nie zdobyłabym wyróżnienia w konkursie ogólnokrajowym. Nie podniosłabym tak poczucia własnej wartości. Jesteście tutaj nie dlatego, że chcecie się ponabijać i ja dobrze to wiem. Wspieracie mnie - nie wszyscy może świadomie, ale każdy z was codziennie wnosi do mojego serca jakiś mały promyk nadziei. Ludzie sądzą, że blogerzy nie są naprawdę pisarzami. Że nie da się kochać ludzi, których się nie zna. I ja też jeszcze do niedawna w to wierzyłam, ale dzięki wam zrozumiałam, że to nieprawda.
Naprawdę mocno was kocham. Powtarzam to po raz setny, ale to prawda. Takie rzeczy trzeba mówić. Kocham was i bardzo wam dziękuję.

Na wszystkie 28 postów przypada 37 975 wyświetleń, 309 komentarzy, 30 obserwatorów i chyba ze cztery przerwy. 

Nie dałabym rady bez was. I mimo, że kilka razy chciałam wywalić komputer, kiedy mi nie szło, byłam załamana bakiem odzewów, zawsze znajdowałam reszty sił, żeby do was wrócić. Bo wiem, że mogę na was liczyć i dlatego chcę, żebyście wiedzieli, że możecie liczyć na mnie. Nie ważne, czy chodzi o napisanie rozdziału, czy zaproponowanie filmu po prawie-zerwaniu z chłopakiem; zawsze możecie na mnie liczyć. Postaram się pomóc najlepiej, jak potrafię.


Powtórzę to ostatni raz w tym poście - kocham was. Bardzo, bardzo mocno. Dzięki wam jestem, kim jestem. To dzięki wam moja głowa jest pełna pomysłów i coraz lepiej idzie mi z niektórymi rzeczami. Jesteście moimi mentorami, krytykami i najlepszymi przyjaciółmi.
Dziękuję wam za to :*
Alex


wtorek, 22 grudnia 2015

16. "I will love you unconditionally"

I will love you unconditionally ~Będę Cię kochać bezwarunkowo
~  Unconditionally - Katy Perry

Dla każdego, kto dzielnie czekał. Kocham was!


Brunetka wyjęła z komody kolejną bluzkę i położyła ją na łóżku.
- Nie boisz się? - zapytała Rydel, stojąca w drzwiach.
Laura uśmiechnęła się na widok znajomej i pokonując dzielące je łóżko, przytuliła blondynę.
- Nawet nie wiesz, jak - odpowiedziała, a uśmiech z jej twarzy znikł.
- Może, gdybyś mi powiedziała, to…
- Nie dzisiaj, Rydel. Proszę cię, nie naciskaj. - Laura wróciła do pakowania ubrań do walizki, zabierając z pościeli trzy pary spodni. - Najbardziej boję się, co powie ojciec, kiedy mnie zobaczy. No i, kiedy dowie się o mnie i o Rossie.
- Hah, pan Damiano? To najmilszy człowiek, jakiego znam, nie masz się przecież czego bać! - zaśmiała się Lynch, odchylając głowę do tyłu.
- Uwierz mi, że jest - odpowiedziała pewnym głosem Laura.
- No coś ty, przecież on jest przekochany! Musiałabyś go chyba wrzucić do studni, żeby się na ciebie obraził - blondynka ponowiła falę śmiechu, tyle, że tym razem głośniejszą. Laura również się zaśmiała, przypominając sobie, jak jej ukochany pies kiedyś o mało nie wrzucił Damiano do studni na placu św. Pawła i Piotra.
Blondynka podeszła do łóżka, wzięła do ręki małą walizkę z butami i przeciągnęła ją przez całą jego długość.
- A Reach się nie pakuje? - zapytała wyglądając na korytarz.
- Spakowała się wczoraj, teraz jest jeszcze na uczelni.
- Za trzy godziny wyjeżdżamy - oburzyła się Rydel i nieopacznie zrzuciła walizkę na podłogę. - Sorki.
Laura nic nie powiedziała, tylko uśmiechnęła się przelotnie i machnęła ręką.
- Ale przyjdzie tutaj, czy mamy po nią pojechać?
- Nie zdążylibyśmy, więc mam wziąć jej rzeczy i podjechać pod uczelnię - wyjaśniła Laura, skupiona na przeglądaniu czegoś w kalendarzu. - Idź do jej pokoju i przynieś mi proszę, jej walizkę.
Rydel posłusznie poszła po walizkę, co nie zajęło jej więcej , niż dwie minuty.
- A mogę wiedzieć, po co ci to? - zapytała blondyna, kiedy Marano wyjęła z reachelowej walizki parę spodni, bokserkę i bluzę.
- Dzisiaj jest jakiś konkurs z matmy. Reach ma na sobie koszulę i spódniczkę, a nie pójdzie tak do samolotu, musi się przebrać. A z nas dwóch, to ja mam łeb na karku, a ona buja w obłokach. - burknęła Laura, grzebiąc na dnie szafy. - Trampki, czy adidasy?
- Trampki. - odparła Rydel, przyglądając się dokładniej butom. - Gotowa?
- Jeszcze chwila - powiedziała Laura, skacząc na jednej nodze, a na drugą zakładając białego trampka. - A ty się nie boisz? - wypaliła ni stąd ni zowąd.
- Niby czego? - Rydel zmarszczyła czoło i przyjrzała się bliżej figlarnemu uśmiechowi Laury.
- Że Ell znajdzie sobie ładniejszą od ciebie Włoszkę. - Blondyna zgromiła ją wzrokiem, na co Laura przesłała jej buziaka w powietrzu.
- Jeżeli wszystkie wyglądają tak, jak ty to nie - zripostowała koleżankę.
 
Laura wzięła do ręki walizkę, a  do Rydel kiwnęła głową, żeby zabrała tą, należącą do Reachel .Obie dziewczyny szły w milczeniu przez mieszkanie, a przez całą drogę brunetka mruczała coś cicho, próbując zapamiętać, czy na pewno wszystko ze sobą zabrała. Gdy otworzyła drzwi do pustej łazienki, blondynka zapytała:
- Jak idą sprawy z kupnem mieszkania?
- Z tego, co wiem, to dobrze. - W wejściowych drzwiach pojawił się Ross. Miał na sobie skurzane rękawiczki, które szybko zdjął, żeby przejąć od Rydel walizkę. - Cześć - uśmiechnął się do Laury, na co ona pokiwała mu głową, ciągle zamyślona.
- Masz jakieś wieści od ojca? - zapytała Rydel, podając bratu pudło z napisem „SZKLANKI”.
- Nie, nie rozmawialiśmy ostatnio.
- Ale my rozmawialiśmy - wtrąciła Laura. - Ponoć rodzice kupili ci mieszkanie, więc zamieszkamy w nim razem tuż po powrocie, a Reach zaoferowali kupno tego obok. Gdyby nie nasza mała umowa, nie zgodziłaby się, ale tak…
- Ale wy zdajecie sobie sprawę, że nawet po rozwodzie będziecie sąsiadami, nie? - dodała rozbawiona Rydel.
- Jakoś przeżyjemy - uśmiechnęła się Laura i podeszła do Rossa. - Chyba musimy od zacząć próby, nie? - zaśmiała się cicho i pocałowała Rossa w policzek. - Cześć, skarbie.

***

- No, normalnie! - krzyknął do telefonu, wyglądając cały czas przez szybę.
- Pogrzało ją?! Czy ona chce ci robić żmudne nadzieje na to, że w końcu będziecie małżeństwem  n a  s e r i o ??? - zapytał zmodyfikowany telefonicznie głos Setha. Chłopak stał już na lotnisku, razem z Rikerem, Vanessą i państwem Lynch.
- Mi się wydaje, że ona na serio chce wiarygodnie wypaść przed rodzicami - wtrącił Ell, siedzący na miejscu kierowcy i popijający kawę ze Starbuksa.
- A ty się lepiej zamknij! - Seth obejrzał się dookoła, żeby sprawdzić, czy nie narobił swoim wrzaskiem dużego zamieszania.
- Żenisz się z Rydel, stary. Bardziej świrniętym nie da się już niestety być - dodał Ross.
Ellington przewrócił teatralnie oczami i wziął kolejnego porządnego łyka kawy.
- Ja ją przynajmniej kocham - dogryzł Rossowi, pełen satysfakcji.
Blondyn uśmiechnął się sarkastycznie do domniemanego szwagra i wrócił do rozmowy z Sethem.
- No, Rossowi niewiele brakuje - mruknął Seth, na co Ell wybuchł niepohamowanym i głośnym śmiechem.
- No ej! - oburzył się Ross, ale zaraz potem sam zaczął się śmiać.
- A co to za śmiechy?! - Ktoś zapukał w okno po stronie kierowcy, co przestraszyło Rossa tak, że aż pisnął. - No, stary, bardziej damskiego pisku nie da się już chyba mieć - zaszczebiotała Laura, otwierając drzwi od samochodu.
-To z czego się tak śmialiście? - wtrąciła Rydel, siadająca obok narzeczonego.
- Z niczego, kochanie - Ell uśmiechnął się przewrotnie i pocałował ją szybko w usta. -Takie męskie pogaduszki.
Rydel zmarszczyła czoło, ale nie przestała się uśmiechać.
- Przesuń się, grubasie, nie mam jak się przywitać - zazgrzytał ktoś za plecami Laury. Tym kimś była Reachel. - Siema, przystojniaczku - Logan pacnęła Rossa w ramię, odbierając od niego kubek z kawą. - I co, podoba się? - dodała, wskazując palcem swoją głowę.
- Ładnie ci w brązowym - skwitował Seth. - Ale i tak przywykłem do blondu.
- Jak jeszcze raz skrytykujesz jej fryzurę, to cię zastrzelę. Trzy bite godziny zajęło mi pomalowanie tych wszystkich kudłów - wtrąciła zdenerwowana Laura i usiadła obok Rossa.
- Mniejsza o to. - Reachel postawiła kubek na dachu auta. - Już się nie mogę doczekać, aż poznamy tego całego Antonia - podskoczyła prawie niedostrzegalnie, a uśmiech na jej twarzy znacznie się powiększył.
- Woli, jak mówi się do niego Anti - skwitowała Laura, przewróciwszy oczami. Mimo to, również się uśmiechnęła na wzmiankę o przyjacielu. Przez ostatni tydzień ona i Wenecci spędzali ze sobą naprawdę wiele czasu, dzięki czemu nadrobili stare zaległości i znów byli sobie bardzo bliscy. Antonio wracał do Włoch tym samym samolotem, którym lecieli oni, więc zaoferowali mu podwózkę. A raczej Laura, bo reszty nie miał jeszcze okazji poznać.
- Max też leci? - Laura popatrzyła na Rossa, który zadał to pytanie, jak na debila. - No co?
- On ma tam rodzinę, kretynie. Co roku lata do Włoch na święta.
- Ale leci teraz, czy później? - dodał Ross, na co brunetka wzruszyła ramionami.
- Nie dali mu urlopu, więc wyleci dwa dni przed Wigilią. - Reachel pociągnęła kolejnego łyka kawy, po czym oddała kubek Rossowi.
Nie była już uśmiechnięta, jej twarz nie wyrażała praktycznie nic. Jedna wielka pustka, która sprawiła, że Laura podejrzliwie przypatrzyła się przyjaciółce. Nie podjęła się jednak rozmowy, tylko z niemym uśmiechem potrząsnęła głową.
- To co, jedziemy? - zapytała Logan, zajmując miejsce obok Laury i trzaskając drzwiami.

***

Wchodząc do kabiny toaletowej, sprawdziła godzinę na telefonie. Według jej Nokii, mieli lądować za dwie i pół godziny. Położyła telefon na umywalce, a obok niego torbę, z której wyjęła małe, owalne pudełko i wodę. Z pudełka wyjęła dwie tabletki, a następnie połknęła je, popijając wodą.
- Jak ja nienawidzę samolotów - mruknęła i pociągnęła jeszcze jeden łyk z butelki.
Znów zakręciło jej się w głowie, więc zacisnęła obie dłonie na umywalne. Teraz jednak,  zawroty się nasiliły, a do nich dołączył przeszywający ból, dlatego przycupnęła, nie puszczając umywalki.
Zawroty się zmniejszyły, ale nadal nie czuła się najlepiej. Ręką zaczęła błądzić po umywalce, strącając kilka rzeczy, ale nie zauważyła nawet, co to było. W końcu dłonią natknęła się na butelkę. Kiedy wypiła całą pozostałą zawartość, drzwi się otworzyły, a w nich stanął blondyn.
- Laura? Nic ci nie jest? - Podszedł do niej i kucnął obok, obejmując ją nieśmiało w talii.
- Nie, tylko po prostu… - przerwała, kiedy ból ponownie przyszył jej głowę i syknęła niesłyszalnie.- Niedobrze mi od latania - dokończyła na jednym wdechu i podtrzymując się chłopaka, usiadła.
Blondyn popatrzył na nią zdezorientowany, ale zaraz oprzytomniał.
- Chcesz może wody?
- Właśnie wypiłam - odpowiedziała, chowając głowę między kolana i jęknęła głośno.
- Laura? - Ross podniósł spanikowany głos i złapał ją za ramiona.
- Daj mi chwilkę, zaraz mi przejdzie - odburknęła dziewczyna i podkuliła nogi.

Rzeczywiście. Po pięciu minutach znów była cała i zdrowa. Wracając na miejsca, Ross cały czas trzymał ją za rękę, bojąc się, że zaraz upadnie. Marano nie opierała się zbytnio - kilka razy mruknęła, że nie jest małym dzieckiem, ale nic poza tym. Gdy usiedli, Laura oparła się zmęczona o siedzenie i odetchnęła z ulgą.
- Martwisz się, nie? - zapytała nagle, kiedy zauważyła, że Ross od dłuższego czasu uciążliwie na nią patrzy.
- Tak troszeczkę - odparł chłopak z zawstydzonym uśmiechem i odwrócił wzrok.
Laura odchrząknęła.
- Nie przeszkadza mi to - przyznała po dłuższym czasie. - Po prostu, dziwnie, jak ty to robisz.
Jej słowa nieco zaskoczyły Lyncha. Nie do końca wiedział, co ma odpowiedzieć, więc uznał, że najlepiej, jak nie będzie mówił nic. W takiej właśnie ciszy minęła im reszta lotu.

***

Laura trzęsła się jak osika, kiedy podjechali pod jej dawny dom. Tyle wspomnień przytłoczyło ją na raz, że kiedy tylko zobaczyła zarys tego magicznego miejsca, wybuchła płaczem. Każdy raz, gdy zamykała powieki na ten ułamek sekundy,  by mrugnąć, wydawał się być wiecznością. Tak bardzo tęskniła za tymi murami - bardziej, niż myślała, będąc w Nowym Jorku.
Sece chciało wyskoczyć jej z piersi, gdy zobaczyła ojca, siedzącego w winnicy. Był tak zajęty Violet, że nawet nie usłyszał warkotu taksówki. Wyglądał inaczej. Jego niegdyś nienagannie brunatne włosy przyprószyła siwizna, poza tym, miał starszą, bardziej zmęczoną twarz. Miał na sobie flanelową koszulę w zielono-niebieską kratę i stare, poprzecierane ogrodniczki. Niby nic się nie zmieniło. Nic, oprócz oczu. Smutnych, stęsknionych oczu. Taki widok ją zabolał. Pamiętała tatę, jako zawsze uśmiechniętego ogrodnika, który świata nie widział poza swoimi córkami, żoną i ogrodem. Kiedyś był tak bardzo inny. Wesoły, zabawny, energiczny. Ale teraz przed oczami miała zmęczonego życiem staruszka. I to wszystko przez nią.
Ale najgorsze uczucie, jakiego doznała, towarzyszyło przy zobaczeniu matki. Kobieta wyglądała pięknie. Nawet podchodząc pod pięćdziesiątkę, sprawiała wrażenie ciekawej życia małolaty. Ubrana w białą, bawełnianą koszulę i beżowe rybaczki uśmiechała się życzliwie do kierowcy, stojąc pod bramą. Ona, w przeciwieństwie do męża, nie zmieniła się wcale. Jako kobieta z mocnym charakterem, była głową i szyją rodziny. Tak było i tym razem. Jej kruczoczarne włosy, upięte w luźnego koka niczym nie przypominały jasnych fal Laury. A niebieskie oczy? Elen i Laura były bardzo różne. Ale tylko z wyglądu. Ich charaktery były tak podobne, jak tylko podobne mogą być charaktery matki i córki.
Tak długo na mnie czekali, przemknęło przez myśl brunetce.
Nie mogła uwierzyć, że jest w słonecznych Włoszech, że znów tu wróciła.

Wyszła z taksówki z nienaganną gracją matki i wlepiła w dom mądre oczy ojca. Pięć lat temu była zupełnie inna. Głupia, naiwna, niewdzięczna. Ale teraz wróciła, żeby naprawić młodzieńcze błędy.
W końcu, ”Wszystkie Ścieszki prowadzą do Rzymu”, prawda?

~*~*~*~*~
Hallo, hallo?
Jest tu jeszcze ktoś?
Mam nadzieję, bo wróciłam i nie zamierzam was opuszczać do samego końca!
Rozdziały będą się pojawiały dość rzadko - co trzy tygodnie. Ale chyba damy radę, prawda?
Postaram się, żeby każdy był mniej więcej takiej długości, ale nic nie obiecuję.
No, to chyba wszystkie spawy organizacyjne.
No więc, muszę wam powiedzieć, że bardzo was kocham. Tylko trzy osoby stwierdziły, że mają dość czekania i odpadły, ale reszta dzielnie czekała.
Nie mogę powiedzieć, że jestem zadowolona z tego rozdziału, ale kolejny będzie lepszy, obiecuję.
Jeszcze raz, kocham was, miśki!

Poza tym, wesołych świąt. Nadal bądźcie tak super, jak jesteście, a wszystko będzie okej.
Do następnego!
~ Alex  


poniedziałek, 28 września 2015

LBA

Hej, misiunie :) Niestety, nie rozdział, ale LBA, do którego zostałam nominowana baaardzo dawno temu przez Tinsley. Tak jak mówiłam, TB nie mam zamiaru pisać, ale na pytania LBA zawsze z chęcią odpowiem. Więc, ja zaraz się biorę za odpowiadanie, ale najpierw chciałam coś wyjaśnić.
Napiszę sobie na kompie kilka rozdziałów w przód, dopiero potem je udostępnię, bo inaczej nie dam rady. W listopadzie się przeprowadzam, około świąt być może bierzemy psa, a ja jako nowa w gimbazie muszę się trochę przyłożyć. Poza tym, jak wiecie, blog o Laurze, ten drugi, jest moim priorytetem, chociaż chyba raczej niezbyt przypadł wam do gustu. No cóż, trudno, tamtego nie usunę. Skończę tamtą historię, tą zresztą też. Przed nami jeszcze około połowa, może nieco mniej.
Okej, okej.
LBA CZAS ZACZĄĆ!!!

Tinsley

1. Jest jakieś wydarzenie, które na zawsze zapadnie ci w pamięci? (jeśli tak to napisz)

Hmm... Coś mi podpowiada, że jest, ale nie wiem, co. Nosz kurna, mam to z tyłu głowy. Ach, no tak! Pierwsze spotkanie z Tyczką i koniec roku w Czwórce. No, a tak dla niewtajemniczonych, drugą podstawówką, do której uczęszczałam jest właśnie Czwórka. No więc, do końca życia zapamiętam, jak serce mi waliło, kiedy Martyna podeszła do mnie i zapytała, czy mam na imię Ola. W mojej głowie było jedno wielkie "WTF?!" No i oczywiście zakończenie. Boże, ale żem się zbłaźniła tańcząc tego głupiego break dance'a. Ja, powtarzam, J A  tańczyłam. Czaicie? Okropność, nie?


2. Twoja ulubiona książka, która sprawia, że mogłabyś ją czytać milion razy zaczynając od dowolnej strony - końca, początku, środka?

Czytam ostatnio wiele książek, ale bezapelacyjnie moją ulubioną pozostaje trylogia Rywalki. Serio, te książki były świetne. Drugą część przeczytałam w ciągu jednego dnia. Na pewno do niej powrócę i to nie ważne, czy od środka, od końca, czy od samiusieńkiego początku :)


3. Książka, która nie dość, że ci się nie podobała to jeszcze jest znana. (tytuł i autor)

Hmmm... Mam taką jedną, ale nie jest raczej znana. Nie podam autora, ale wiem, że była zatytułowana Błękitna Miłość. Oprócz lektur tylko tej książki nie dokończyłam. No i Gwiazd Naszych Wina, ale to dlatego, że nie czytałam jej tak długo, że nie mogłabym iść dalej, nie zaczynając od początku, ale też tak krótko, że czytanie od początku mnie nudziło. Acha, no i Zostań jeśli kochasz Gayle Forman. Książka mi się podobała, ale nie mogłam się za nią zabrać. A jak zabrałam nie mogłam oderwać. A jak oderwałam, nie mogłam zacząć. I tak w kółko. 


4. Czy uważasz, że jeśli między partnerami jest duża różnica wieku to nie powinni ze sobą być?

No, dość trudne pytanie. Powiem tak; są obleśne pary z ta całą różnicą i są pary słodkie. Oraz są neutralne. Ale, gdy widzę pięćdziesięciolatkę w miniówce z takim hot dwadzieścia to mi się chce... zwrócić obiad światu, że się tak wyrażę. No. To tyle. 


5. Jaka piosenka sprawia, że masz ochotę iść tańczyć?

No, jest kilka takich piosenek. Wiem, ze przy See you again Wiza i Charliego się wzruszam, bo to piosenka moja i Tyczki. A tańczyć... Reality Lost Frequencies i Janieck Devy (nie mam pojęcia jak się pisze xd) Kocham tą piosenkę i zawsze się kołyszę, jak ją słyszę. Ach, no i Love me like you do Goulding. W piątek na imprezie darłam się na cały głos, kiedy leciała.


6. Hasło, które ludzie czasem rzucają na wiatr a dla ciebie ma ono dużą wartość?

Po dłuższym namyśle stwierdzam, że nie ma takiego hasła, ale jest słowo. I jeśli wam je powiem, to wyjdę na ofermę szukającą współczucia, ale co mi tam. Myślę, że budując więź z czytelnikami powinno się odpowiadać szczerze na wszystkie pytania. A więc moja odpowiedź brzmi; ojciec. To słowo wiele dla mnie znaczy, bo używam go praktycznie nigdy. I teraz proszę, No H8 (kocham ten skrót).


7. Słuchasz czasem piosenek, w których podoba ci się melodia i rytm, ale nie znasz słów? (Podaj chociaż jeden tytuł)

Hah, jest ich od groma! Ale teraz, spodobała piosenka, której nie znam nawet tytułu, więc Tyczka mi go przesyła przez fb :'D Cristian Marchi Feat. Luciana - Keep Calm and Twerk On


8. Adresy 3 blogów, które według ciebie są najbardziej warte przeczytania.

Jest ich wiele, ale podam te trzy ulubione. Poza tym dodam, że wiele moich ulubionych blogów już nie funkcjonuje.
1.  http://laura-marano-i-r5.blogspot.com/
2. mydilemma-raura.blogspot.com
3. http://life-is-like-a-labyrinth-raura.blogspot.com/

No. Jak na razie, nie czytam wielu blogów, ale te trzy tak. Ach, no i niedługo zaczynam 50 Shades of Lynch! 


9. Twoje ulubione perfumy.

Wyjdę na idiotkę, jak powiem, że Chanelle  no 5 ? Nie no, żarcik. Mam jakieś perfumy, które kocham, ale nie pamiętam nazwy. Jakoś nie przywiązuję zbytniej wagi do tego, co kradnę z toaletki mamy ;)


10. O czym lubisz czytać w opowiadaniach? Jaki parring byś tam chciała?

Najbardziej o Raurze i tylko o niej czytam. Po prostu... Tak jakoś. Nie wiem sama czemu, ale już się przywiązałam do tego parringu i nawet nie traktuję go realnie. Ross jest z Courtney, Laura z Andrewem. Cieszę się. I dzięki temu odkryłam, że jestem niezmierną fanką Lau, a nie R5. Do tego nie pogardziłabym opowiadaniem z Uriahem Sheltonem (moim przyszłym mężem i bratem Lau w Hurricane) albo obsadą z Belli i Buldogów. Hah, ale o Uriaszka byłabym zazdrosna. Kocham go i mam na kafelkach w telefonie (nokia, windows 8)!



11. Dlaczego twoim zdaniem ludzie są nietolerancyjni dla wyróżniających się zachowaniem, wyglądem czy ubiorem ludzi? Czy powinni coś zmienić w sobie czy nie?

Niektórzy po prostu boją się inności. Nie lubią jej. A ich najlepszą linią ataku jest odpychanie tych "innych". Ja tam nic nie mam do inności. Co prawda widok murzyna, albo chińczyka zawsze wzbudza we mnie ciekawość, ale nie złość, czy agresję. Nie boję się tych ludzi, nie jestem zła o to, że istnieją. Ale według mnie niektóre nacje mogłyby się wychylać. Chyba wszyscy wiemy o kogo chodzi. Inność jest dobra, a ja najszczególniej popieram tą seksualną. Dla mnie gej (to o nich gadam przed połowę mojego czasu) jest normalnym człowiekiem, którego marzę, aby mieć za przyjaciela. Nie przeszkadza mi to, że podoba mu się ta sama płeć, ale nie toleruję, gdy adoptuje dzieci. To taki myk w moim murze obronnym dla wszystkich gejów tego świata. Tylko, muszą się zachowywać normalnie, no bo nie cierpię takiego czegoś "na pokaz". 
Czy nietolerancyjni ludzie powinni coś w sobie zmieniać?
Tak i to dużo. 



Okej, a oto i moi nominowani;

1. Kiki
2. Delly Anastazja Lynch
3. Jacky Sparrow
4. Żelko Jadek
5. Lauren Coolness
6. EmiDelly R5er
7. Karcia Lynch
8. Aria Lynch

Pytania:

1. Czy masz jakieś zwierzątko?
2. Co sądzisz o uchodźcach?
3. Do jakiego kraju wyprowadziłabyś się najchętniej?
4. Aktor, za którego chcesz wyjść?
5. Ulubiony kosmetyk?
6. Ukochany sklep?
7. Jaki masz stosunek do sklepów z odzieżą używaną?
8. Książa, która skończyła się tak, że miałaś ochotę rzucić nią o ścianę (w moim przypadku jest to ostatnia część trylogii Spętani przez bogów Josephine Angelini. Jak ona mogła zostawić Oriona, dop cholery?!)
9. Piosenka, która lubisz, ale musisz mieć nastrój na słuchanie jej?
10. Czy miałaś kiedyś tak, ze podobał ci się niezbyt urodziwy chłopiec?
11. Jak (w skali od 1 do 10) bardzo kochasz swoje łóżko?? :D


No nic, kochani. Jeżeli chcecie o coś spytać, śmiało. Pytania i ten post jak najbardziej służą dla was na ich zadawanie :)

Do napisania, misie
~ Alex


Jego naprawdę da się nie kochać??????????? <3

wtorek, 18 sierpnia 2015

Złe wieści...

Hej, misiaczki. Wiem, znów to samo. Ale... Nie, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Po pierwsze, to popsuł mi się laptop. Ma już pięę lat, spierdzielony taczpad (nie mam bladego pojęcia, jak to si.e pisze) i teraz rąbnęły mi wszystkie wejścia USB. Żyć nie umierać. Aktualnie używam kompa Natalki, ale nie lubię jej zabierać go na zbyt długo. Więc to jest pierwszy powód braku rozdziału. Moja niemoc. Ale z drugiej strony, nawet, gdyby mój komputer był stuprocentowo sprawny, rozdziału by nie było. Znów mam tą cholerną blokadę. Wiem,  z n ó w. Nie zawieszam, nie robię przerw. Nie usuwam. Ale muszę, czuję wam się to winna, dobrnąć do końca. Chociaż, zobaczę po tym, jaki będzie odzew. Mało komentarzy to kolejny powód. Moja podłamka i załamka polega również na tym, że czuję, że już się wam przejadłam. Gorzej piszę? Tak? Bo jeśli o to chodzi, to powiedzcie mi w prost. I jeśli w jakikolwiek sposób mnie szanujecie - mnie i moją pracę - powiedzcie mi to. Naprawdę ostatnio trudno jest mi znaleźć czas i chęci na rozdział. Ale wiem, że dzieki temu nie tylko uciekam w swój własny świat. Dzięki temu również, cały czas podtrzymuję tą niewypowiedzianą obietnicę. Zostanę. Dokończę historię. Obiecuję Wam to. Rozdział może się pojawić dzisiaj, a może za rok. Nie wiem, kiedy. le wiem, że będzie. To milczenie było jak przestępstwo. Tak się czułam. Jak złoczyńca. I chociaż jest mi trudno poukładać własną historię, zrobię to z historią Laury Marano i Rossa Lyncha. Obiecuję.

A jeśli chcecie śledzić dalej moją pracę, zapraszam na drugiego bloga; hurricane-laura.blogspot.com
Do niego podchodzę bardzo emocjonalnie, ponieważ postać Laury bardzo przypomina mi mnie samą. proszę, zależy mi na niej, wiec wchodźcie. To dla mnie na serio ważne.

piątek, 26 czerwca 2015

15. Don't you know that you're all that I think about?

Don't you know that you're all that I think about? ~ Nie wiesz, że jesteś wszystkim o czym myślę?
  
~ Already home - A Great Big World

Jego oczy momentalnie się powiększyły, gdy zobaczył jej twarz. Była taka… inna. Zawsze uśmiechnięta i wesoła brunetka przepadła zostawiając po sobie ślad ciężkiej traumy i niewiarygodnych przeżyć. Ich wspólnych przeżyć. Bo on zawsze przy niej był i ją wspierał, a ona wspierała jego. Tak to już między nimi było. Bezgraniczne zaufanie, przyjaźń, za którą warto zabić, uczucie silniejsze od miłości. To przy niej był jego dom i dopiero widząc jej czekoladowe oczy zrozumiał, że w końcu, po pięciu latach nieustannej troski, zaznał spokoju. Bo choć nie była już ona tą samą osobą oczy miała takie same. One nigdy się nie zmieniały. Niezależnie od humoru - zawsze były w nich iskry nadziei.
- Emm… O… Ym… - próbowała cokolwiek powiedzieć, ale zamiast tego wychodził jej bezsensowny bełkot. Jeszcze kilka minut temu nie pomyślałaby, że mogłaby się ucieszyć na widok blond czupryny. Ale teraz. Miała ochotę wskoczyć chłopakowi w ramiona i nigdy z nich nie wychodzić. Nawet Max ani Reachel nie dawali jej takiego ukojenia. Nawet Lucas nie wiedział o niej tylu rzeczy, ile wiedział on. Bo on znał ją bezgranicznie. A ona znała jego. Wiedziała, że w wieku pięciu lat wpadł do basenu z wodą z różowym barwnikiem i myślał, ze to kisiel, wiedziała, że w gimnazjum podkochiwał się w jej siostrze, wiedziała, że oglądanie komedii romantycznych było dla niego bardziej emocjonujące niż najostrzejszy „pornol”. Znała go na wylot i wiedziała, że mając jedenaście lat  przechodził okres „zmian” i został homoseksualistą, a to znów minęło mu, kiedy poznał cycatą Jessicę w wieku lat czternastu. Wiedziała, że nie umie jeździć na deskorolce, choć w pokoju miał tysiące nagród - które ukradł bratu. Wiedziała, że nigdy jej nie zawiedzie. Ale teraz, patrząc na dwudziestojednoletniego mężczyznę nie była pewna, czy ich przyjaźń jest jednak tak bardzo wieczna, jak im się wydawało. Bo ona po prostu o nim zapomniała.
- Miło cię znów widzieć - tylko tyle była w stanie powiedzieć, pełna entuzjazmu i tęsknoty. Dech zamarł jej w piersiach, a łzy zapiekły w oczy. Cały czas nie mogła uwierzyć, że to on. Chłopak z „kozaka”, którego ostatnim razem widziała pięć lat temu.
- No, no, no… Gdzie się podziała twoja skóra, przyjaciółko? - zaśmiał się cicho i lustrując ją dokładnie od góry do dołu zagwizdał. - Kuźwa, gdyby nie to, że ty, ja plus jakikolwiek pociąg seksualny równa się niemożliwemu, to bym cię tak puknął, że byśmy kasków potrzebowali. - oboje zaśmiali się głośno z żartu blondyna. Po chwili ten umilkł i westchnął głęboko - Gdzieś ty była, księżniczko? - usiadł obok niej i niespokojnie czekał na pozwolenie. Brunetka dość szybko zrozumiała, bo wtuliła się w niego jak w wielkiego, pluszowego misia.
- Na końcu świata, Anti. Na końcu świata.

***

Między Maxem a Reachel zapadła niezręczna cisza w chwili, kiedy ich przyjaciółka opuściła samochód. Ale żadne z nich się o nią nie martwiło - znali ją na tyle dobrze, żeby nie musieć się nad nią w każdej chwili trząść. Trochę się denerwowali, to prawda, ale żeby zaraz wyruszać na poszukiwania? Nie było takiej potrzeby, przynajmniej nie do jutra. Zamiast tego Max starał się jakoś zręcznie poruszyć niezręczny temat.
- Lubisz go? - zapytał znienacka, takim tonem, że Reach aż podskoczyła.
- C-co? - spojrzała na niego niemrawo i potrząsnęła głową - Kogo mam niby lubić, albo nie? - wróciła do wpatrywania się w obrazki za szybą. Drzewo, drzewo, krzak, ławka, drzewo, drzewo, Maxowi na pewno chodzi o Setha, drzewo, krzak…  - tak mniej więcej wyglądała jej głowa od środka.
- No, tego… Jak mu tam… Stellana? Simona? Simpiliusza...? - podrapał się po podbródku, a blondyna zakwiliła śmiechem, słysząc ostatnie imię. - O! Setha! Lubisz go? - gdy Logan znów zmarszczyła czoło Casella westchnął głośno i kładąc głowę na dłoniach, na kierownicy, wymruczał - Lubisz tego cholernego Setha, czy nie?
Dziewczyna zaśmiała się krótko i bez cienia wesołości.
- To bez znaczenia.
Głowa Maxa znów wróciła na swoje dawne miejsce i teraz to on marszczył z niezrozumieniem czoło.
- Kurwa, ty jesteś bez znaczenia- obruszył się i spojrzał na dwudziestolatkę. Jak małe dziecko siedziała naburmuszona na swoim fotelu i miała focha na cały świat. Słowa bruneta nie zabolały jej w najmniejszym stopniu. Po prostu taka już była. Nienawidziła, jak ktoś podważał jej zdanie, a on to zrobił i to jeszcze w takiej sprawie. - Kobieto, jak nie weźmiesz spraw w swoje ręce, to nie będziesz wiedziała, czy to miało, czy nie miało znaczenia, rozumiesz?! - z każdym dalej wypowiedzianym słowem Max coraz bardziej podnosił głos. Miał nadzieję przemówić jej w końcu do rozumu, nie chciał, żeby przez całe życie siedziała jak mysz pod miotłą. Była piękną, silną i wspaniałą dziewczyną. Nie mogła zmarnować sobie życia. Nie, siedząc w cieniu.
- Może i masz rację - przyznała po pięciu minutach ciszy. - Może powinnam go gdzieś zaprosić? Na randkę - dodała ciszej i spuściła głowę zawstydzona. - Nie, to beznadziejny pomysł.
Znów ta nieznośna cisza. Znów przerwała miłą atmosferę. Znów zaszkodziła dwójce przyjaciół.
- Jesteś po prostu nie do zniesienia! - wrzasnął w końcu Max, nieopacznie ciskając pięścią w klakson. Na ulicy aż zaniosło się od jego dźwięku.
Reachel popatrzyła na bruneta wielkimi oczami. Była nie tyle wystraszona, ile zaszokowana wybuchem Caselli. Chłopak, który zawsze był spokojny i wytonowany wrzasnął tak, że było go słychać aż w Sydney.
- Ale…
- Nie ma żadnego „ale”, kobieto! Kiedy ty się w końcu nauczysz brać sprawy na poważnie?! - znów podniósł ton i to dość wysoko. Prawie zapiszczał, starając się nie dać przechodniom satysfakcji z podsłuchania ich rozmowy.
- Ale ja nie potrafię, Max…
- Kuźwa, przestań, dobra! Jesteś piękną, młodą, inteligentną kobietą! Ile jeszcze czasu zajmie ci dostrzeżenie tego, że połowa Nowego Jorku gapi się na twój tyłek?!
Dziewczyna już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zaraz szybko je zamknęła. Spojrzała na niego oczętami wielkości spodków Ufo, a dolna szczęka automatycznie jej opadła.
- Uważasz, że jestem…? - nie zdołała powiedzieć nic więcej, bo przerwał jej pocałunek. Poczuła czyjeś wargi na swoich, a brązowe włosy zamiotły jej po twarz. Sama nie wiedziała, co w tym momencie czuła. Radość? Przerażenie? Podniecenie? A może wszystko na raz? Tak wiele sprzecznych emocji szamotało się w niej i walczyło o to, które będzie mogło wziąć nad innymi górę. Ale jedno było pewne. Czuła niespodziewane zaskoczenie. Jej najlepszy przyjaciel - Max Casella, lat dwadzieścia jeden, rodowity Włoch - ją pocałował. Obdarzył ją pocałunkiem, którego nie zdążyła odwzajemnić, ani odrzucić.
Max oderwał się od niej gwałtownie i wrócił do właściwej pozycji. Zaczął tępo wpatrywać się w ulicę i nic nie mówiąc, przeżuwał dolną wargę od wewnątrz. Zazgrzytał zębami i starał się cofnąć łzy, które zebrały mu się w oczach. Zamrugał parę razy i pełen goryczy powtarzał sobie cicho, tak cicho, że nawet on tego nie słyszał, „ Wcale się w niej nie zakochałeś, rozumiesz? Wcale”. Po powtórzeniu tego po raz piąty parsknął cicho i dodał: „Szkoda tylko, że to nie prawda”. I zajechał pod dom dziewczyn.

***

- To co tam słychać w kozaku? - zagaiła wesoło Laura, zajadając się kolejną frytką. Anti podrapał się po brodzie.
- Ale w tym ogólnym, czy naszym? - zapytał pełen powagi i mrużąc oczy próbował sobie przypomnieć najważniejsze informujcie.
- W naszym. Co tam słychać u naszych kozakowiczów? - brunetka pochłonęła kolejną frytkę i z niesmakiem stwierdziła, że jest surowa.
- Wszyscy się cieszą, że nie musza cię codziennie oglądać - wyszczerzył się blondyn w jej stronę, za co oberwał fast foodem. - Ale tak na poważnie… - znów przymrużył oczy i pełen zadumy nieco zgarbił plecy. - No nie wiem. Na pewno twój ojciec załamał się z powodu winnicy. No i z twojego też. Nazwał cię nawet „dziedzicem jego spodku”. Bardzo dużo czasu poświęca winoroślom. A najczęściej siedzi przy Wiolet - atmosfera spoważniała, a Laura ze złością zaczęła zgrzytać zębami. Nie chciała wybuchnąć, ale nie mogła tak po prostu puścić tego mimo uszu. To nie było do niej podobne.
- Mógł się nie zajmować winnicą jak trzecią córką - warknęła jadowicie, zaciskając pięści. - Dla niego ważniejsze było podlanie Wiolet niż moja szesnastka. Nigdy nie mogłam bawić się w winnicy, bo była przecież świątynią. Wcale nie żałuję, że…
- Owszem, żałujesz i to bardzo - przerwał jej ostrym tonem Anti. Popatrzył na nią takim samym wzrokiem, na co Laura nieco się uspokoiła. - Ty żałujesz wszystkiego, co zrobiłaś a było złe. Taka już po prostu jesteś. Najpierw robisz, potem żałujesz - blondyn dla otuchy złapał dłoń ciemnookiej, a paczkę frytek wyrzucił do najbliższego kosza. Były tam już same surowe ziemniaki, pokrojone i zanurzone w tłuszczu na kilka krótkich sekund. - Eli i Francesco biorą ślub - dodał, aby wyładować troszkę napięcie. I udało mu się, bo, do tej pory naburmuszona Laura z wielkim uśmiechem na ustach wybałuszyła oczy.
- Na serio? Przecież oni się nienawidzili - sprostowała tak wesołym głosem, że aż przyjemnie było jej słuchać, nawet nie rozumiejąc sensu słów. Nie było w niej już nawet krzty dziewczyny sprzed kilku sekund.
Antonio uśmiechnął się promiennie. Dobrze wiedział, że tylko on umie wprawić ją w stan takiego entuzjazmu, kiedy ktoś spodli jej humor.
- Nie no, ja po prostu byłam pewna, że oni będą kiedyś razem - zaszczękała radośnie brunetka i tanecznym krokiem pognała dalej, nie zważając na to, że jej towarzysz został jakiś metr w tyle. - I co, pewnie Ariadna i Hektor są świadkami? A ceremonia odbędzie się w Koloseum? O matko, już widzę Eli w białej sukni, a Frana w garniaku. To chyba oczywiste, że założy trampki, on zawsze je nosi - dziewczyna trajkotała jak  nakręcona, a z każdą chwilą przypominały jej się coraz to kolejne fakty z dawnego życia jej i jej przyjaciół. Przed oczami same stawały jej obrazy poszczególnych wydarzeń, które tak bardzo zżyły ją i innych z paczki. I mimo, że to Anti i Lucas byli jej najbliżsi, to nigdy nie wypięłaby się na resztę przyjaciół.
- Tak, tak i tak - blondyn zdyszany dogonił przyjaciółkę i kładąc jej rękę na ramieniu spowolnił nieco jej chód. Brunetka zatrzymała się na ścieżce zawstydzona i westchnęła cicho.
- Sorki, jak jestem podekscytowana, to przyspieszam - wyjaśniła, niezgrabie się jąkając.
Wnecci  zaśmiał się tak głośno, że aż musiał złapać się za brzuch, który go rozbolał. Laura nadal stała na środku ścieżki i patrzyła się zdziwiona na blondyna.
- Idiotko, znam cię lepiej, niż ty sama się znasz i tłumaczysz mi, że jak jesteś podekscytowana, to przyspieszasz? Coś ty, na mózg upadła? Wyprali ci go w Wielkim Jabłku, czy jak? - nadal trzęsąc się ze śmiechu, Antonio objął Laurę ramieniem i ruszył z nią dalej.

~*~*~*~*~
Hej, misiaczki!
Na wstępie: przepraszam za to, że tak długo (znów) mnie nie było i (znów) rozdział wyszedł mi, jaki wyszedł. Choć nie powiem, jest nawet dobry. A jeśli ktoś myślał, ze Max zacznie zarywać do Lau, to się grubo pomylił :) Wątek Reach + Seth + Max dopiero się rozkręca. Haha, ja i mój trójkąt bermudzki xd
Miałam to napisać znacznie później, ale Chodakowska mnie zmotywowała. Zaczęłam dokańczać po ukończeniu aż  p o ł o w y  jej treningu i poczułam się jakbym mogła wszystko. Chuy tam z tym, że teraz napier papier mnie brzuch (każda z nas wie, jak to jest ;) ) i tak było wartko. Wasza Alexunia przechodzi na zdrowy tryb życia.
Aaaa! No i jak tam wasze świadectwa? Ja jestem mega super zadowolona i odwodniona., Ostatnia klasa równa się potok łez i pożegnań. Najtrudniej było mi się pożegnać z chłopakami, bo idziemy do innych gimbaz. No cóż, szkoda mi jak nie wiem co, ale przynajmniej Judasz i jego odpały nigdzie się nie ruszają beze mnie :D No, zgadnijcie, kto sobie popita lał po szkolnym dachu, a potem stał na czatach? Tak, wiem, staczam się ^^
Średnia wynosi u mnie 5,2 , więc jest po prostu genialnie. Wyobraźcie sobie moją minę, kiedy zobaczyłam obok polaka celujący. To było takie WTF?! Huh, dobrze, że dostaliśmy zwrot ze składek, bo inaczej nie miałabym za co kupić pani Rafaello. Coś mi się wydaje, ze przeważyła praca, którą napisałam na ogólnokrajowy konkurs literacki ^^
No, ok, ale dość o mnie. Napiszcie mi, jak wam poszedł miniony rok szkolny, bardzo chciałabym móc was pochwalić, albo zbesztać. Tak, Jools, jak fizyka ci źle poszła, to nie licz na ułaskawienie :D

Do napisania, dziobaki

~ Alex


niedziela, 31 maja 2015

14. It's been a long day, without you my friend... And I'll tell you all about it when I see you again...

 It's been a long day, without you my friend... And I'll tell you all about it when I see you again... ~ Mój przyjacielu, to był długi dzień bez ciebie. Opowiem ci o nim, gdy znowu się spotkamy
 See you again - Wiz Khalifa  feat. Charlie Puth


W pokoju zapanowała nieprzyjemna cisza. Max skończył opowiadać, a każdy mógł teraz przetrawić jego słowa. |W końcu, nie zawsze słyszy się taką historię,  na dodatek sięgającą osoby dość bliskiej całej reszcie. Vanessa wpatrywała się w panele i obgryzała skórki od paznokci. Nie mogła uwierzyć, że siostra jej o tym nie powiedziała. Oczywiście, o śmierci Lucasa wiedziała cała okolica. Był młody, ambitny, w miarę dobrze się uczył. A przede wszystkim był miłością Laury. Rodzice za nim przepadali i nigdy nawet nie pomyśleliby, że może on brać udział w tym świństwie. A tym bardziej nie podejrzewali o to Laury. Vanessa nawet przez jakiś moment była zazdrosna o to, że ten miejscowy przystojniak zwrócił uwagę na jej młodszą siostrę, a nie na dojrzałą, choć starszą od niego o trzy lata, czarnulkę. Lecz zazdrość ta przeszła jej gdy tylko zobaczyła, z jaką miłością oboje na siebie patrzą. Gdy przyłapywała ich na skradaniu sobie potajemnych pocałunków i chichotaniu siostry, gdy siedemnastolatek jeździł dłonią po jej udzie. Wtedy już nie zazdrościła jej chłopaka, tylko tego, że nie krępuje się przyprowadzić go do domu i przedstawić rodzicom. Ona i Riker znali się już trzy lata, chodzili dwa. Ten poprosił ja o rękę, tydzień później – z późniejszych wyliczeń – czarnowłosa zaszła w ciążę. Mieszkała wówczas w Ameryce, w Nowym Jorku. Do rodziny przyjeżdżała na wakacje. I za każdym razem, kiedy przyjeżdżała, brunetka wymykała się po nocach do malutkiego domku na drzewie. Widziała ją nie raz i wiedziała, że szło się spotkać z nim. I wtedy właśnie myślała o Rikerze. O tym, jak bardzo go kocha.
O śmierci wybranka serca siostry dowiedziała się z nekrologu. Tego dnia, kiedy ów wypadek miał miejsce, Laura nie wróciła nawet do domu. Całą noc przesiedziała u Antiego. Kolejnego dnia zadzwoniła tylko, powiedzieć, że kilka następnych nocy też spędzi u niego i żeby się nie martwili. Van próbowała do niej dotrzeć, porozmawiać. Ale to w ramię blondyna płakała brunetka, kiedy oddawali ciało Monteza ziemi.
- Powiedziano nam, że wpadł w poślizg na autostradzie i z niej wypadł. Nikt nic nie mówił o wyścigach – wydukała w końcu oszołomiona. Do tej pory nie mogła uwierzyć, choć wszystko zaczynało składać się w jedną całość.
Max spojrzał na nią, wyraźnie dotknięty.
- Ona przeżywała piekło, obwiniała siebie o jego śmierć. Uważała, że skoro ona rozpoczęła wśród nich modę na motory, to właśnie oka powinna… - urwał, wciągając gwałtownie powietrze. Vanessa poderwała się z łóżka gwałtownie.
- Blizny! – krzyknęła, jakby odkryła ósmy cud świata. Nie była jednak radosna, tylko przerażona. – Wcale nie wylądowała w kolczastych krzakach, ona się cięła! Próbowała popełnić samobójstwo!
Teraz to Ross zachłysnąć się powietrzem. I pomyśleć, że traktował ją, jakby była kuloodporna. Testował jej wytrzymałość, poza tym, intrygowała go. A ona nie była wcale kuloodporna. Tylko poprzebijana na wylot.
- Ale… Skąd ty to wiesz? – wystękał ku zdziwieniu wszystkich. Tylko brunet nie był zaskoczony jego pytaniem. Wydawał się go nawet spodziewać.
- Jestem kuzynem Antonia. Powiedział mi.
- A pożar…?
- Jaki znów pożar?! – wrzasnęła Rydel zaszokowana. Vanessa nagle pożałowała, że nie odciągnęła chłopaka na bok. To było za dużo jak dla blondyny. Za dużo, jak la nich wszystkich. Ich psychika nie wytrzymałaby już kolejnej historii takiej, jak ta.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Ten sekret Anti trzyma zamknięty na kłódkę.

Znów zapadła cisza. Tym razem ani przyjemna, ani uciążliwa. Po prostu potrzebna. Ten zgiełk nowych informacji musiał się jakoś uporządkować, a bez chwili ciszy sam by tego nie zrobił. Dziewczyna pojawiła się z nikąd. Ale namąciła w ich życiu, jak mało kto. Ta zupełnie obca kobieta skrywała jeszcze nie jedną tajemnicę, nie jeden problem przewyższający jej możliwości. A oni czuli się zobowiązani pomóc jej wszystkie rozwiązać.
- Mam pomysł – odezwał się nagle Riker. Do tej pory milczał, nie wtrącał uwag, po prostu starał się zadowolić żonę . Mało interesowała go nowopoznana. Wiedział, czuł to w kościach: będą z nią problemy. – Zabierzmy ją na święta do Włoch, do waszych rodziców.

***

- Co tak długo? – niecierpliwiła się blondyna, oparta o karoserię i skubiącą lakier z paznokci. Brunetka przewróciła oczami i zaklaksoniła, aż jej przyjaciółka podskoczyła. – Lau, nienawidzę cię, wiesz? – fuknęła Logan i wsiadła na miejsce pasażera.
- Ej! To moje miejsce, spadówa! – oburzyła się dziewczyna i popchnęła w żartach przyjaciółkę. Reachel spiorunowała ją wzrokiem.
- Sama spadaj, małpo niedorozwinięta – wytknęła ciemnookiej język i dodatkowo pstryknęła w nos. Chcąc nie chcąc, Marano na ten gest kichnęła, na co obie zareagowały śmiechem. Po chwili napad śmiechu ustał i obie ponowiły milczące wyczekiwanie.

Czekały długo. Minimum pół godziny. Ale w końcu Max zamknął na sobą wejściowe drzwi i ruszył w stronę auta. Na jego miejscu siedziała ciemnowłosa i przysypiała, tak samo, jak blondyna obok. Zapukał lekko w szybę. Dziewczyna oszołomiona podniosła głowę i mlasnęła.
- Ja wcale nie spałam – wychrypiała ledwo słyszalnie i sunąc po wnętrznościach auta wślizgnęła się na tylne siedzenie. Rozłożyła się na całych trzech fotelach i wróciła do swojej własnej krainy Morfeusza. Długo o jednak nie trwało, bo kilka sekund później otworzyła rozespane już oczy i wlepiła je złowrogo w przyjaciela. – Pół godziny. Siedziałeś tam pół godziny, idioto. Nie wiem, jak u ciebie, ale w moim słowniku „chwila” oznacza maks dziesięć minut. Maks – zawarczała tonem nie znoszącym pyskowania. Poza tym, brunet nawet bałby się jej odpyskować. – To co tak długo robiłeś? – zapytała, łagodniejąc i siadając po turecku na środku foteli. Miała poczochrane włosy, ale nie przeszkadzało jej to, nawet nie zgarnęła ich z twarzy. Same opadły po paru minutach, przygniecione ciężarem wilgoci unoszącej się w powietrzu. Za szybą padał śnieg, a oni nie ruszyli, przez co do środka przez uchylone okno przedostawały się pojedyncze śnieżynki.
- Rozmawiałem – odparł niechętnie i odpalił silnik. W środku samochodu zawarczało, a on ruszył z podjazdu.
- Więcej szczegółów? – odezwała się zachrypniętym głosem Reachel. Max spojrzał na nią zdziwiony. Był przekonany, że dziewczyna śpi. A ta otworzyła z premedytacją jedno oko i uśmiechnęła się złośliwie.
- Nie ma więcej szczegółów. Po prostu wytłumaczyłem wszystkim, że jeśli zrobią coś którejkolwiek z was, to zastrzelę – brunet wzruszył ramionami i przyspieszył trochę, na pustej drodze. Laura wbiła się plecami w fotel.
- W takim razie musisz pogadać jeszcze z Sethem. Ma chrapkę na Reach – brunetka uśmiechnęła się dziarsko i popatrzyła w stronę przyjaciółki. Ta przekręciła głowę w jej stronę i wytknęła język.
- Spierniczaj, mendo – syknęła, lecz po chwili zakwiliła  zduszonym śmiechem.
- A kto to ten Seth, jeśli mogę wiedzieć? – Max dał znać, ze jeszcze nie wysiadł z auta i nadal słyszy rozmowę dziewcząt. Reachel poczerwieniała.
- Kolega Rossa – burknęła i wróciła wzrokiem na jezdnię i jej interesujący materiał.
- I nałożnik Reach – dodała zadowolona z siebie brunetka.
- Nałożnica.
- Nałożnik. Rodzaj męski nałożnicy.
Max już nic nie powiedział. Cały czas myślał, jak powiedzieć to dziewczyną. Jeśli zrobi to nie tak, to Laura się popłacze, a Reach rzuci na niego z pazurami. Wziąć z zaskoczenia, czy powoli?
- Muszę wam coś powiedzieć – wyznał po chwili. Zacisnął palce jeszcze ciaśniej na kierownicy, więc gdyby była ona żywa, właśnie zostałaby uduszona.
-Masz grobową minę, więc zgaduję, że to coś ważnego  uśmiechnęła się pokrzepiająco Laura.
I to i to.
­- Lynchowie zaprosili nas na święta – oznajmił. Dziewczyny uśmiechnęły się zadowolone. Wreszcie będą mogły spędzić normalne, rodzinne święta. Na stole będzie indyk, a pod choinką prezenty. To duża rodzina, na dodatek z maluchem, więc pewnie dom odwiedza również Mikołaj. Będą miały okazję się wystroić i zawiesić kilka bombek na choince. Laura wreszcie podsadzi siostrzeńca, żeby zamieścił na czubku gwiazdę, a Reach nacieszy się towarzystwem przemiłej Rydel popijają gorącą czekoladę. – Jedziemy do Włoch, do rodziców Laury i Vanessy.
Czar pryska.


Laura patrzy zaszokowana na przyjaciela. Nie dociera do niej to, co właśnie powiedział. Nie będzie prezentów, choinki, indyka. Chcą ją zabrać do rodziców. Ona uciekła z domu, a oni chcą ją teraz tam zabrać.
- Zatrzymaj się – zarządziła słabym, oszołomionym głosem.
- Ale Laur…
- Zatrzymaj! – wrzasnęła.
Max zrobił, co kazała. Zatrzymał auto, a ona szybko z niego wysiadła. Trzasnęła drzwiczkami i ze złością ruszyła chodnikiem.
- Wracaj, porozmawiajmy! – krzyknęła za nią Reachel. Najwyraźniej już do niej dotarło.
- Jak wrócę do domu. Pieszo! – odkrzyknęła i zniknęła w parku.
Gęstwina krzew i krzewów pochłonęła jej postać całkowicie, a ona mogła liczyć na chwilę spokoju.  Była zła. Wściekła, że w ogóle przeszło im to przez myśl. I musieli mieć aprobatę Maxa, a to już szczyt wszystkiego. Ona uciekła, wydostała się z tej czarnej dziury, żeby nie musieć więcej udawać, ze jest okej, a oni chcą jej to wszystko od nowa zafundować. Krew zaczęła gotować się w jej żyłach i podchodzić do zziębniętych policzków. Sama nie wiedziałam kiedy nogi odmówiły jej posłuszeństwa i usiadła na pierwszej ;lepszej ławce. Wciąż miała przed oczami twarze rodziców, Lucasa. Brakowało jej ich wszystkich, a kiedy pomyślała o Antoniu… Obiecała mu, że wróci, a tym czasem ona cały czas tu siedzi. Łzy zebrały jej się w oczach, kiedy pomyślała o przyjacielu. Jak otumaniona układała w głowie układankę zarysu jego twarzy. Łzy nie pozwalały jej normalnie widzieć, a umysł zaćmiewały wspomnienia. Podkuliła nogi i wybuchła gorącym, histerycznym płaczem. Emocje kotłowały się w niej, jak oszalałe, rozbijając powoli i tworząc rysy  na powłoce jej wytrzymałości. Z każdym dniem, z każdym oddechem cierpiała coraz mocniej. Brakowało je rodziny, przyjaciela, miłości. Brakowało jej wyścigów, mieszanki zapachowej spalin, potu i krwi. Brakowało jej całego wcześniejszego, beztroskiego świata. Miała już dość problemów, dość udawania.  Chciała po prostu dać sobie odpocząć, zregenerować siły. Przestać zatracać się w rutynie i żyć, jakby Lucas miał za chwilę pojawić się w jej drzwiach. Obiecywać gruszki na wierzbie.  Przestać oszukiwać samą siebie.

Podniosła głowę. Chciała pozbyć się łez, ale nie umiała. Mrugnęła kilka razy. W końcu udało jej się opanować histerię, choć obraz wciąż jej się zamazywał. Zamrugała parę razy i puściła wolno ostatnie łzy. W końcu udało jej się zapanować nad emocjami. Zmów była nie do pokonania, a jej heroiczna powłoka nie przepuszczała jakichkolwiek uczuć.
- Laura? – usłyszała zdziwiony, męski głos. Nie odwróciła nawet głowy, nie chciała. Nawet bez tego wiedziała, ze ten głos należy do Rossa.  Nie uraczyła go nawet jednym chłodnym spojrzeniem, ale on przysiadł się obok i zaczął ją obserwować. Coś jej nie grało. Był naprawdę podobny do Rossa, ale spojrzenie Lyncha było dla niej krepujące i wzbudzające nieposkromioną złość. Poza tym chłopak wyglądał jakoś inaczej. Nie widziała jego twarzy, nie chwiała tam patrzeć. Po prostu to czuła. Był jakiś inny. Poza tym wydawał się być… Radosny? Ross nigdy nie był radosny, jego ton przypominał raczej statecznego biznesmena.
Odwróciła głowę i zamiast czekoladowych, wzbudzających w niej przeróżne emocje, tęczówek, zobaczyła tak tęsknie wypatrywane, wiecznie roześmiane, zielone oczy.

~*~*~*~*~*~*~*~*~
Buuuu…. Tyle cię nie ma i wracasz z takim złomem? Buu…. – czy nie tak będą teraz brzmiały wasze komentarze? Zakładam, że tak. Wiem, zawiodłam was, przepraszam. Nie powinnam robić sobie tak długiej przerwy między rozdziałami nie mówiąc wam nic i wracać z takim, za przeproszeniem, gównem. Bo inaczej tego określić się nie da. Dużo opisów, dialogów, ale i tak wszystkiego za mało. Przepraszam, naprawdę was przepraszam. Ale mam usprawiedliwienie swojego rozkojarzenia! Ostatnio, bo dwa tygodnie temu była komunia Natalii, a tydzień temu urodziła się moja kuzynka, więc to na niej skupiałam większość wolnego czasu. Do tego w trzy dni przeczytałam pierwszą część „Rywalek” (polecam :D) i miałam sprawdzian z mamy decydujący o mojej końcowej ocenie.  Co tego w poniedziałek test z anglika – Olusia wyciąga kolejną czwórę. Dodajcie do tego nieoficjalne pogłoski o przyszłym nadejściu wyników i  ich faktyczne pojawienie się w piątek, tyle, że na dodatkowych zajęciach z matmy, więc nie dowiedzieliśmy się, jak nam wyszło. We wtorek jadę na wycieczkę i martwię się, czy dobrze będę wspominać ostatnią podstawówkową wycieczkę. Tak więc widzicie, że u mnie ostatnio dość ciekawie. Do tego sprawy rodzinne i sercowe (platoniczne xd) .
Przepraszam za błędy! Jest druga w nocy, nie mam ochoty ich sprawdzać!
Poza tym mam taką sprawę: pytania zawarte w komentarzach pod postami nie uzyskają odpowiedzi, więc proszę je zamieszczać w odpowiedniej zakładce.

Dobrano, ja idę w kimono :D

~ Alex 


Coś was tu za mało! Odwiedzać, komentować, obserwować - to dla mnie ważne!

wtorek, 12 maja 2015

13. And I will stumble and fall

 And I will stumble and fall ~ I potknę się i upadnę
A Great Big World ~ Say Somethink

- Max, uspokój się – Laura złapała przyjaciela za ramię, wbijając szczupłe palce w jego skórę. Zasyczał cicho i odwrócił się do niej. Jego oczy – nadal wypełnione furią – błądziły niespokojnie po jej twarzy. Cały dygotał, zęby miał zaciśnięte, a szczęka chodziła mu to w prawo, to w lewo.
- Mówiłaś, że już się nie zakochasz – wytknął jej najbardziej jadowitym głosem, na jaki było go stać. Brunetka aż cofnęła dłoń.
- Bo się nie zakocham, Max. Dobrze wiesz, ze nie dałabym rady – spojrzała na niego pełna ciepła i spokoju, który nieco ochłodził chłopaka. A może to słowa go ostudziły?
- To… Nie rozumiem – zmarszczył brwi i przeniósł wzrok na Rossa – W co ty ją wpakowałeś, Lynch? – uniósł głowę, jakby chciał mu tym przekazać, że jest od niego ważniejszy.
- W… nic?- blondasek pisnął z przerażenia. Strach sparaliżował go całkowicie, a przed oczami już widział bruneta, który wymierza mu prawego sierpowego.
- To czysty interes, Max. Ja za niego wychodzę, a on daje mi kasę. Trzy miesiące i pa pa, nie wiążę się z nim na zawsze – bruneta ujęła twarz przyjaciela w drobne dłonie i spojrzała mu bez skrępowań w głębokie oczy. – Nie popełnię znów tego samego błędu – przyłożyła czoło do jego czoła, a już po chwili tkwiła w jego ramionach, które przed chwilą mocno ją objęły. Chłopak pocałował ją w czoło i zanurzył dłonie w jej kasztanowych włosach. Wiedział, że nie kłamie, nie mogłaby go okłamać w takiej sprawie.  On dobrze wiedział, co przeszła ostatnim razem, on jedyny znał wszystkie szczegóły.
- Dobrze, Lau, wierzę ci. Ale obiecaj, że gdy zdobędziesz pieniądze, wrócimy do Włoch – ujął jej drobną brodę w palce i zmusił, żeby na niego spojrzała. Pokiwała twierdząco głową.
- Postaram się – uśmiechnęła się smutno.

Reach siedziała po na podłodze i z uniesioną głową przyglądała się scence. Wiedziała, o co chodziło, a przynajmniej tak myślała. Ale myliła się.
Naprężyła ciało i wstała  z paneli.
- Chodźcie, miałaś mi jeszcze włosy zafarbować – blondyna uśmiechnęła się dumna z tego, ze udało jej się zmienić temat na coś przyjemniejszego.
Laura odwzajemniła gest i złapała przyjaciółkę za ręce. Pogłaskała kciukiem wierzch jej dłoni.
- Przepraszam, ze musieliście oglądać tę scenkę. Max jest czasami aż za opiekuńczy – posłała wspomnianemu chłopakowi rozbawione spojrzenie – Do zobaczenia jutro – pomachała wszystkim i przekroczyła próg. Już chciała zamykać drzwi, ale zobaczyła, że Casella stoi w miejscu. Popatrzyła na niego pytająco.
- Zaraz do was dołączę, trzymaj kluczyki – rzucił jej klucze, a one zabrzęczały w powietrzu. Po chwili drzwi się zamknęły, a brunet odczekał chwilę i odetchnął z ulgą. – Okej, Lynch, teraz możemy pogadać – powiedział, już normalnie i wskazał blondynowi, żeby usiadł na krześle. Tak też ten zrobił.
- Wyjść? – zapytała Vanessa ostrożnie, ważąc każde wypowiedziane słowo.
Max zlustrował ją dokładnie od góry do dołu.
- Jesteś siostrą Laury? – zapytał z nutką rozbawienia. Szatynka pokiwała głową. – Tak też myślałem -  uśmiechnął się sam do siebie.
- To co, możemy zostać? – dziewczyna ponowiła pytanie.
- Tak, jasne.
- No, więc, o czym chciałeś nam powiedzieć? – ponaglił go Ross. Riker zawtórował mu cichym „no właśnie”.
Max potarł kark lewą ręką. Zmarszczył nos i spojrzał na swoje tenisówki. Nie wiedział, jakby tu zacząć ten temat. Laura go pewnie zabije, jeśli się dowie, że im powiedział, ale musiał. Inaczej wystarczyłby jeden niewłaściwy ruch, a dziewczyna rozpadła się w drobny mak, a jej odłamki cały czas depresyjnie by płakały. Musiał im opowiedzieć historię, która na zawsze odmieniła życie tej dziewczyny…

Wokół śmierdziało paliwem, ogólnie miejsce wyglądało i pachniało paskudnie, ale dziś jego obskurność przewyższała nad innymi dniami. Dziewczyna, na której zapach ten nie robił już żadnego wrażenia szła szybkim krokiem przez kałuże z deszczu, krwi, potu i ohydnej czarnej mazi. Nie przejmowała się tym, że zniszczy trampki, które miała na nogach, ani, że jej kasztanowe włosy przesiąkną tym okropnym zapachem, po prostu szła. Szła dalej i w skupieniu przeglądała twarze zebranych, jakby lustrowała stronice katalogu. Poszukując przyjaciół pozwoliła sobie na wypicie małego piwa, ale jej w głowie i tak już huczało. I huczałoby nawet bez picia. Czarną ramoneskę zostawiła na bagażniku harleya i teraz bardzo tego żałowała, bo na terenie całego miasta tutaj było najzimniej. Miała im do przekazania ważną wiadomość. Bardzo ważną wiadomość, która na zawsze miała odmienić ich życie. Ale jak na przekór, nigdzie ich nie było. Głośna muzyka dudniła, w niektórych miejscach powietrze spowite papierosowym dymem aż drgało od jej obecności. I w końcu go zobaczyła. Stał oparty o swój motor i szelmowsko uśmiechał się w stronę przyjaciela. Wszyscy tam byli. Mogła im już powiedzieć.
- Lucas – zawołała głośno, próbując przekrzyczeć miejscową wrzawę.
Brunet odwrócił szybko głowę, słysząc swoje imię. Jeździł wzrokiem po placu, aż w końcu jego oczy zatrzymały się na niej. Uśmiechnął się, a jego oczy o razu przysłoniły iskry radości. Pomachał ręką, aby przyszła.
Nie przyszła, podbiegła do nich, przeciskając się przez tłum. Jak oszalała wpadła w ramiona ukochanego i przytuliła go z całej siły. On nieco zaskoczony z początku zachwiał się i nie odwzajemnił gestu, ale zaraz oboje zastygli w tej pozycji.
- Tęskniłem – wyszeptał jej przy uchu i trącił je nosem. Brunetka przymknęła oczy rozkoszując się biciem zakochanego serca.
- Ja też – odszeptała i zagłębiła twarz jeszcze bardziej w jego szyi.
- Hej, gołąbeczki, zabieram gołębicę, która nawet nie raczyła zwrócił uwagi na najprzystojniejszego faceta na tej planecie – Anti szturchnął Lucasa w ramię, przez co dziewczyna wyleciała z jego uścisku.
- Antonio, ty zadufany w sobie draniu – zaśmiała się głośno i oplotła rękoma szyję blondyna.
- Nie wiedziałem, że zakochana Laura, to rozpromieniona Laura – mruknął i uwodzicielsko poruszył brwiami. Dziewczyna zawtórowała ze śmiechem.
- Marano zawsze jest rozpromieniona, kiedy ma przed oczami największe ciacho na świecie – zachichotała i ciągle z rękoma zaplecionymi na karku chłopaka odchyliła tułów do tyłu.
-Lucas, widzisz, zasłaniałeś biedaczce widok, ty gruba świnio – blondas wytknął przyjacielowi język, a brunet zrobił to samo.
- Czasem zastanawiam się, czy to przez kolor włosów, czy jak – dociął mu Lucas i trzepnął siedemnastolatka w tył głowy.

Do trójki przyjaciół podeszła czarnowłosa dziewczyna. Wyglądała jak kelnerka z notesem i długopisem w dłoni.
- Zapisujecie się na wyścigi? – zapytała uprzejmie i odkryła zakuwkę.
- Tak. Laucas Montez, Antonio Wenecci i Laura Marano – wyrecytował brunet.
-Wiek? – dopytała dziewczyna, kiedy ich nazwiska już znalazły się w notesie.
- Siedemnaście – rzucił Anti
- Osiemnaście – dodał zaraz potem Lucas
Cisza.
- A ty? – czarnowłosa spojrzała na Laurę znacząco.
- Potrzebne ci to? – zapytała Laura, błagająco na nią patrząc.
- Bardzo.
Dziewczyna podrapała się w tył głowy i wydukała ciche:
- Piętnaście.

Przyjaciele siedzieli na harleyu Laury i wpatrywali się w ludzi przed nimi. Cisza, jaka między nimi panowała była bardzo przyjemna, jednak przerwał ją Lucas:
- To o czym chciałaś nam powiedzieć – wypalił, nadal ślepo patrząc na plac.
Brunetka uniosła wzrok. Zmarszczyła brwi.
- Nie wykręcaj się, to widać – dodał Antonio, posyłając jej znużone spojrzenie. Westchnęła.
- Nie wiem, czy to teraz dobry pomysł.
- Mów i to już.
Wzięła kilka głębokich wdechów i wyjęła z bagażnika harleya kurtkę. Pod nią leżała koperta. Wzięła ją do ręki, a ramoneskę schowała z powrotem.
- Mam nadzieję, że nie pożałuję – powiedziała i przekazała kopertę brunetowi.
- To przecież …
- List z Omnibus Uniwesity! – wrzasnął Anti uśmiechając się przy tym, jak głupi do sera.  – Czemu się nie cieszycie? – wypalił, widząc, że przyjaciele nie pałają entuzjazmem.
- Nie jest otworzony – zauważył Lucas. Laura skinęła głową, a on przełknął gule rosnącą w gardle.
Ten list mógł zmienić życie ich trójki. Mogli w końcu wyjechać, zostawić to zapyziałe miasto, to cholerne państwo, idiotycznie idealne rodziny i żyć na własną rękę. Jeśli tylko Laurze udało się tam dostać.
Drżącymi rękoma wyjął z kieszeni składamy scyzoryk i bardzo precyzyjnie rozciął kopertę. Z niej wyjął kremową kartkę i rozłożył ją. Zagłębił się w lekturze, co nie trwało długo…
- Dostałaś się! – wrzasnął trochę za głośno i z całych sił przytulił ukochaną. Serce łomotało całej trójce, a Laurze już najbardziej. Na wątłych nogach podeszła bliżej, aby chwycić list i upewnić się, czy chłopak nie żartował.
- Boże, Laura, kocham cię! – wyrzucił Lucas i wpił się w usta dziewczyny. Nie całowali się namiętnie, czy zachłannie, ale oddali w pocałunek całą wdzięczność sobie nawzajem. Cały czas trzęśli się, jak osiki, nawet Antoni, który dołączył do grupowego przytulasa.
- Wiedziałem, że powalisz ich na kolana.
Nie dane było im zbyt długo rokoszować się tą chwilą, bo zaraz potem z głośników rozbrzmiał zmodyfikowany głos, który jeszcze bardziej rozbudził serca trójki harleyowców:
- Wszyscy zawodnicy proszeni są na linię startu!
Tak też Lucas, Antonio i Laura zasiedli za swoich motorach i ruszyli do zatartej już lin i startu. Ich serca łomotały w piersi jak oszalałe, a kiedy zabrzmiał klakson łomot przerodził się w dudnienie, stworzone ukochanym warkotem silników. Ostre zakręty, adrenalina, szczęście i radość, to wszystko mieszało się w rozumach przyjaciół i pozwalało poczuć się na chwile wolnym. Bo byli wolni. Nie dosięgały ich teraz żadne zmartwienia, żadne troski nie zaprzątały im głów. Byli szczęśliwi.
Pisk, zbyt ostry zakręt. Ślad opon na nierównym podłoży placu. Do Laury dopiero po chwili dotarło, co się stało. Wypadek. Zaczęła panikować, w roztrzepaniu szukała wśród pozostałych zawodników, którzy hamowali, przyjaciół. Znalazła Antiego. Cały i zdrowy dosłownie zeskoczył z motoru i pobiegł w miejsce wypadku. Laura gwałtownie zahamowała. Lucas.

Nigdzie go nie było, a ona wyskoczyła z harleya, o mało nie miażdżąc sobie nóg. Kask cisnęła na zdezelowany asfalt i pozwoliła łzom wypłynąć na wierzch. Szła szybko, ale nie mogła pobiec. Nogi za bardzo jej się chwiały. Całe ich wspólne życie, wszystkie wspomnienia, każda chwila spędzona z nim. Powróciły ze zdwojoną siłą. Anti stał już na miejscu i próbował odepchnął tłum od poszkodowanego. Dziewczyna zobaczyła tylko skrawek jego ciała. Pokiereszowanego ciała, które musiało stracić panowanie nad maszyną. Chłopak leżał i nie ruszał żadną kończyną. Usta ją zamrowiły, przypominając o ostatnim pocałunku. Ostatnim. Łzy zamieniły się w histeryczny szloch, a ona sama rzuciła się pędem w stronę ukochanego. Już była tak blisko, już miała się na niego rzucić, próbować obudzić, ale zatrzymał ja blondyn. Stanął jej na grodze do zobaczenia tego, co i tak zdążyła zobaczyć. Kałuża krwi, połamane żebra, kask popętany. Motor ciśnięty pod mur roztrzaskał się w drobny mak. Całe szczęście uleciało gdzieś, gdzieś daleko. Został sam. Szok. „Nie podchodź do niego” – powtarzał Antonio, ale ona nie słuchała. Wyrywała mu się, chciała ostatni raz dotknąć jego skóry. Nie udało jej się. Przyjechało pogotowie. Nikt nie mógł zobaczyć, co się dzieje, ale widział każdy. Zasunęli. Zasunęli zasuwę i serce Laury pękło na tysiąc małych kawałeczków. On umarł. A ona została sama.

~*~*~*~*~*~*~
Heihei! Dzisiaj przeważa wspomnienie, ale jest ono kluczowym i chyba nawet najważniejszym w życiu Laury. Dalej wszystko jakość się ułoży, powoli, powoli, historia z Włoch jeszcze tutaj zawędruje, nie bójcie żaby.
Przyznać się, kto z was polubił Lucasa? Sama prawie ryczałam, zabijając go, ale taki był zamysł. Pierwsza poważna miłość Lau. Uuuuu… Pasztet. Haha, a ja mam taką suuuuper scenkę, już ryczę ze śmiechu, zobaczymy waszą reakcję.
Nie było dwudziestki (na moich zasadach) więc była Laura z Lucasem, nie Rossem. A co, wolno? Wolno.
Pytania proszę zgłaszać do odpowiedniej zakładki!

Dobijamy do 20 komów, kochani! Proszę, aby każdy, kto czyta bloga skomentował ten rozdział!!!! Chcę zobaczyć, ilu was tu jest, misiaczki :)

  Na osłodzenie wieczoru :) Emm... Raczej nocy xd

poniedziałek, 4 maja 2015

❤ Nocia ❤

Heja misiaczki :)
A więc nie przybywam do was z rozdziałem, ale z informacją pewną, ważną dość. A nawet z kilkoma. Lecz, rozpocznijmy wpierw czymś przyjemnym ^_^
Otóż, pamiętacie takiego bloga, którego najpierw założyłam, a potem stwierdziłam, że to niewypał? Tak? Jeśli tak, to powinniście też pamiętać, że obiecałam ruszyć z nową historią, a jej prolog już się ukazał. Mam nadzieję, że będziecie czytać, bo tamten blog jest dla mnie serio ważny. Taki serio, serio ważny, bo... Bo jest ważny xd. Bardzo się starałam i mam nadzieję, że wam się spodoba :) Jeszcze muszę się zająć bohaterami, ale najpierw dostanę w swoje łapska lapka, bo mi ostatnio nawalał i wujek go naprawiał. Ale już w środę znów będę go miała :)
Oto fabuła i adres:
Fabuła


Moje życie miało wyglądać zupełnie inaczej. Miałam mieć normalną rodzinę, dom, swoje własne, nieosiągalne dla innego człowieka miejsce. A zamiast tego? Jeden wielki bajzel, którego nie umiem uporządkować. Ale po co, skoro za miesiąc, może dwa ciotka zawoła „przeprowadzka!” i ja znów będę siedzieć na tyle bm-ki z białymi słuchawkami w uszach grając w tetris. Życie na walizkach nie jest ani przyjemne, ani miłe, ale co poradzisz, kiedy Bonnie ani myśli zabalować gdzieś na dłużej?Najpierw Francja. Mój ojczysty i pełen wdzięku kraj. Potem Kanada. Włochy, Hiszpania, nawet Brazylia. Teraz natomiast czeka mnie ostatni rok liceum w kraju, którego godłem są rozkapryszone nastolatki, które myślą, że świat należy tylko do nich. Tak, ja też tak myślałam, dopóki ten świat nie pochwycił mnie w szpony rzeczywistości. Szarej jak cholera rzeczywistości.
To nie jest kolejna historia słodko-gorzkiej szkolnej miłości. Nie, to jest historia fatalnego zauroczenia, które nie ma szans przerodzić się w coś więcej. Tak cholernie fatalnego, że aż boli, kiedy się o tym myśli. Bo mnie boli z każdym dniem, kiedy próbuję zapomnieć. Zapomnieć o nim. Miałam być zimna, a nie wyżalać się mu na wszelkie możliwe sposoby. I zakochać po uszy, choć udawać zwykłą przyjaciółkę, bo jemu podoba się inna. Skończyć zapłakana na cmentarzu patrząc jak najbliższe mi osoby stają się tak odległe. Siedzieć nieraz u dyrektora i słysząc pochwałę a nie naganę. Miałam tylko doczekać do końca roku szkolnego beznamiętnie odpowiadając na pytania nauczycieli i szwędając się bez celu po korytarzach. A wyszło inaczej.  Zupełnie inaczej.
Zwykle w takiej sytuacji mówi się „Zacznijmy od początku…”. Tyle, że w tym przypadku początek jest końcem, a koniec początkiem. A ja jak kot z tymi cholernymi siedmioma życiami ciągle spadam na cztery łapy. Ale na co one się zdadzą, kiedy potrafią tylko spaść, a nie mnie podnieść? Więc…
… zacznijmy od początku końca… A może końca początku? W sumie, to sama już nie wiem….


Adres:
Standin' in the eye of Hurricane (hurricane-laura.blogspot.com)


Tak, będzie to blog o Laurze, ale Ross odegra tam jedną z najważniejszych ról. Ale naprawdę, historia będzie się różniła od pozostałych. Najbardziej lubię Pascala. To taki wredny, młodszy braciszek, który nieźle namiesza ;)
Ale już nie spojleruję, tylko zapraszam do czytania, komentowania i obserwowania :D






Druga sprawa - haha, jednak mnie pamiętacie! Bardzo mi miło za tak liczny odzew, czyli 13 komów ^_^
A teraz moi kochani, dobijamy do 20! JUHU!!!! Oczywiście rozdział będzie tak, czy siak, ale obiecuję, że za 20 komów (nie liczę siebie, usuniętych i pisania przez jedną osobę po kilka razy) zrobię Raurę!!!! Hurrra!!!!!! Nie, nie będzie rzucania się w ramiona i wyznawania miłości, ale zrobię dość... Reumatyczny moment naszej parki.


I trzecia sprawa skierowana do każdego, kto czyta Czasem jedna mała zmiana potrafi tak wiele zdziałać - czy ktoś w ogóle pamięta tego bloga? No chyba nie. Jakoś nie było zbyt licznego odzewu przy ostatnich postach, więc myślę nad usunięciem . Piszcie, co sądzicie :)




Do napisania, kobry :P
Alex





piątek, 1 maja 2015

12. Now I'm FourFiveSeconds from wildin'

Now I'm FourFiveSeconds from wildin' - Teraz jestem cztery-pięć sekund od szaleństwa
Rihanna And Kanye West And Paul McCartney~ FourFiveSeconds
 Dedykacja dla Mordki :*

Wszyscy siedzieli przy stole i zajadali się karpatką, która była niespodzianką przygotowaną przez panią Stormie. Niczego nieświadomi rodzice, Rydel, Ellington i Nicki gaworzyli z pełnymi buziami popijając ciasto sokiem pomarańczowym. W końcu pani Lynch postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej na temat gości.
- Vanessa mi powiedziała, że jesteście siostrami. To urocze, że po tylu latach miałyście okazję znów się spotkać – powiedziała blondyna z ciepłym uśmiechem, opierając brodę na zaciśniętej w pięć dłoni. Marano spojrzała na nią znad swojej porcji deseru.
- Tak, urocze – burknęła i zmuszając się do uprzejmego uśmiechu nabrała na łyżeczkę trochę kremu.
- Szkoda tylko, że nie miałaś jeszcze okazji porozmawiać z rodzicami. Dziwne, że nigdy o tobie nie wspominali – uznała po chwili kobieta marszcząc brwi. Przesunęła po stole misą z grecką sałatką.
- Raczej nie mieli się czym chwalić. Nie jestem uważana za najgrzeczniejszą osobę w rodzinnych stronach – odparła brunetka półżartem. Chciała wypaść dobrze, w końcu chcąc nie chcąc będzie z nimi ściśle związana. – Ale nie rozmawiajmy o mnie. To nudny temat. Za to Reachel jest zachwycającym kucharzem – Laura zwinnie zmienia temat przerzucając pałeczkę w stronę przyjaciółki – Zawsze uda jej się spalić pół kuchni, kiedy robi spaghetti – śmieje się, co skutkuje morderczym spojrzeniem blondyny.
- Za to moja ukochana współlokatorka chrapie jak wielki słoń – odgryzła się Logan i dumna ze swojej riposty nałożyła na talerz jeszcze jeden kawałek ciasta.
- Jak nawdycham się gazu, to mi się przegroda przekrzywia – docięła Laura, na co wszyscy wybuchli śmiechem.
- Lubią cię – nad uchem uśmiechniętej ciemnookiej pojawił się równy oddech Rossa.
- Mam nadzieję – odpowiedziała nie zaprzestając uśmiechu.
- Nie. Jestem tego pewien. Vance zajęło to trochę więcej czasu – na te słowa dziewczyna zmusiła się odwrócić ku niemu głowę.
- Serio?
- Serio, Złośnico- pstryknął ją w nos, a ona zamiast mu odpowiedzieć spuściła wzroki zarumieniona  a zadowolona.
- Myślisz, że jak zareagują? – pyta w końcu. Nie jest już pewna siebie, tylko przestraszona i spłoszona jak mała sarenka. Boi się.
- Nie mam bladego pojęcia – wypalił blondyn i z miną męczennika opadł na krzesło.
- No, Ross, miałeś nam coś powiedzieć – Mark uśmiechnął  się życzliwie do syna. Wiedział, co to za nowina. Był o tym święcie przekonany.
- W sumie, to oboje chcielibyśmy wam coś powiedzieć – wtrąciła Marano patrząc z obawą na Rossa. Ten nadymał policzki, jak to miała w zwyczaju cała jego rodzina i usiadł prosto.
- Tsa… Oboje – przymknął oczy biorąc głęboki wdech. Złapał Laurę za rękę i rozwarłszy powieki pochwycił wszystkie zaciekawione spojrzenia. Raz kozie śmierć… ­­­- Żenię się – bańka pękła. Powietrze z puc wypuszczone.
Rodzice popatrzyli na syna wielkimi oczami. A raczej mama, bo Mark od początku wiedział, co się święci. Ale nawet jego oczy przybrały na objętości po usłyszeniu słów Laury:
- Ze mną.
I tak oto tymi słowami dziewczyna skupiła na sobie uwagę wszystkich, nawet tych zamieszanych w spisek małżeński, jaki uknuli. Vanessa przełknęła cicho ślinę, kiedy Rydel upuściła na stół widelczyk z kremem. Wszyscy zaniemówili i z otwartymi buziami wpatrywali się w parę. Ross odchrząknął, ale nic to nie przyniosło.
- Jak to… Z tobą? – pierwszy przebudził się Mark. Zdziwiony spojrzał na przyszłą synową. – Zgodziłaś się?! Za takiego idiotę?! – pięść mężczyzny uderzyła o stół budząc pozostałych. Zdenerwowany spojrzał na syna – Wykorzystujesz ją, żeby wyłudzić ode mnie akt notarialny! – czterdziesto parolatek warknął wściekły na blondyna. Miał ochotę przyszpilić go do ściany, albo porządnie skrzyczeć.
- Wcale nie – wtrąciła pospiesznie brunetka. Wstała od stołu, tak, że teraz pochylała się nad swoim talerzem. – To ja poprosiłam jego. A raczej oboje do tego doszliśmy. Spotykamy się od dawna. Zaczęło się, gdy przyjechałam studiować – nie obchodziło ją, że to nie jej sprawa. Musiała zaingerować, bo inaczej źle by się to skończyło. Nawet przez moment nie pomyślała o pieniądzach.
- Jesteśmy zaręczeni od tygodnia. Spotykamy się przeszło cztery lata, a znamy pięć. Nie chcieliśmy od razu brać się za małżeństwo…
- Ale postanowiliśmy rozpocząć wspólne życie. A gdyby Ross dostał posadę prezesa byłoby łatwiej. Nie chcemy się u państwa zapożyczać – dokończyła dziewczyna. Wymienili z blondynem potajemne skinienie głowami.
Mark nieco ochłonął.
- Jeśli to okaże się blefem, wydziedziczę cię. I mówię tu poważnie. A jeśli chodzi o ciebie, to postaram się, żebyś nie znalazła nigdzie pracy – pogroził i usiadł już całkowicie opanowany na swoim miejscu.
Para jednocześnie przełknęła gulę w gardle. W salonie zapadła krępująca cisza. Reach ściskała rękę przyjaciółki. Vanessa posyłała obojgu współczujące spojrzenia. Ryd i Ell siedzieli oszołomieni, a pani Stormie starała się zachowywać normalnie.
- Komu ciasta? – zapytała pokazując na wyjedzoną w połowie brytfankę.
- Mi!!!! – Nick był jedynym chętnym, któremu żołądek jeszcze nie poskręcał się z nerwów.
***
- Dobra, to powiecie mi, co to do jasnej cholewki miało być?! – wrzasnęła zdenerwowana Rydel. Siedzieli właśnie w pokoju blondyny. Dookoła warlały się pudełka z rzeczami, jakie zabierała do nowego domu. Poczerwieniała blondyna kopnęła jedną z nich.
- Rydel, proszę cie, siostrzyczko moja ty kochana, uspokój się. Zaraz ci wszystko wyjaśnimy – Ross szarpnął ją na łóżko, tak, że siedziała między nim, a Vanessą.
- To tylko umowa – wyjaśniła czarnowłosa. Oparta podbródkiem o podkulone kolana wyłożyła na podłogę kartę do gry. – Ha, as! I co na to powiesz, robaczku? – wytknęła synkowi język. Ten zaśmiał się i położył na karcie kolejnego asa.
- A my na to, jak na lato! – odkrzyknęli wspólnie Nicki i Laura. Maluch opierał się  plecami o jej brzuch i dokładnie lustrował karty.
- Łączy nas kilkumiesięczny pakt, a potem każde pójdzie  w swoją stronę – dodała  brunetka nie odrywając wzroku od talii. Na stosiku przed nimi pokazał się kolejny as Vanessy. – Zbieramy – rzuciła dziewczyna i zabrała trzy karty.
- Fuck, macie trzy asy! – czarnowłosa wybałuszyła oczy, kiedy nie zauważyła u siebie czwartego. – O kurde, cztery.
Marano roześmiała się krótko i pokazała cztery karty.
- Asik razy cztery – wytknęła język starszej siostrze i oddała je Nickowi.
- Leżysz i kwiczysz – dorzucił maluch falując przed mamą. Ta otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Po chwili znów je otworzyła.
- Najpierw ciota, teraz to! Dziecko mi rujnujecie. Niedługo będzie tu biegać taka młodsza wersja mojego męża wołając: „Leżysz i kwiczysz, cioto”! – wyrzuciła ręce w górę i wymówiła bezdźwięczne „Za jakie grzechy?”.
- Przepraszam najmocniej, ale nie chodzę po domu wołając: „Leżysz i kwiczysz, cioto!”. To nie w moim stylu – poruszony Riker odwrócił głowę, tak, żeby nie patrzeć na żonę.
- Wyzywasz swoją siostrę od dziwek – sprostowała Vanessa unosząc w górze jedną brew.
- No, a mnie przezywał od alfonsów! – Ross dał znać o swojej obecności i na chwilę zapomniał o ty, że trzyma siostrę, z czego ta skorzystała.
- Jaja sobie ze mnie robicie?! Ja się pytam na poważnie! – blondyna z rękami na biodrach wpatrywała się gniewnie w młodszego brata.
Chłopak westchnął.
- A my ci poważnie odpowiadamy – pociągnął ją za rękę sadzając obok siebie. – To czysty interes.
- Ja potrzebuję kasy, a on żony – uściśliła beznamiętnie Laura. Rydel aż się odwróciła słysząc tą obojętność.
- I zgodziłaś się tak na serio? – wybałuszyła oczy.
- Lepsze to niż kredyt.
- Ale to nie zmie….
- Rydel, skarbie, przestań. Nawet ja zakumałem, nie przesadzaj – przerwał jej Ell. Narzeczony dosiadł się do niej i zakleszczył drobne ręce w uścisku swoich. – Nie wściekaj się tak.
Dziewczyna spuściła głowę, a kaskada blond włosów opadła jej na twarz. Wzięła porządny haust powietrza.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? Ross, żenisz się. Powinnam wiedzieć jako pierwsza – na jej twarzy nie było widać już oburzenia, ale smutek. Zawsze byli ze sobą blisko i nagle puf! Nie powiedział jej o ślubie.
- Przepraszam. Nie powinienem. Źle zrobiłem. Ale Ryd, błagam, nie obrażaj się – blondyn pocałował siostrę czule w czoło.
- Nie obrażam. Po prostu przykro mi się zrobiło – przymknęła oczy i oparła głowę na ramieniu brata, który zaczął głaskać ją po włosach.
Reachel siedząca naprzeciwko poruszyła się niespokojnie.
- Lau, musimy się zbierać. Max obiecał nas podwieźć. Zaraz kończy zmianę – poinformowała brunetkę wpatrując się w ekran telefonu.
- Błeee… Znów będzie śmierdział chińszczyzną – uśmiechnęła się Laura błyskając zębami w stronę przyjaciółki. Ta odwzajemniła gest.
- Zawsze śmierdzi, kiedy jest po zmianie – sprostowała.
Vanessa popatrzyła na obie z przymrużonymi oczami.
- A mogę wiedzieć, kto to ten Max? – zazgrzytała czujnie je świdrując.
- Nasz przyjaciel – siostra uśmiechnęła się do niej ciepło – Który rozwozi chińszczyznę.
- Też jest Włochem – dodała po chwili Reachel.
- Nawet spoko gość, ale chyba za mną nie przepada – wtrącił Ross ze skwaszoną miną. Nie lubił być nielubiany.
- Max nie lubi żadnego faceta, który się obok mnie kręci – wyjaśniła ciemnooka, jakby było to oczywiste.
Ross uśmiechnął się, ale zaraz uśmiech zniknął mu z twarzy. Gorączkowo wdychał i wydychał powietrze.
- Czy Max coś trenuje? – ledwo co udało mu się wychrypieć to zdanie, tak bardzo panikował.
- Kiedyś się boksował, ale jak mu wymierzyłam za to policzek, to przestał, a co?
- Laura… - zaczął jeszcze bardziej piskliwym głosem. – Ja… Ja się obok ciebie kręcę i… Żenię się z tobą! – zapiszczał przerażony. Brunetka, jak i blondyna siedzące na podłodze wybałuszyły oczy.
- Przecież Max cię zabije… - szepnęła oszołomiona Laura. Serce chciało wyrwać jej się z piersi, kiedy usłyszeli dzwonek do drzwi.
- Przecież wcale nie musi wiedzieć! – zaproponowała Reach nerwowo się śmiejąc.
- Nie okłamuję rodziny – burknęła Laura i poleciała na dół, aby otworzyć przybyszowi drzwi. Na środku schodów zatrzymała ją Rydel.
- Zaproś go, niech się dowie tu, przy świadkach. Nie chcę potem znaleźć martwego brata – zachichotała. Już zupełnie przeszła jej cała złość.
- Dziękuję – bruneta skinęła głową i ruszyła dalej.
Stanęła przed drzwiami myśląc, jakim kitem ma poczęstować bruneta. Nie złość się, bla bla bla, nie zabijaj go, bla bla bla, bla bla bla. W końcu otworzyła drzwi przyklejając na usta wymuszony uśmiech.
- Hej, ślicznotko – Max pocałował dziewczynę w policzek na powitanie i spojrzał nad nią. – Gdzie Reach? – cmoknął ustami spoglądając na pusty przedpokój.
- Razem z resztą. Wejdź, musimy pogadać – odparła poważnym tonem i odchrząknęła zdejmując z niego kurtkę. – To na serio ważne.
- Jesteś w ciąży? – dokładnie zlustrował ją od góry do dołu zatrzymując się na brzuchu.
- Co?! – pisnęła oszołomiona i spuściła głowę. – Kurde, mam wzdęcia! – zaskrzeczała i wielkimi oczami powróciła do chłopaka.
Ten przewrócił rozbawiony oczami i wszedł do środka. Kiedy zamykał drzwi wypalił:
- Jadłaś karpatkę?
- Nom, a co?
- Zawsze cię po niej wzdyma. Ten typ tak ma – wyszczerzył się do niej, za co dostał kuksańca w bok.
- Jak to jest, że znasz mnie lepiej, niż ja sama? – zapytała, kiedy byli już pod drzwiami pokoju Rydel.
- Nie wiem. Tak jakoś – wzruszył ramionami. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego perliście.
- Tylko nie zabij Rossa.
- Okej, a czemu miałbym chcieć go zabić? – potrząsnął głową marszcząc czoło. Laura zagwizdała cicho, aby się uspokoić.
- Chcesz wiedzieć teraz, czy mam ci powiedzieć, jak wejdziemy? – zassała górną wargę.
- Laura?
- Ale ładna dziś pogoda. Zobacz, ile gwiazd jest na niebie! – zrobiła niewinną minkę wlepiając czy w okno.
- Laura?! – zbeształ ją Max i gniewnym wzrokiem obrzucił całą jej twarz.
Zlękniona dziewczyna wypiszczała:
- Wychodzę za Rossa.
Na te słowa twarz bruneta stężała, o on sam z impetem otworzył drzwi przed sobą. Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to uhahany blondyn gaworzący z siostrą.

- Zabiję cię – burknął gniewnie.

~*~*~*~*~
Hej misiaczki! 
Jak wam mija dzionek? Bo mi wyśmienicie :) Byłam na spacerze i akurat wtedy zaczęło lać! To się nazywa mieć szczęście xd
Haha, jak tak dalej pójdzie, to Rossiu będzie się chować przed Maksiem pod łóżkiem :) Nie no, żarcik. Choć, kto wie :)
Mam nadzieję, że się podobało i bardzo proszę, KOMENTUJCIE! Nie wiem, czy gorzej piszę, czy jak, ale ilość komów znacznie spadła. Może to przez moją nieregularność? Tak, wiem, nie piszę tak często, jak kiedyś, ale jak na razie tak będzie, z czasem mi się ustabilizuje. Ale na serio się staram, przyrzekam. 
Tak, czy siak, żegnam państwa i wracam do pisania z Mordką o Okarsie XD Tak, beka max, Mordzia, beka max ;)

PS.: Znów zmieniłam wygląd! A niech mnie szlag!

Dzięki Percy'emu mogłam ostatnio zabłysnąć na polaku, haha XD