The good times of today are the sad thoughts of tomorrow.
~ Dobre chwile dzisiejszego dnia są smutnymi wspomnieniami jutra.
~ Bob Marley
Podczas, gdy Lau i Reach skrępowane siedziały w czarnym miniwanie, odpowiadając na dość krępujące pytania Marka w domu Rikera i Van panowała miła atmosfera. Każdy wiedział, jakie zadanie zostało mu przydzielone. Vanessa krzątała się po kuchni, Riker zajął się zamiataniem i myciem podłóg, a mały Nicki z zapałem odkurzał półki granatową ściereczką. Wszyscy uwielbiali, kiedy przyjeżdżała do nich rodzina. Zaczynając wspólne życie we własnym domu, odcięli się od nich, jednakże nie w takim stopniu, aby nie spotykać się z nimi w ogóle. Kiedy maluch tylko chciał mógł jeździć do dziadków i wujostwa, co było dobrą wymówką dla jego rodziców, aby przy okazji sobie z nimi posiedzieć.
Gdy brunet skończył już swoją pracę pomaszerował w stronę kuchni, aby pomóc mamie. Ta wyjmowała z piekarnika kurczaka, którego maluch wręcz ubóstwiał. Podszedł bliżej kobiety i nasycał się apetycznym zapachem jego ulubionej potrawy.
- Głodny? - zagaiła czarnowłosa widząc oblizującego się syna.
- Tak - odparł i usiadł na małym krzesełku, które stało obok wysepki. Popatrzył na dziewczynę błagalnym wzrokiem.
- Oj nie patrz tak na mnie. Masz - podała młodemu talerzyk, na którym znajdowało się upieczone udko. Brunet wziął je w ręce i z apetytem zaczął odrywać zębami kolejne kawałki mięsa.
- Biedny kurczaczek - skwitowała jego mama widząc umazaną twarz swojego dziecka.
- Mam...Mamusiu... Mogę... Ci...Cię...
- Najpierw zjedz. Później mów - przerwała kobieta, gdy młody Lynch mówił z pełną buzią.
- Mamusiu, mogę cię o coś zapytać? - rzucił, gdy wreszcie skończył posiłek.
Van pomogła mu podejść do umywalki i umyć ręce, po czym odparła:
- O co?
- Wiesz, co znaczą różne sny? - wypalił nagle patrząc na nią zaciekawiony.
Czarnowłosa przyjrzała mu się bystrzej.
- Zależy, jakie, nie jestem przecież ekspertem - odrzekła powoli, jakby zważając, aby z jej ust nie wyleciało nic niewłaściwego.
- Bo śniło mi się, że ratowałem księżniczkę...
- Pewnie oglądałeś przed snem jakąś baję - wtrąciła bez zawahania. Maluch pokręcił głową i mówił dalej:
- Nie. Ona była ode mnie starsza i miała takie śliiiczne, brązowe i miękkie włosy. Jak ją już uratowałem, to mnie przytuliła, dlatego wiem. - wtrącił, ale zaraz mówił dalej - I ona mówiła do ciebie po imieniu, ale tak jakoś dziwnie. Nie tak, jak tata, ale tak, jak ty, kiedy mam bałagan w pokoju. A ty mówiłaś, że jest twoją siostrą - zakończył wyczekując na reakcje matki.
Czarnowłosa z początku patrzyła na niego ślepo, lecz po chwili, nadal zaszokowana, się odezwała:
- Emmm... No... Yyy... Nick, posłuchaj... Jakby ci to powiedzieć - kobieta głowiła się nad prawidłową odpowiedzią, jaką powinna przytoczyć synkowi, ale wiedziała, że nie jest on na tyle głupi, żeby uwierzyć we wszystko, co mu powie. - Ciocia Rydel może chce się przefarbować. Przecież mówimy do siebie "siostrzyczko", nieprawda? - spojrzała na Nicka z nadzieją. Jakby bała się jego reakcji, chociaż jest od niej o wiele młodszy.
Jej tęczówki co chwile zmieniały położenie, dokładnie badając każdy milimetr twarzy bruneta. Nogi, na których kucała powoli odmawiały jej posłuszeństwa, a dłonie, które zaciskały się wokół jego talii co chwilę nerwowo drgały. Paznokcie wrzynające się w jego skórę doprowadziły, że chłopczyk wyrwał się z uścisku matki i zaczął masować obolałe miejsca.
- Przepraszam - wypaliła pani Lynch i skierowała się w stronę potrawy.
Z szafki wyjęła potrzebne przyprawy i rozstawiła je na wyspie. Ze smutkiem zauważyła, że Nicka nie ma już w pomieszczeniu i westchnęła głośno. Oparła się o wewnętrzną część kuchennych drzwi (wiecie chyba, o co chodzi, nie? ~ Di) i zacisnęła mocno powieki. Spod nich uleciało kilka łez, które spływając po jej policzkach wyznaczały sobie drogę, której celem było wylądowanie na podłodze. Zacisnęła delikatnie dolną wargę, lecz po chwili znów wyswobodziła ją z uścisku tej górnej, przez co słona ciecz dostawała się również na nie.
Jej głowa była jak wulkan, który mógł zaraz wybuchnąć. Obiecała sobie, że nie będzie płakać, ale słabo jej się to udawało. Tęskniła i obwiniała również siebie, za wydarzenia z przeszłości. Nie chciała, aby wszystko tak się potoczyło. Ale niestety czasu już nie cofnie. Jej serce nie jest w całości, kiedy ona nie była przy niej. Ile ona by dała, żeby znów zobaczyć jej twarz, promienisty uśmiech, który pocieszał ją w najsmutniejszych dniach. Jak bardzo pragnęła móc pokazać jej swoją rodzinę, którą tak bardzo kochała i nie chciała już dłużej okłamywać. Ona oderwała jej kawałek serca, duszy, którego nie potrafią jej dać ani Riker ani Nicki. Zabrała go ze sobą i nie wiadomo, gdzie on jest.
Jednak istniała jeszcze druga strona medalu. A nią byłą straszna złość. Nie na nią, nie na to, co się pomiędzy nimi wydarzyło. To była tyko cząstka jej frustracji, którą tak na prawdę powodowała bezsilność. Nie mogła nic zrobić, niczego naprawić. Nie potrafiła. Sama się sobie dziwiła, ale nie umiała dalej pociągnąć tej historii. Od zawsze myślała, że najlepszym rozwiązaniem będzie rozpoczęcie nowego rozdziału w jej życiu. Jednakże zrozumiała, że każdy nowy niesie za sobą wydarzenia z poprzedniego. Nie można powiedzieć "Zaczynam nowy etap mojego życia. Skończyłem z poprzednim". Nie. To byłoby najzwyklejsze kłamstwo. W żadnej książce nie ma rozdziału, który nie nawiązywałby do poprzedniego. Tak samo jest z naszym życiem. To, że postanowimy zapomnieć i nie wracać do przeszłości nie oznacza, że ona zapomniała o nas. W każdej chwili to ona może powrócić do nas, a my nawet nie będziemy tego świadomi. Nie spostrzeżemy się, kiedy nasz los wróci na dawny tor i zacznie się nim toczyć. Może nastąpi to dziś, a może jutro. Ale jedno jest pewne. Zabierzemy swoją przeszłość do grobu i nic na to nie poradzimy. Nie każdy jest zadowolony ze swojej biografii, ale każdy powinien ją zaakceptować. Nie da się inaczej, bo nie cofniemy czasu. Coś, co się stało się nie odstanie. Może nam przeszkodzić w dalszych planach, ale to my będziemy temu winni. To my pozwoliliśmy, aby coś takiego nas dosięgnęło i nie wolno nam o tym zapominać.
Vanessa osunęła się w dół po drewnianych drzwiach nie przestając płakać. Przed oczami ciągle miała łzy, jakie wypływały z j e j twarzy. Nie mogła sobie przypomnieć tego uśmiechu, rozbawionych oczu, w których bezustannie błądziły iskierki radości. Jedyne, co pamięta, to ten żal, jaki zobaczyła wtedy w jej tęczówkach i słone, grube łzy.
Potrząsnęła głową, jakby miało to jej pomóc wrócić do rzeczywistości. Nie do końca spełniło to swoją rolę, bo ciągle jej głowę zaprzątały myśli o starszych czasach, lecz nie na tyle, aby nie mogła wrócić do robienia kolacji. Goście mieli być o siódmej, a była szósta trzydzieści. Wstała z podłogi i flegmatycznym krokiem skierowała się do kurczaka. Wzięła do ręki sól i zaczęła sypać ją na mięso zwierzęcia.
- Czy to wszystko musi być tak cholernie trudne? - zapytała rozpaczliwie, przyglądając się miejscu, gdzie powinna być głowa drobiu. Zdawała się czekać na reakcję z jego strony, ale jak wiadomo - nie doczekała się.
Odstawiła sól i sięgnęła po pieprz. Sypała go tak chaotycznie, jakby każde ziarenko znajdujące się na panierce przynosiło jej ulgę.
****
- Nie, nie mam chłopaka ani narzeczonego - odparła Laura z wymuszonym uśmiechem i jeszcze mocniej przycisnęła prawy bok do ciała przyjaciółki. Ta zmierzyła ją nienawistnym wzrokiem lądując twarzą na szybie miniwana.
- Uduszę cię kiedyś. Weź się trochę do Rossa przybliż, przecież cię nie zje - powiedziała Reachel i przepchnęła brunetkę w stronę wspomnianego chłopaka.
- Nie byłabym taka pewna - mruknęła Marano nie zważając na fakt, że w samochodzie znajduje się zarówno chłopak, jak i jego rodzice.
Blondyn otworzył buzię, żeby coś odpowiedzieć Laurze, ale gdy zetknął się z przesłodzonym uśmiechem na jej twarzy kierowanym w jego stronę, umilkł. Nie trwało to jednak długo, gdyż ciszę panującą pomiędzy nimi zakłóciła brunetka.
- Możesz się posunąć? - zapytała jakby od niechcenia. Chłopak wykonał jej polecenie i już po chwili znów oboje milczeli.
-Czemu mnie nie lubisz? - szepnął w jej stronę po jakimś czasie. Mark i Stormie byli w trakcie przesłuchiwania blondynki, która uśmiechała się do nich tylko sztucznie i odpowiadała półsłówkami.
- Bo cię nie lubię - odszeptała, jakby było to oczywiste.
- Możesz rozwinąć?
- Mam alergię na sztywniaków - rzuciła krótko i odwróciła wzrok mając nadzieję, że blondas zrozumie, że nie ma ochoty z nim gadać.
- Nie jestem sztywniakiem - odrzekł szepcząc jej do ucha. Ta przewróciła teatralnie oczami i znów skierowała wzrok na Lyncha.
- A ja nie jestem pyskatą smarkulą - prychnęła.
- Nie powiedziałem tak o tobie... - chłopak chciał dalej ciągnąć swoje usprawiedliwienie, ale przerwała mu brunetka.
- Ale pomyślałeś.
- Może - odparł cicho. O wiele ciszej, niż ich dotychczasowe szepty.
- Pochodzimy z dwóch zupełnie innych światów. Tacy jak my nigdy nie znajdą wspólnego języka - Marano rzuciła w jego stronę puste spojrzenie. Bez żadnych uczuć, z którego nic nie dało się wyczytać. - Mieszkamy razem - rzuciła słysząc pytanie pani Lynch, brzmiące: "Mieszkasz sama, czy dzielisz z kimś mieszkanie?", skierowane do blondyny, która powstrzymywała się już od dłuższego czasu, żeby nie wysiąść z auta na kolejnych światłach.
- A rodzina? - zagaił Mark.
Obie dziewczyny równocześnie spuściły wzrok i westchnęły cicho. Reach złapała przyjaciółkę za rękę, jakby chciała jej tym przekazać, że ona nie da rady o tym opowiedzieć, więc Lau przejęła inicjatywę.
- Reach jest jedynaczką. Ojca nigdy nie poznała, a matka zmarła na raka - odparła patrząc w lusterko, które odbijało zmieszane twarze państwa Lynch. Jej wzrok niczym nie różnił się od tego, którym niedawno obdarowała ich syna - A ja ze swoją nie mam kontaktu - dodała po chwili pełna chłodu i mocniej ścisnęła dłoń przyjaciółki.
- Współczuję...
- Niepotrzebnie - Lau przerwała pani Lynch wypowiedź, nadal używając skutego lodem tonu.
Tak samo, jak jej ton, lód skód również jej serce. Nie umiała kochać, a jej zaufanie trzeba było zdobywać latami. Reach to jedyny wyjątek. Ale jak odrzucić bratnią duszę?
Obie nie lubiły mówić o swojej przeszłości, choć nie miały za złe nikomu, że tak się potoczyły ich losy. Jednakże zostawiły one po sobie piętno na całe życie. Ich blizną była właśnie rodzina. To przez nią ich serca nie umiały już działać tak, jak kiedyś. Nawet przebywając na Słońcu lód nie roztopiłby się, a charakter nie zelżał. Nie umiały obie żyć, jak normalne 20-latki, ponieważ ich psychika była o wiele mocniejsza. Nie wzruszały je romantyczne filmy, nie przerażały horrory. Nie płakały na myśl o złamanym paznokciu i nie uganiały się za chłopakami. Dostały od życia najstraszliwszy prezent, jaki mógł im dać. Coś, przez co ich dotychczasowy świat się zawalił. Dorosłość.
Gdy dojechali już pod posesję ich oczom rzucił się widok średniej wielkości domu, pomalowanym na beżowo, z kolumnami, balkonem i wszystkim, o czym Marano i Logan mogły tylko pomarzyć.
- Tutaj mieszka mój syn z żoną i czteroletnim synkiem - wyjaśnił Mark widząc tęskne spojrzenia dziewcząt.
- Czyli rodzina... - wyszeptała cicho Laura i podeszła do Stormie, aby pomóc jej wziąć ciasta.
- Sernik z rosą? - zapytała brunetka widząc ulubiony deser.
- Mam jeszcze dwa. Straszne z nas żarłoki - uśmiechnęła się blondynka i położyła Laurze na rękach kolejną brytfannę.
- Pomóc? - do kobiet podszedł Ross specjalnie kładąc Marano rękę na ramieniu. Czekał na jej reakcję, ale się nie doczekał. Dziewczyna była zupełnie opanowana, ale tylko z zewnątrz. W środku gotowała się, jak woda w czajniku, która zaczyna wrzeć.
Gest ten nie uszedł uwadze Stormie, która uśmiechnęła się dyskretnie i pokiwała synowi głową na tak. Chłopak zabrał z bagażnika kolejny deser i wszyscy razem ruszyli w stronę werandy.
Mark zadzwonił dzwonkiem, jak przystało na dobrze wychowanego mężczyznę, ale nie zmienia to faktu, że jego czyn zadziwił nieco Lau i Reach. Myślały, że jako ojciec lokatora wejdzie nawet bez pukania, tak, jak one to czynią w swoich pokojach. Po chwili ich oczom ukazała się sylwetka blondyna. Mógł być około 25-letni mężczyzną. Nie było to wielką pomyłką, gdyż jego wiek wynosił 24. Miał blond włosy, ale nad uszami zmieniały barwę na nieco ciemniejszą. Jego brązowe oczy patrzyły z radością na rodzinę, a usta uformowały się w uśmiech. Ubrany był w niebieską bluzkę z herbem supermena. Materiał ten opinał jego mięśnie, które nieco odznaczały się pod okryciem. Nogi pokrywały dżinsowe spodnie, a stopy... No cóż... Białe skarpetki.
Laura ukradkiem spojrzała na Rossa. Różnił się od brata. Jego ciało było bardziej umięśnione, chyba, że był to efekt jego białej bluzki. Włosy miał niedbale ułożone, wręcz rozrzucone na wszystkie strony. Zupełnie, jakby nie czesał ich przez ładnych parę miesięcy. Na bluzkę zarzuconą miał czarną marynarkę, do której kieszeni włożył ręce. Spodnie miał również dżinsowe, ale wydawały się być bardziej poważne. Na nogach widniały czarne trampki, pod którymi zapewne nie było białych skarpet.
Jego oczy błyszczały niczym oświetlane przed światło latarni. Można w nich było zauważyć coś, czego dziewczyna wcześniej nie spostrzegła. Smutek. Tylko z jakiego powodu?
Brunetka przygryzła delikatnie dolną wargę. Po raz pierwszy spostrzegła w tym chłopaku... chłopaka. Nie nadętego, gburowatego sztywniaka, za jakiego go do tej pory uważała, ale po prostu płeć przeciwną. Bardzo przystojną płeć przeciwną...
Laura, ogarnij się! - karciła ją podświadomość, ale ta nie zdawała się zbytnio zważać na jej uwagi. Gdyby nie to, że jej zawieszkę zauważyła przyjaciółka i szturchnęła ją w ramię pewnie lampiłaby się tak na niego cały wieczór.
- Podoba ci się? - zapytała całkiem poważnie blondyna przyglądając się bacznie Marano.
- C-co? Nie, nie podoba. Po prostu... Myślałam, że jego brat też taki będzie... - odrzekła przyjaciółce ukrywając niektóre swoje przemyślenia na jego temat.
- Tak? - Logan spojrzała na nią z udawanym niedowierzaniem - A co to było? - pokazała Laurze jej zawieszkę przygryzając wargę i ślepo patrząc się w blondasa.
- Podoba ci się? - Marano uśmiechnęła się do blondyny przedrzeźniając jej głos i wybuchnęła cichym śmiechem.
- Hej stary - Ross uśmiechnął się do brata i przytulił do jego torsu, klepiąc go po plecach.
- Hejka. Co to lasencje, hmmm? - zapytał starszy patrząc na dwie dziewczyny. Jedną, która cicho się śmiała i drugą, która mordowała ją wzrokiem.
- Wybranki tatusia - prychnął blondasek i zawołał owe kobiety.
- To jest Riker, mój brat - wskazał głową na mężczyznę, a te z uśmiechem podały mu kolejno dłoń. - Laura, moja asystentka i Rachel - jej przyjaciółka - dodał po chwili.
Mark i Stormie znajdowali się już w kuchni pomagając pani domu, a pozostała trójka obciążała Rika brytfannami z ciastem. Gdy mężczyzna wrócił do przedpokoju już bez ciężaru 20-latkowie stali już rozebrani z kurtek i butów koło dużej szafy.
- Ładne mieszkanie - zagaiła z uśmiechem brunetka.
- Dziękuję. Z żoną sami je remontowaliśmy.
- Nie mogę się doczekać, aż ją poznam - przyznały dziewczyny równocześnie i uśmiechnęły się do siebie.
- Chyba chwilkę poczekacie - odwazajemnił ich gest i po chwili zawołał wesoło - Vanessa!
Laurze mina zrzedła słysząc to imię, ale starała się wyglądać na względnie niewzruszoną i tylko dalej się uśmiechała.
Już po kilku sekundach dało się usłyszeć stukot obcasów, a zza rogu wyłoniła się sylwetka młodej kobiety z czarnymi jak smoła włosami i uśmiechem, który zniknął zaraz po przekroczeniu progu przedpokoju.
- Laura?! - zawołała kobieta niedowierzająco. Wspomniana brunetka nie mogła wydusić z siebie najmniejszego słowa, ale po chwili jakby wybudzając się z transu zaszokowana zawołała:
- Vanessa?!
****
- Ell, szybciej, bo zaraz się spóźnimy - pośpieszała Rydel wrzeszcząc na swojego narzeczonego.
- Jak zrobię szybciej, to mnie policja zapuszkuje - odparł brunet z uśmiechem, na co dziewczyna przewróciła teatralnie oczami.
- Dzisiaj ma być ta nowa, przyszła dziewczyna Rossa. Chciałbym ją poznać - przyznała i oparła łokieć o "parapet" w samochodzie, a na łokciu podbródek.
- Wiesz, że to, że tata chce ich wyswatać nie oznacza, że będą razem? - Ratliff spojrzał na nią z podniesioną brwią, jakby obawiał się jej odpowiedzi.
- Ojciec tak, ja tam jednak mam coś do powiedzenia - rzuciła oschle.
- Chcesz własnego brata swatać? - zdziwiony podjechał pod posesję Rikera i zaparkował obok miniwana, którego od razu rozpoznał.
- Może... - mruknęła pod nosem i otworzyła drzwi.
Jej narzeczony uczynił to samo i już po chwili oboje stali na werandzie. Nie pukali, tylko od razu weszli. Dla nich było to normalne i zawsze dziwili się Markowi, który musiał zaalarmować swoją obecność.
- Wy się znacie? - usłyszeli głos zdziwionego pana domu i już po chwili ich oczom ukazało się pięć sylwetek - Rika, Rossa, Van i dwóch dziewczyn, których nie widzieli jeszcze nigdy w życiu.
Postanowili się nie wychylać i schowali się, aby nikt nie zauważył ich obecności.
- Czyli, że... Nie powiedziałaś własnemu mężowi?! - Laura, która do tej pory była zdezorientowana przybrała zły wyraz twarzy i podeszła bliżej do czarnowłosej.
- Nie chciałam, żeby wiedzieli - przyznała kobieta ze skruchą, która niestety nie uspokoiła młodej Marano.
- Ugh! Jak ja mogłam być taka głupia?! - spytała, jakby sama siebie i ciągnęła dalej - A ja idiotka, myślałam, że ty też tęsknisz, że też starasz się ze mną skontaktować. Ale kiedy ja martwiłam się, czy ty nie myślisz, że zginęłam i płaczesz nade mną, ty stałaś na ślubnym kobiercu! - brunetka chodziła po pomieszczeniu, co chwilę wracając wzrokiem do czarnowłosej.
- Lau, uspokój się - Reach położyła jej rękę na ramieniu, przez co dziewczyna nieco się rozluźniła i wzięła głęboki wdech.
Vanessa natomiast stała ze spuszczoną głową i wymyślała jakieś sensowne wyjaśnienie. Ale w głębi duszy wiedziała, że ona ma rację. Nie myślała o niej, nie próbowała się skontaktować, odnaleźć jej. Stanęła w martwym puncie i zamiast próbować iść dalej ona obrała inną ścieżkę.
- Nie chciałam... Wracać do przeszłości - powiedziała po chwili zastanowienia i spojrzała na brunetkę ciepło. Wysilała się na nawet uśmiech, ale wyszedł jej tylko jakiś grymas.
- Do jakiej przeszłości, kobieto? Nie powiedziałaś im, że masz....
- Mamusiu, kto przyszedł? - przerwał Nick, który właśnie wszedł do przedpokoju.
- Syna... - wyszeptała brunetka i spojrzała smutno na siostrę. Ta tylko zmarszczyła lekko brwi i próbowała opanować łzy, które zaczęły spływać jej po policzkach.
- Van, kto to jest? - wtrącił Riker
- I skąd się znacie? - dodał Ross biorąc malucha na ręce.
- Jesteś podobna do księżniczki z mojego snu - przyznał Nicky, a ponieważ Ross stał bardzo blisko Lau mógł złapać ją za policzek, co też uczynił.
Brunetka spostrzegła, że jej oczy nie wytrzymały presji i wypuściły kilka pojedynczych łez na wolność. Te jak rottwailery (nie wiem, jak to się pisze ~ Di) spuszczone ze smyczy zaczęły błądzić po jej twarzy. Zaznaczały przebytą drogę, lądując na jej wargach, przyczepiając się do rzęs, lub przeprawiając się przed szyję utykały w jej obojczyku.
- Ross, przeproś ojca - poinformowała chłopaka i ruszyła w stronę drzwi ciągnąc za sobą milczącą przyjaciółkę. Jednak w pewnym momencie zatrzymała się, jakby o czymś zapomniała. Nadal stojąc do nich tyłem zacisnęła mocniej powieki i obróciła się na pięcie. Spojrzała smutno na Vanessę i wyłkała - Do widzenia. Siostro.
~*~*~*~*~*~
Hejka misie! Zaskoczeni? Mam nadzieję, że tak, bo wielu z Was w komentarzach okazywało mi, że bardzo zaintrygował ich wątek z Lau i Van. Jak widać są jednak siostrami, ale ta ich relacja jest nieco zawiła. Szczerze, to pisząc to uroniłam kilka łez, ale czytając nie za bardzo. Może dla tego, że wiedziałam, co będzie dalej? Nie wiem, ale rozdział bardzo mi się podobał. Z pewnością w kolejnym rozwinę wątek z siostrami i powoli zacznie wyjaśniać, dlaczego Van ukrywała przed mężem i synkiem, że ma siostrę. Od razu mówię, że możecie być na nią źli, ale nie słusznie, bo ich przeszłość... No... Nie było w niej zbyt kolorowo. Ale co wam będę pisać. Poczekacie, zobaczycie :)
Do napisania, Di :*
Kto z Was tak samo, jak ja oglądał obie części Jak wytresować smoka?
Ja kocham Szczerbatka <3
We Found Love ♥♥♥
OdpowiedzUsuń(Tak, tak... Jestem RNavy XD)
Czekam na next'a :)
Zapraszam do siebie:
nigdy-nie-wiesz-na-co-trafisz-raura.blogspot.com
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńCzekam na next <3
Uuu....krępujące. Zaintrygowałaś mnie tym. Zastanawiam się, jak to się dalej potoczy. No bo kurczę chyba musi być jakiś powód, dlaczego im nie powiedziała nie?
OdpowiedzUsuńDzisiaj krótko, bo jestem na telefonie. Mam nadzieję, że się nie obrazisz. Obiecuję, że jak jutro znajdę czas to się rozpiszę.
Pozdrawiam :*
Ale emocje:)Czekam aż rozwiniesz ten wątek
OdpowiedzUsuńJej! Po prostu to ich spotkanie... Jak ty to robisz co?! Po prostu... Jeszcze lezki sie kreca w moich paczadlach... Anyway...takie to...emocjonujace...po prostu czulam jakbym byla na miejscu Lau i sie klocila z wlasna sis, ktorej nie mam, ale mam Ciebie Di. To co ze cie w zyciu nie widzialam, wazne, ze jakos sie rozumiemy cn?
OdpowiedzUsuńDobra ja tu gadu gadu a ty sue pewnie zastanawiasz kiedy koniec mua koma.
Czekalam na spotkanie Marano i sie doczekalam. To. Bylo. Super! Jak juz wczesniej pisalam, czulam sie jakbym byla Lau... Nie wnikac glebiej... Po prostu to bylo, jest i bedzie cudowne i takie...pelne emocji. Pare razy to czytalam i nadal nie moge przyjac do wiadomosci, ze po latach nasze sis sie spotkaly... Ale coz. To yours blog i ty tu rzadzisz.
CZEKAM NA NEXTA!!!
Do napisania
Kinga
Super. Napisałam taki super komentarz i mi skasowało :|
OdpowiedzUsuńWięc od początku.
Hmm. Cześć Di :3
Przyznaję bez bicia, trafiłam tutaj dopiero wczoraj, z zapartym tchem przeczytałam wszystkie rozdziały i muszę przyznać, że naprawdę masz genialnego bloga! Tyle emocji, wzruszeń, uśmiechów - u mnie byś tego nie zliczyła c:
Ten rozdział był szczególnie wzruszający. Szczerze to popieram stronę Laury. Nie ważne, jak zwyrodniała byłaby siostra, jaka przeszłość jest za nimi, nie ukrywa się faktu jej posiadania. To moje zdanie c:
I Reachel jest świetna, uwielbiam ją! *-*
I oczywiście Raurę! Uwielbiam Rossa, haha <3
Dobra, zostawiam ten super-hiper-pozbawiony-jakiegokolwiek-sensu-komentarz i życzę Ci miłego dnia, a ja tymczasem czekam niecierpliwie na super-hiper-mający-wielki-sens-rozdział, żebym mogła dodać kolejny super-hiper-pozbawiony-jakiegokolwiek-sensu-komentarz :3
Pozdrawiam c:
O maj gad! Cristal zawitała na mojego bloga, czy mam omamy?
UsuńNie bój żaby, taki komy są najfajniejsze :)
Reach to moja ulubienica.
Od razu dodam, że widziałam Spamik i postaram się wejść :D
Omg kolejny blog try znajdzie sie w moich zakladkach "najlepszesze blogi ktorych nie moge się doczeac kolejnego super ekstra rozdzalu, skradlas mi serce :( ♥
OdpowiedzUsuńJest niesamowity alr ma nutkę smutności wiem jestem dziwana
OdpowiedzUsuńZarąbisty :D
OdpowiedzUsuńAle świetny!!! :O
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaczęłam czytać twój blog i się bardzo wciągnęłam :)
Jest genialny!!!!
Ciekawa jestem, jak rozwiniesz dalej wątek z siostrami ^^
Co się będzie działo.... :D
Czekam na next!