"One must feel chaos within, to give birth to a dancing star." ~ "Powiadam wam; trzeba mieć chaos w sobie, by narodzić tańczącą gwiazdę."
~ Fryderyk Nietzsche
Bardzo proszę, abyście pytania umieszczali w zakładce "Pytania"!!! + Zapraszam do zakładki "Bohaterowie", gdzie znajdziecie tego bohatera, o którym niedawno mówiłam :)
Laura siedziała właśnie na kanapie i grzebała w swojej
torebce w poszukiwaniu rękawiczek, kiedy w pokoju rozległ się odgłos pukania.
Zdziwiona brunetka ruszyła w stronę drzwi i otworzyła je ze zmarszczonymi
brwiami.
- Hej, idziesz już? – zapytał chłopak stojący po drugiej
stronie. Dziewczyna przygryzła lekko wargę i rozmyślała nad odpowiedzią.
- Chyba tak. Oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko –
uśmiechnęła się delikatnie. – Nie ma już dużo pracy, więc pomyślałam, że w
końcu zrobię obiad. Chińszczyzna mi się przejadła – zaśmiała się krótko i
przepuściła chłopaka w drzwiach.
- Nie, nie mam nic przeciwko. Ale pomyślałem, że mógłbym cię
podwieźć – zaproponował radośnie spoglądając w jej stronę.
Ta ze zdziwienia upuściła szminkę, którą dzierżyła w dłoniach.
Speszona szybko podniosła ją z podłogi i wsadziła do kieszeni dżinsów.
- Emmm.. Okay?
- Super. Przygotuj się, a ja jeszcze mam coś do załatwienia
u ojca – oznajmił i już miał wyjść, kiedy zatrzymał go roześmiany głos Marano.
- Idziesz uskuteczniać swój plan, co nie, Ross? – zaśmiała
się jedwabiście. Kiedyś powiedziałaby, że firma jest paranoją blondyna, ale
obiecała sobie go nie osądzać.
- Znamy się tydzień. Nie podoba mi się to, że tak dobrze
mnie znasz – Lynch zmrużył oczy i podszedł bliżej brunetki. – Czemu ja nie znam
jeszcze ciebie?
- Żeby mnie poznać, trzeba sobie zasłużyć – pokazał mu
język, na co on przewrócił teatralnie oczami. – A co? Ubolewasz z tego powodu?
– dodała po chwili nie zaprzestając chichotania.
To nie tyle wpieniło blondaska, ile go nakręciło. Podszedł o
niej jeszcze bliżej. Ona opierała się plecami o biurko, a on kładąc na nim ręce
uwięził ją w mini klatce. Uśmiech zniknął z jej twarzy.
- Bardzo – zamruczał.
Laurę przeszły ciarki. Wkurzał ją sposób, w jaki on na nią
działał tym bardziej dlatego, że nie umiała nic na to poradzić. Włoski zjeżyły
jej się na karku, gdy sięgnęła dłonią po coś na biurku i zetknęła się ze skórą
blondyna. Przeklęła w myślach i odchrząknęła.
Nagle potrząsnął głową, jakby wybudzał się z transu. Zabrał
ręce z biurka i ze spuszczoną głową odszedł parę kroków. Już miał przekroczyć
próg kiedy odwrócił się na pięcie i wyszczebiotał:
- Cholera, przepraszam cię. Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
I zniknął zostawiając ją samą.
***
- Hej tato, mam do ciebie małą sprawę – zaczął ostrożnie
blondyn wchodząc do gabinetu.
Serce waliło mu jak dzwon i zastanawiał się, czy słychać je
na drugim końcu pokoju. Przejechał spoconą dłonią po czole odgarniając grzywkę.
Pojedyncze włosy przylepiły się do czoła przybierając ciemniejszą barwę. W
gardle stanęła mu wielka gula, a z każdą sekundą od nowa interpretował rozmowę,
jaką miał zaraz przebyć z ojcem. Czuł się jak winny idący na rozprawę sądową.
Bał się, że jego plan nie wypali i Mark na poważnie się na niego wkurzy.
- O, hejka Ross – chłopak sam nie wiedział, co bardziej go
zdziwiło. Wesoły ton taty? „Hejka” w środku zdania? Czy fakt, że Mark siedział
w sowim fotelu i robił coś na telefonie z niemałym uśmiechem?
- Mam… Do ciebie sprawę – wziął wdech i ze zniecierpliwieniem
czekał na reakcję z drugiej strony.
Pan Lynch podniósł na niego wzrok. Z widoczny, grymasem
schował komórkę do kieszeni spodni i poprawił się na siedzisku. Przeszył syna nieodgadnionym
spojrzeniem i oparł dłonie na kolanach. Skinieniem głowy pokazał, aby młody
usiadł naprzeciw.
- Jaka jest ta twoja sprawa? – zagadnął pełen powagi. Nie do
wiary, że jeszcze przed chwilą z
uśmiechem pokonywał kolejne plansze Flappy Bird.
- Emmm… Jakby ci to… - Ross podrapał się zakłopotany po
karku. Wlepił wzrok w ścianę, a raczej w zdjęcie na niej się znajdujące. Złożył
ręce i starał się sklecić jakieś znanie nie brzmiące, jak „Eeee… no… Bo ten…”.
Przeczesał blond włosy spoconą dłonią, przycupnął z rękami na kolanach i wydął
policzki. – Myślałem nad tym, co powiedziałeś o mnie i firmie – wyrzucił w
końcu. Czekał na wybuch rodziciela, ale się go nie doczekał. Mark patrzył na
niego ze zdziwieniem i rozbawieniem wymalowanym na twarzy. Ross już całkowicie
zbity z tropu dodał – No, o tym ślubie i w ogóle.
- Ach… Ja cię… - ciągnął pan Lynch próbując nie wybuchnąć
śmiechem. Co chwilę prychał i przypadkowo pluł próbując powstrzymać atak. Po
chwili poddał się i zaniósł głębokim i donośnym śmiechem.
Jego syn przeszył go
niedowierzającym wzrokiem. Wybałuszył oczy, a jego paszcza znalazła się na
podłodze. Gdy zebrał ją już z podłogi przemówił nieobecnym glosem:
- Ja myślałem… Co cię tak śmieszy?
- Ty… Ty… Ty myś… Myślałeś… - i znów wybuch ze strony Marka.
Teraz Ross na serio się wkurzył i ryknął na ojca. On natychmiastowo się ogarnął
i odchrząknął – Ciągnij… Co, przemyśl… Przemyślałeś..?
- A więc… Zrozumiałem, dlaczego tak ci zależy…
- Tradycja nalega – wtrącił Mark. Blondasek przytaknął i
ciągnął dalej.
- Dlaczego t r a d y
c j a nalega, abym najpierw się ożenił,
a dopiero później przejął firmę…
- Nie no, ty? Zrozumiałeś? Okay, mów, o co ci chodzi, bo nie
mam bladego pojęcia. Chcesz na obiad pierogi na słodko, to mamie słódź, a nie
mi – czterdziesto parolatek wygiął brwi tak, że dotykały one linii pod włosami…
Gdyby miał na czole włosy.
Ross westchnął. Spodziewał się, że ojciec nie uwierzy, ale
żeby myślał, że chce coś od niego? W sumie, to chciał, ale i tak tata mu tym
ubliżył. Urażony fuknął chicho i z uniesioną głową oparł się wygodniej o
krzesło.
- Nie o to mi chodziło – burknął. – Chcę ci powiedzieć, że
rozumiem to i nie mam zamiaru naciskać…
Gdy to powiedział Mark poślizgnął
się o podłokietnik fotela i upadł na niego.
Zdezorientowany dopiero po kilku chwilach podniósł głowę i zbitym
wzrokiem przyjrzał się synowi. Przymrużył oczy i jak wąż przymierzający się do
ataku na ofiarę wolno przesunął głowę w jego stronę. Wybałuszył oczy, gdy syn
uśmiechnął się niepewnie w jego stronę.
Odchrząknął.
- A więc… - już miał coś
powiedzieć, ale nagle zamilkł. Przypatrzył się synowi dokładniej i zaśmiał
kpiąco. Ross popatrzył zdziwiony na ojca. – To kant. Nigdy nie dałbyś sobie
spokoju. Oszukujesz mnie, prawda? Chyba, że masz jakiś pomysł na to, jak
przejąć firmę bez żony i bez kantowania – uśmiechnął się kwaśno.
Ross się załamał. Był w szoku i
to wcale nie pozytywnym. Przełknął głośno ślinę. Serce waliło mu sto razy na
sekundę, a głos ugrzązł w gardle. Nie umiał zaprzeczyć. Nie potrafił powiedzieć
głupiego „Nie tato, to nie tak”
Chciało mu się płakać miał ochotę
puścić łzy wolno i pokazać, ze jest mięczakiem. Zamiast tego jednak zebrał w
sobie resztkę odwagi. Odchrząknął głośno, aby mieć pewność, że ojciec go
usłyszy. Wziął głęboki wdech. Miał jedną
szansę. Musiał być przekonywujący, prawdziwy. Zero strasu. Mówił prawdę.
Przynajmniej tak miał uważać jego ojciec. W końcu zebrał się w sobie i
przemówił pewnym, zdecydowanym głosem:
- Tato, żenię się.
***
- Hej, słuchaj, jak będziesz
wracać ze szkoły, to nie idź do Maxa. Wychodzę dziś wcześniej i zrobię obiad –
brunetka uśmiechnęła się do telefonu. Po chwili przeniosła wzrok na zegarek i
rozbawiona przewróciła oczami. – Choć w sumie, to zależy, kiedy Ross wreszcie
przyjdzie – zanim zdążyła ugryźć się w język głos po drugiej stronie już zdążył
ją ogłuszyć.
- A po co ci Ross, hmm?
Wiedziałam, ze coś się pomiędzy wami święci! – podekscytowana blondyna pisnęła
tak głośno, że Laura musiała odstawić telefon od ucha. Kiedy już odzyskała
słuch wznowiła rozmowę z przyjaciółką.
- Powiedział, że mnie podwiezie i
nie. Nic się nie święci - odburknęła bez entuzjazmu.
-Yhmm.
- Słuchaj, nie mam ochoty gadać
na takie tematy
- Dobra, kochana, bez bulwersu –
zachichotała Logan. – Muszę spadać na lekcję. Mam matmę, ty to czaisz?! McFoy
ma świra i to większego niż ty – ponowny rechot ze strony blondyny.
- Tak, tak, wmawiaj sobie dalej,
że to ja jestem ta świrnięta. Na razie, do zobaczenia w domu – Laura
uśmiechnęła się promiennie do ekranu telefonu i rozłożyła wygodniej na krześle
przed biurkiem. – Matko, chyba jednak trzeba będzie zadzwonić do Maxa.
Gdy Marano siedziała przed
srebrnym laptopem popijając kawę do pokoju ktoś zapukał. Zdziwiona Laura
powiedziała szybko „proszę” i zamknęła klapę komputera.
Zza drzwi wyłoniła się kobieca
blond czupryna, a już po chwili przybysz stanął przed Laurą w całej swojej
okazałości.
- Cześć. Nie wiem, czy mnie
kojarzysz. Delly - Siostra Rossa.
Przyszłam, bo mi się nudziło, ostatnio jest strasznie mało pracy – blondyna
uśmiechnęła się ciepło do dziewczyny. Ta odwzajemniła gest i wstała z miejsca.
- Jasne, że pamiętam. Moja
pocieszycielka – obie zaśmiały się krótko i już po chwili wylądowały na kanapie
gadając o wszystkim i o niczym.
Rozmawiały, jak stare, dobre
przyjaciółki, które znają się całe życie i nigdy nie brakuje im wspólnych
tematów. Czuły się w swoim towarzystwie dobrze, luźno i bez skrępowania. Śmiały
się, wymieniały poglądy na różne temat różnych rzeczy, czasem sprzeczały o coś,
ale i tak w większości śmiały. Minuty mijały, Ross dalej nie wracał, a one
zatraciły się w rozmowie, która po czasie zeszła na tor zwany „chłopcy”.
- Czyli, że masz narzeczonego –
Lau uśmiechnęła się znad kubka kawy, którą piła już ponad pół godziny. Na to
zagadnienie Delly lekko się zarumieniła, ale pokiwała z uśmiechem głową. – A
kiedy ślub? – wypaliła nagle.
Rydel zrobiła wielkie oczy i spojrzała
na nią ze zdziwieniem. Nie wiedziała, co odpowiedzieć, ale po chwili, gdy już
się z lekka ogarnęła choć jej oczy nadal nie były normalnych rozmiarów,
odpowiedziała nadal zdziwionym głosem.
- Nie planujemy jeszcze… A co? – jej
twarzy przywrócono dawny kolor, a oczy zyskały normalny rozmiar.
- Nic, po prostu… Rodzice zawsze
powtarzali, że jeśli mówisz „tak” przy zaręczynach to tak, jakbyś powiedział na
ślubnym kobiercu – wyjaśniła brunetka, jakby było to oczywiste. Po chwili jej z
jej twarzy zniknął uśmiech, a wzrok utkwił w kubku z kawą. Blondyna od razu
podłapała o co chodzi i objęła dziewczynę.
- Tęsknisz za nimi? – zapytała
troskliwie i otarła łzę z jej policzka.
Laura zacisnęła mocno zęby i
próbowała się nie rozpłakać na dobre. Przymknęła powieki tak mocno, ze aż ją
piekły. A może to od powstrzymywania łez?
- Tak. Bardzo mi ich brakuje –
wydusiła w końcu i pociągnęła nosem.
- Powiedziałabym, że wszystko
będzie okay, ale wtedy zrobiłabym największą głupotę na świecie – zaśmiała się
krótko i bez rozbawienia. Już miała coś dodać, ale przerwał jej odgłos
otwierających się drzwi.
- Hej, pukałem, ale nie
słyszałyście – usprawiedliwił się ten „ktoś” speszony morderczym wzrokiem
Delly.
- Albo po prostu chciałyśmy
zostać same? – fuknęła blondyna i wstała z kanapy. W tym czasie Lau już zdążyła
się ogarnąć i uśmiechnąć do chłopaka.
- Jedziemy? – zapytała ze
sztucznym uśmiechem. A raczej uśmiechem, który miał zamaskować jej
przedchwilowy płacz.
- Tak, ale… Muszę z tobą pogadać…
Na osobności – odchrząknął kierując wzrok ku siostrze. Ta czerwona jak burak
nic nie powiedziała, tylko odeszła z wysoko uniesioną głową.
Gdy para została już sama blondyn
uśmiechnął się nerwowo i podrapał po karku. Był bardziej speszony jej
ponaglającym uśmiechem niż morderczym wzrokiem siostry. Odchrząknął i zebrał w
sobie resztkę odwagi. Usiadł na biurku, po czym złożył na kolanach spocone
dłonie. Cmoknął i unikając wzroku dziewczyny zaczął nieudolnie mówić:
- Emmm… - tylko na tyle było go
stać.
Laura zauważyła jego dziwne
zachowanie i postanowiła sama podjąć rozmowę.
- I co załatwiłeś u ojca? –
zapytała zaciekawiona. Znaczy się prawie zaciekawiona, bo średnio ją to
obchodziło.
- W sumie, to dość dużo – odparł
z westchnieniem i uśmiechnął się do niej najnaturalniej, jak potrafił w tej
sytacji.
- Uwierzył ci? I co? – teraz
brunetka naprawdę się zainteresowała przebiegiem rozmowy Lynchów. Zaciekawienie
osiągnęło u niej taki poziom, ze wychyliła się przez podłokietnik kanapy i
patrzyła z bacznością na Rossa.
- Nie do końca – przeciągnął i
pokiwał głową. Gdy Laura usłyszała tą odpowiedź szybko powróciła na poprzednie
miejsce.
- To… To Można było przewidzieć –
odzyskawszy pewność w sobie jak i w głosie spojrzała na blondyna karcąco. – Pan
Lynch nie jest głupi, mogłeś przewidzieć, że domyśli się, że to kant…
- Laura…
- …Trzeba było mnie posłuchać i
wynająć tą głupią narzeczoną, to nie! Kurde, co by ci szkodziło? Dasz jej kasę,
czy coś tam, poudajecie parę, weźmiecie ślub i po trzech miesiącach sajonara!
Nawet nie musielibyście brać kościelnego ślubu…
- Laura…
- …Cywilny załatwiłby sprawę.
Nazwisko mogłaby zostawić swoje, a rodzicom wcisnąłbyś, że wielka miłość się
skończyła, a firma nadal byłaby twoja…
- Laura! – wrzasnął Ross tak, że
brunetka w końcu zwróciła na niego uwagę.
- Co?
- Skorzystałem z twojej rady – na
te słowa dziewczyna wstrzymała oddech i wybałuszyła oczy. Po chwili rozciągnęła
twarz i wygięła brwi najwyżej, jak umiała.
Lynch zaśmiał się nerwowo. Serce
waliło mu ponad sto na sekundę, a ciało natychmiast się spociło. Przeczesał
ręką włosy i wbił w nią przestraszone spojrzenie. Zanim się odezwał rzucił jej
jeszcze jeden głupawy uśmiech.
- Wyjdziesz za mnie?
~*~*~*~*~*~*~*~
Heyo miśki!
Rozdziału dość dawno nie było, chyba ponad miesiąc. Ale ostatnio miałam masę nauki, a jak się wzięłam za pisanie, to się rozchorowałam. Nie wstawałam nawet z łóżka, a teraz też czuję się nijak. Ale dobra, nie o tym.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał, bo się starałam. Jak myślicie? Zgodzi się? Acha i jeszcze zaraz podam wam nazwę tego filmu, na którym opiera się fabuła. Ale na serio, to była tylko inspiracja, więc... Mało jest tych samych zagadnień. Gra tam Sandra Bullock i Ryan Reynolds! A więc proszę bardzo, macie tytuł: Narzeczony mimo woli! Tak, wreszcie to powiedziałam! Matko, ale dziwnie się teraz czuję!
No, to ja mam nadzieję, że napiszę rozdział wcześniej, niż ten, ale nic nie obiecuję. A więc do napisania.
~ Alex
Zapraszam na moje dwa kolejne blogi:
Ross , ale żeś dowalil :) ale coś tak czułam że jej się oświadczył po rozmowie z ojcem :) kurcze nie mogę się kolejnego rozdziału doczekać ..
OdpowiedzUsuńWięc : do roboty Alex ! :*
Kobieto! Jak ty to robisz ze ty mimo braku weny tak cudownie piszesz! Ja sie po prostu pytam! JAK?! Dlaczego ty mi to robisz? He?
OdpowiedzUsuńDobra ja tu o sobie a rozdzial trzeba ocenic
Cudo! Cudo! I jeszcze raz cudo! Czekam na nexta, na odpowiedz Lau i reakcje reszty!
Do napisania Lex
Kinga/Laura
Fantastyczny *.*
OdpowiedzUsuńJak ja kocham tego bloga <3
Życzę weny, pozdrawiam ;*
Taaak! Niech ona się zgodzi. W sumie to zapewne jak jej zaproponuje jakaś kasę to pewnie powie że "tak" w końcu każdy grosz jej się przyda... Rydel była! I wgl yay! Taki mraśny rozdział. Nie mogę się doczekać następnego :]
OdpowiedzUsuńWOW ale dowalił oliwy do ognie ,że tak powiem ja osobiście się cieszę z takiego rozwoju spraw ale jak Laura na to zareaguję to nie wiem ale czuję ,że się zgodzi :D
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać nexta:D :*
O święty Albercie, końcówka mnie rozwaliła ;P "Wyjdziesz za mnie?" - myślałam, że tylko moja przyjaciółka ma takie zryte pomysły. A jednak. I oto kolejna rzecz, która łączy osoby z imieniem Ola. Rozdział świetny, niesamowity i jak podsyca u mnie ciekawość. Co będzie dalej? To pytanie dręczy mnie od wczoraj od... chyba 19. Wiesz, zdałam sobie sprawę, że dopiero DRUGI raz komentuję tego bloga. Wstyd mi za siebię ;') Ale tak się dzieję, gdy łapie cię za każdym razem leń. Ale, ż zrobiłam sobie jako tako przerwę, mam czas na nadrobienie komentowania. A jeśli chodzi o komentowanie... odpowiedziałam na twoje pytanie do bohatera na moim blogu. Od razu pytam: Czy w obrębie 1 km od ciebie nie znajduje się żadna mikrofalówka? Muszę mieć pewność, bo nie chcę stracić włosów na łepetynie. No to tak jak już mówiłam: razdział super, miód i żelki. Nexta proszę cię wstaw jeszcze w tym tygodniu ;P
OdpowiedzUsuńDo napisania ;3
Rozdział świetny ! Ale, wiesz... Ten rozdział i ogólnie ta opowieść coraz bardziej zaczyna mi przypominać inną, na blogu ,, Written in the stars ! " Nie wiem czy znasz ten blog... A jeśli nie, to polecam bo jest cudowny ! Piszesz że twoją inspiracją był film ,, Narzeczony mimo woli " i ja w to wierzę, naprawdę ! Ale po prostu ta fabuła delikatnie, przynajmniej jak na razie, bo nie wiem co będzie dalej, możliwe że będzie wielki zwrot akcji i fabuła ulegnie całkowitej zmianie, ale jak na razie noooo ... Jest jak jest ! Nie wiem czy ktoś jeszcze to zauważył... Może ja mam taką paranoję, czy coś ? Nie mam zamiaru cię oskarżać, czy coś, bo twoja opowieść znacznie się różni od tamtej, ale są pewne podobieństwa, jak na przykład to w jakiej sytuacji Ross stawia Laurę, no wiesz chodzi o te oświadczyny, ta wielka firma pana Lyncha oraz to że pracują w niej wszyscy, no prawie wszyscy główni bohaterowie, i ta dziwna relacja pomiędzy Rossem a Laurą, no chodzi mi o to że niby za sobą nie przepadają, ale ich do siebie ciągnie. Dobra nie ważne, rozdział cudo ! Masz wielki talent, oba tak dalej !
OdpowiedzUsuńKochana czekam na next !
Kurcze, masz rację, spodobał mi się tamten blog i postanowiłam napisać coś podobnego, ale nie ocierającego się o plagiat. Ale na przykład u Delly Anastasi Lynch na Just Love Me też wszyscy pracują. A u Mary Ross postawił ją w sytuacji ze względu na dziecko, ona nie była jego asystentką i nie miała dostać nic w zamian za pomoc. Relacja między nimi była... Oni się w miarę lubili, a nie to, co tu. Laura na serio nie przepada za Rossem, a raczej się stara. Wiem, ze może się wydawać podobne i macie rację, ale uwierz, że nie zgapiam z niej i nie będzie ciotka w ciotkę to samo :) Jedynie kilka elementów, ale na serio nie dużo. Bardziej właśnie chodziło o film, ale i tak dość dużo zmienię :)
UsuńNie mam ci za złe, czy coś, ale chciałam po prostu wyjaśnić :)
Poza tym niedługo zmieniamy nieco miejsce akcji, a jeśli już Lau by się zgodziła rodzice by o tym nie wiedzieli, bo te zaręczyny to zupełnie inna sprawa :)
UsuńHej, chyba pierwszy raz czytam Twojego bloga, ale już stwierdzam, że jest super!
OdpowiedzUsuńTen rozdział naprawdę mi się spodobał :)
Dawaj szybko next i zapraszam do sb!
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńNo to Ross zaskoczył...
Czekam na next <3
hej mam pytanie czy ty jesteś autorką mega opowiadania która mniej więcej było o związku który szybko się skończył i związku rosa który też się szybko skończył później oni pojechali do indii i laura udawała kiego narzeczona i chyba wyrzucili ich z samolotu ponieważ myślę że uprawiali tam z seks.
OdpowiedzUsuńogólnie myślę o tym blogu już długo i kojarzy mi się z tobą sama nie wiem czemu ale chyba podobnie pisałyście nie wiem może ten blog był twój możesz mi pomóc pl świetny rozdział już nie mogę się doczekać następnego❤
Nie, autorka tamtego bloga jest Annabell Frat, której nawet do pięt nie dorastam :)
Usuńobie piszecie mega niesamowicie i nie rozumiem dlaczego uważasz że tak nie jest jesteś mega bloggerkom i Cię uwielbiam miałabyś może linka do jej bloga o tej historii bo nigdzie nie mogę go znaleźć
UsuńPrzepraszam,, Annanell Fray :)
OdpowiedzUsuńYa yebie, to jest... no... ugh. No bez jaj, i że ona może się jeszcze zgodzi? Za takie coś chciałabym dostać niezłą premię. No ale kurde... co za mózg. -.- I że Mark mu uwierzył? Ludzie święci, Lynchowie inteligencją chyba nie grzeszą.
OdpowiedzUsuńNo i ten film. :D Tyle że tu jest odwrotnie. XD Bardziej Ross zatrudnia swoją asystentkę w roli narzeczonej. :D
Brawa dla mnie - komentuję 10 dni po dodaniu rozdziału. Kiedy książki już cię złapią, to tak szybko nie wypuszczą.
Genialny, no po prostu genialny rozdział. Uważam, że ta historia jest pierwszorzędna. Czasami mam niezłą pompę czytając twoje wpisy, są naprawdę dobre.
Tylko czekam na reakcję Laury. :D
Do następnego ;3