niedziela, 8 marca 2015

9. "One must feel chaos within, to gi­ve bir­th to a dan­cing star.

"One must feel chaos within, to gi­ve bir­th to a dan­cing star." ~ "Po­wiadam wam; trzeba mieć chaos w so­bie, by na­rodzić tańczącą gwiazdę."
~  Fryderyk Nietzsche

 Bardzo proszę, abyście pytania umieszczali w zakładce "Pytania"!!! + Zapraszam do zakładki "Bohaterowie", gdzie znajdziecie tego bohatera, o którym niedawno mówiłam :)

Laura siedziała właśnie na kanapie i grzebała w swojej torebce w poszukiwaniu rękawiczek, kiedy w pokoju rozległ się odgłos pukania. Zdziwiona brunetka ruszyła w stronę drzwi i otworzyła je ze zmarszczonymi brwiami.

- Hej, idziesz już? – zapytał chłopak stojący po drugiej stronie. Dziewczyna przygryzła lekko wargę i rozmyślała nad odpowiedzią.

- Chyba tak. Oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko – uśmiechnęła się delikatnie. – Nie ma już dużo pracy, więc pomyślałam, że w końcu zrobię obiad. Chińszczyzna mi się przejadła – zaśmiała się krótko i przepuściła chłopaka w drzwiach.

- Nie, nie mam nic przeciwko. Ale pomyślałem, że mógłbym cię podwieźć – zaproponował radośnie spoglądając w jej stronę.

Ta ze zdziwienia upuściła szminkę, którą dzierżyła w dłoniach. Speszona szybko podniosła ją z podłogi i wsadziła do kieszeni dżinsów.

- Emmm.. Okay?

- Super. Przygotuj się, a ja jeszcze mam coś do załatwienia u ojca – oznajmił i już miał wyjść, kiedy zatrzymał go roześmiany głos Marano.

- Idziesz uskuteczniać swój plan, co nie, Ross? – zaśmiała się jedwabiście. Kiedyś powiedziałaby, że firma jest paranoją blondyna, ale obiecała sobie go nie osądzać.

- Znamy się tydzień. Nie podoba mi się to, że tak dobrze mnie znasz – Lynch zmrużył oczy i podszedł bliżej brunetki. – Czemu ja nie znam jeszcze ciebie?

- Żeby mnie poznać, trzeba sobie zasłużyć – pokazał mu język, na co on przewrócił teatralnie oczami. – A co? Ubolewasz z tego powodu? – dodała po chwili nie zaprzestając chichotania.

To nie tyle wpieniło blondaska, ile go nakręciło. Podszedł o niej jeszcze bliżej. Ona opierała się plecami o biurko, a on kładąc na nim ręce uwięził ją w mini klatce. Uśmiech zniknął z jej twarzy.

- Bardzo – zamruczał.

Laurę przeszły ciarki. Wkurzał ją sposób, w jaki on na nią działał tym bardziej dlatego, że nie umiała nic na to poradzić. Włoski zjeżyły jej się na karku, gdy sięgnęła dłonią po coś na biurku i zetknęła się ze skórą blondyna. Przeklęła w myślach i odchrząknęła.

Nagle potrząsnął głową, jakby wybudzał się z transu. Zabrał ręce z biurka i ze spuszczoną głową odszedł parę kroków. Już miał przekroczyć próg kiedy odwrócił się na pięcie i wyszczebiotał:

- Cholera, przepraszam cię. Nie wiem, co we mnie wstąpiło.

I zniknął zostawiając ją samą.

***

- Hej tato, mam do ciebie małą sprawę – zaczął ostrożnie blondyn wchodząc do gabinetu.

Serce waliło mu jak dzwon i zastanawiał się, czy słychać je na drugim końcu pokoju. Przejechał spoconą dłonią po czole odgarniając grzywkę. Pojedyncze włosy przylepiły się do czoła przybierając ciemniejszą barwę. W gardle stanęła mu wielka gula, a z każdą sekundą od nowa interpretował rozmowę, jaką miał zaraz przebyć z ojcem. Czuł się jak winny idący na rozprawę sądową. Bał się, że jego plan nie wypali i Mark na poważnie się na niego wkurzy.

- O, hejka Ross – chłopak sam nie wiedział, co bardziej go zdziwiło. Wesoły ton taty? „Hejka” w środku zdania? Czy fakt, że Mark siedział w sowim fotelu i robił coś na telefonie z niemałym uśmiechem?

- Mam… Do ciebie sprawę – wziął wdech i ze zniecierpliwieniem czekał na reakcję z drugiej strony.

Pan Lynch podniósł na niego wzrok. Z widoczny, grymasem schował komórkę do kieszeni spodni i poprawił się na siedzisku. Przeszył syna nieodgadnionym spojrzeniem i oparł dłonie na kolanach. Skinieniem głowy pokazał, aby młody usiadł naprzeciw.

- Jaka jest ta twoja sprawa? – zagadnął pełen powagi. Nie do wiary,  że jeszcze przed chwilą z uśmiechem pokonywał kolejne plansze Flappy Bird.

- Emmm… Jakby ci to… - Ross podrapał się zakłopotany po karku. Wlepił wzrok w ścianę, a raczej w zdjęcie na niej się znajdujące. Złożył ręce i starał się sklecić jakieś znanie nie brzmiące, jak „Eeee… no… Bo ten…”. Przeczesał blond włosy spoconą dłonią, przycupnął z rękami na kolanach i wydął policzki. – Myślałem nad tym, co powiedziałeś o mnie i firmie – wyrzucił w końcu. Czekał na wybuch rodziciela, ale się go nie doczekał. Mark patrzył na niego ze zdziwieniem i rozbawieniem wymalowanym na twarzy. Ross już całkowicie zbity z tropu dodał – No, o tym ślubie i w ogóle.

- Ach… Ja cię… - ciągnął pan Lynch próbując nie wybuchnąć śmiechem. Co chwilę prychał i przypadkowo pluł próbując powstrzymać atak. Po chwili poddał się i zaniósł głębokim i donośnym śmiechem.

 Jego syn przeszył go niedowierzającym wzrokiem. Wybałuszył oczy, a jego paszcza znalazła się na podłodze. Gdy zebrał ją już z podłogi przemówił nieobecnym glosem:

- Ja myślałem… Co cię tak śmieszy?

- Ty… Ty… Ty myś… Myślałeś… - i znów wybuch ze strony Marka. Teraz Ross na serio się wkurzył i ryknął na ojca. On natychmiastowo się ogarnął i odchrząknął – Ciągnij… Co, przemyśl… Przemyślałeś..?

- A więc… Zrozumiałem, dlaczego tak ci zależy…

- Tradycja nalega – wtrącił Mark. Blondasek przytaknął i ciągnął dalej.

- Dlaczego  t r a d y c j a  nalega, abym najpierw się ożenił, a dopiero później przejął firmę…

- Nie no, ty? Zrozumiałeś? Okay, mów, o co ci chodzi, bo nie mam bladego pojęcia. Chcesz na obiad pierogi na słodko, to mamie słódź, a nie mi – czterdziesto parolatek wygiął brwi tak, że dotykały one linii pod włosami… Gdyby miał na czole włosy.

Ross westchnął. Spodziewał się, że ojciec nie uwierzy, ale żeby myślał, że chce coś od niego? W sumie, to chciał, ale i tak tata mu tym ubliżył. Urażony fuknął chicho i z uniesioną głową oparł się wygodniej o krzesło.

- Nie o to mi chodziło – burknął. – Chcę ci powiedzieć, że rozumiem to i nie mam zamiaru naciskać…

Gdy to powiedział Mark poślizgnął się o podłokietnik fotela i upadł na niego.  Zdezorientowany dopiero po kilku chwilach podniósł głowę i zbitym wzrokiem przyjrzał się synowi. Przymrużył oczy i jak wąż przymierzający się do ataku na ofiarę wolno przesunął głowę w jego stronę. Wybałuszył oczy, gdy syn uśmiechnął się niepewnie w jego stronę.

Odchrząknął.

- A więc… - już miał coś powiedzieć, ale nagle zamilkł. Przypatrzył się synowi dokładniej i zaśmiał kpiąco. Ross popatrzył zdziwiony na ojca. – To kant. Nigdy nie dałbyś sobie spokoju. Oszukujesz mnie, prawda? Chyba, że masz jakiś pomysł na to, jak przejąć firmę bez żony i bez kantowania – uśmiechnął się kwaśno.

Ross się załamał. Był w szoku i to wcale nie pozytywnym. Przełknął głośno ślinę. Serce waliło mu sto razy na sekundę, a głos ugrzązł w gardle. Nie umiał zaprzeczyć. Nie potrafił powiedzieć głupiego „Nie tato, to nie tak”

Chciało mu się płakać miał ochotę puścić łzy wolno i pokazać, ze jest mięczakiem. Zamiast tego jednak zebrał w sobie resztkę odwagi. Odchrząknął głośno, aby mieć pewność, że ojciec go usłyszy. Wziął głęboki wdech.  Miał jedną szansę. Musiał być przekonywujący, prawdziwy. Zero strasu. Mówił prawdę. Przynajmniej tak miał uważać jego ojciec. W końcu zebrał się w sobie i przemówił pewnym, zdecydowanym głosem:

- Tato, żenię się.
***

- Hej, słuchaj, jak będziesz wracać ze szkoły, to nie idź do Maxa. Wychodzę dziś wcześniej i zrobię obiad – brunetka uśmiechnęła się do telefonu. Po chwili przeniosła wzrok na zegarek i rozbawiona przewróciła oczami. – Choć w sumie, to zależy, kiedy Ross wreszcie przyjdzie – zanim zdążyła ugryźć się w język głos po drugiej stronie już zdążył ją ogłuszyć.

- A po co ci Ross, hmm? Wiedziałam, ze coś się pomiędzy wami święci! – podekscytowana blondyna pisnęła tak głośno, że Laura musiała odstawić telefon od ucha. Kiedy już odzyskała słuch wznowiła rozmowę z przyjaciółką.

- Powiedział, że mnie podwiezie i nie. Nic się nie święci - odburknęła bez entuzjazmu.

-Yhmm.

- Słuchaj, nie mam ochoty gadać na takie tematy

- Dobra, kochana, bez bulwersu – zachichotała Logan. – Muszę spadać na lekcję. Mam matmę, ty to czaisz?! McFoy ma świra i to większego niż ty – ponowny rechot ze strony blondyny.

- Tak, tak, wmawiaj sobie dalej, że to ja jestem ta świrnięta. Na razie, do zobaczenia w domu – Laura uśmiechnęła się promiennie do ekranu telefonu i rozłożyła wygodniej na krześle przed biurkiem. – Matko, chyba jednak trzeba będzie zadzwonić do Maxa.

Gdy Marano siedziała przed srebrnym laptopem popijając kawę do pokoju ktoś zapukał. Zdziwiona Laura powiedziała szybko „proszę” i zamknęła klapę komputera.

Zza drzwi wyłoniła się kobieca blond czupryna, a już po chwili przybysz stanął przed Laurą w całej swojej okazałości.

- Cześć. Nie wiem, czy mnie kojarzysz. Delly  - Siostra Rossa. Przyszłam, bo mi się nudziło, ostatnio jest strasznie mało pracy – blondyna uśmiechnęła się ciepło do dziewczyny. Ta odwzajemniła gest i wstała z miejsca.

- Jasne, że pamiętam. Moja pocieszycielka – obie zaśmiały się krótko i już po chwili wylądowały na kanapie gadając o wszystkim i o niczym.

Rozmawiały, jak stare, dobre przyjaciółki, które znają się całe życie i nigdy nie brakuje im wspólnych tematów. Czuły się w swoim towarzystwie dobrze, luźno i bez skrępowania. Śmiały się, wymieniały poglądy na różne temat różnych rzeczy, czasem sprzeczały o coś, ale i tak w większości śmiały. Minuty mijały, Ross dalej nie wracał, a one zatraciły się w rozmowie, która po czasie zeszła na tor zwany „chłopcy”.

- Czyli, że masz narzeczonego – Lau uśmiechnęła się znad kubka kawy, którą piła już ponad pół godziny. Na to zagadnienie Delly lekko się zarumieniła, ale pokiwała z uśmiechem głową. – A kiedy ślub? – wypaliła nagle.

Rydel zrobiła wielkie oczy i spojrzała na nią ze zdziwieniem. Nie wiedziała, co odpowiedzieć, ale po chwili, gdy już się z lekka ogarnęła choć jej oczy nadal nie były normalnych rozmiarów, odpowiedziała nadal zdziwionym głosem.

- Nie planujemy jeszcze… A co? – jej twarzy przywrócono dawny kolor, a oczy zyskały normalny rozmiar.

- Nic, po prostu… Rodzice zawsze powtarzali, że jeśli mówisz „tak” przy zaręczynach to tak, jakbyś powiedział na ślubnym kobiercu – wyjaśniła brunetka, jakby było to oczywiste. Po chwili jej z jej twarzy zniknął uśmiech, a wzrok utkwił w kubku z kawą. Blondyna od razu podłapała o co chodzi i objęła dziewczynę.

- Tęsknisz za nimi? – zapytała troskliwie i otarła łzę z jej policzka.

Laura zacisnęła mocno zęby i próbowała się nie rozpłakać na dobre. Przymknęła powieki tak mocno, ze aż ją piekły. A może to od powstrzymywania łez?

- Tak. Bardzo mi ich brakuje – wydusiła w końcu i pociągnęła nosem.

- Powiedziałabym, że wszystko będzie okay, ale wtedy zrobiłabym największą głupotę na świecie – zaśmiała się krótko i bez rozbawienia. Już miała coś dodać, ale przerwał jej odgłos otwierających się drzwi.

- Hej, pukałem, ale nie słyszałyście – usprawiedliwił się ten „ktoś” speszony morderczym wzrokiem Delly.

- Albo po prostu chciałyśmy zostać same? – fuknęła blondyna i wstała z kanapy. W tym czasie Lau już zdążyła się  ogarnąć i uśmiechnąć do chłopaka.

- Jedziemy? – zapytała ze sztucznym uśmiechem. A raczej uśmiechem, który miał zamaskować jej przedchwilowy płacz.

- Tak, ale… Muszę z tobą pogadać… Na osobności – odchrząknął kierując wzrok ku siostrze. Ta czerwona jak burak nic nie powiedziała, tylko odeszła z wysoko uniesioną głową.

Gdy para została już sama blondyn uśmiechnął się nerwowo i podrapał po karku. Był bardziej speszony jej ponaglającym uśmiechem niż morderczym wzrokiem siostry. Odchrząknął i zebrał w sobie resztkę odwagi. Usiadł na biurku, po czym złożył na kolanach spocone dłonie. Cmoknął i unikając wzroku dziewczyny zaczął nieudolnie mówić:

- Emmm… - tylko na tyle było go stać.

Laura zauważyła jego dziwne zachowanie i postanowiła sama podjąć rozmowę.

- I co załatwiłeś u ojca? – zapytała zaciekawiona. Znaczy się prawie zaciekawiona, bo średnio ją to obchodziło.

- W sumie, to dość dużo – odparł z westchnieniem i uśmiechnął się do niej najnaturalniej, jak potrafił w tej sytacji.

- Uwierzył ci? I co? – teraz brunetka naprawdę się zainteresowała przebiegiem rozmowy Lynchów. Zaciekawienie osiągnęło u niej taki poziom, ze wychyliła się przez podłokietnik kanapy i patrzyła z bacznością na Rossa.

- Nie do końca – przeciągnął i pokiwał głową. Gdy Laura usłyszała tą odpowiedź szybko powróciła na poprzednie miejsce.

- To… To Można było przewidzieć – odzyskawszy pewność w sobie jak i w głosie spojrzała na blondyna karcąco. – Pan Lynch nie jest głupi, mogłeś przewidzieć, że domyśli się, że to kant…

- Laura…

- …Trzeba było mnie posłuchać i wynająć tą głupią narzeczoną, to nie! Kurde, co by ci szkodziło? Dasz jej kasę, czy coś tam, poudajecie parę, weźmiecie ślub i po trzech miesiącach sajonara! Nawet nie musielibyście brać kościelnego ślubu…

- Laura…

- …Cywilny załatwiłby sprawę. Nazwisko mogłaby zostawić swoje, a rodzicom wcisnąłbyś, że wielka miłość się skończyła, a firma nadal byłaby twoja…

- Laura! – wrzasnął Ross tak, że brunetka w końcu zwróciła na niego uwagę.

- Co?

- Skorzystałem z twojej rady – na te słowa dziewczyna wstrzymała oddech i wybałuszyła oczy. Po chwili rozciągnęła twarz i wygięła brwi najwyżej, jak umiała.

 - Że… I co?

Lynch zaśmiał się nerwowo. Serce waliło mu ponad sto na sekundę, a ciało natychmiast się spociło. Przeczesał ręką włosy i wbił w nią przestraszone spojrzenie. Zanim się odezwał rzucił jej jeszcze jeden głupawy uśmiech.

- Wyjdziesz za mnie?

~*~*~*~*~*~*~*~ 
Heyo miśki! 
Rozdziału dość dawno nie było, chyba ponad miesiąc. Ale ostatnio miałam masę nauki, a jak się wzięłam za pisanie, to się rozchorowałam. Nie wstawałam nawet z łóżka, a teraz też czuję się nijak. Ale dobra, nie o tym. 
Mam nadzieję, że rozdział się podobał, bo się starałam. Jak myślicie? Zgodzi się? Acha i jeszcze zaraz podam wam nazwę tego filmu, na którym opiera się fabuła. Ale na serio, to była tylko inspiracja, więc... Mało jest tych samych zagadnień. Gra tam Sandra Bullock i Ryan Reynolds! A więc proszę bardzo, macie tytuł: Narzeczony mimo woli! Tak, wreszcie to powiedziałam! Matko, ale dziwnie się teraz czuję! 
No, to ja mam nadzieję, że napiszę rozdział wcześniej, niż ten, ale nic nie obiecuję. A więc do napisania.

~ Alex

Zapraszam na moje dwa kolejne blogi:


16 komentarzy:

  1. Ross , ale żeś dowalil :) ale coś tak czułam że jej się oświadczył po rozmowie z ojcem :) kurcze nie mogę się kolejnego rozdziału doczekać ..
    Więc : do roboty Alex ! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobieto! Jak ty to robisz ze ty mimo braku weny tak cudownie piszesz! Ja sie po prostu pytam! JAK?! Dlaczego ty mi to robisz? He?
    Dobra ja tu o sobie a rozdzial trzeba ocenic
    Cudo! Cudo! I jeszcze raz cudo! Czekam na nexta, na odpowiedz Lau i reakcje reszty!
    Do napisania Lex
    Kinga/Laura

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastyczny *.*
    Jak ja kocham tego bloga <3
    Życzę weny, pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Taaak! Niech ona się zgodzi. W sumie to zapewne jak jej zaproponuje jakaś kasę to pewnie powie że "tak" w końcu każdy grosz jej się przyda... Rydel była! I wgl yay! Taki mraśny rozdział. Nie mogę się doczekać następnego :]

    OdpowiedzUsuń
  5. WOW ale dowalił oliwy do ognie ,że tak powiem ja osobiście się cieszę z takiego rozwoju spraw ale jak Laura na to zareaguję to nie wiem ale czuję ,że się zgodzi :D
    nie mogę się doczekać nexta:D :*

    OdpowiedzUsuń
  6. O święty Albercie, końcówka mnie rozwaliła ;P "Wyjdziesz za mnie?" - myślałam, że tylko moja przyjaciółka ma takie zryte pomysły. A jednak. I oto kolejna rzecz, która łączy osoby z imieniem Ola. Rozdział świetny, niesamowity i jak podsyca u mnie ciekawość. Co będzie dalej? To pytanie dręczy mnie od wczoraj od... chyba 19. Wiesz, zdałam sobie sprawę, że dopiero DRUGI raz komentuję tego bloga. Wstyd mi za siebię ;') Ale tak się dzieję, gdy łapie cię za każdym razem leń. Ale, ż zrobiłam sobie jako tako przerwę, mam czas na nadrobienie komentowania. A jeśli chodzi o komentowanie... odpowiedziałam na twoje pytanie do bohatera na moim blogu. Od razu pytam: Czy w obrębie 1 km od ciebie nie znajduje się żadna mikrofalówka? Muszę mieć pewność, bo nie chcę stracić włosów na łepetynie. No to tak jak już mówiłam: razdział super, miód i żelki. Nexta proszę cię wstaw jeszcze w tym tygodniu ;P
    Do napisania ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział świetny ! Ale, wiesz... Ten rozdział i ogólnie ta opowieść coraz bardziej zaczyna mi przypominać inną, na blogu ,, Written in the stars ! " Nie wiem czy znasz ten blog... A jeśli nie, to polecam bo jest cudowny ! Piszesz że twoją inspiracją był film ,, Narzeczony mimo woli " i ja w to wierzę, naprawdę ! Ale po prostu ta fabuła delikatnie, przynajmniej jak na razie, bo nie wiem co będzie dalej, możliwe że będzie wielki zwrot akcji i fabuła ulegnie całkowitej zmianie, ale jak na razie noooo ... Jest jak jest ! Nie wiem czy ktoś jeszcze to zauważył... Może ja mam taką paranoję, czy coś ? Nie mam zamiaru cię oskarżać, czy coś, bo twoja opowieść znacznie się różni od tamtej, ale są pewne podobieństwa, jak na przykład to w jakiej sytuacji Ross stawia Laurę, no wiesz chodzi o te oświadczyny, ta wielka firma pana Lyncha oraz to że pracują w niej wszyscy, no prawie wszyscy główni bohaterowie, i ta dziwna relacja pomiędzy Rossem a Laurą, no chodzi mi o to że niby za sobą nie przepadają, ale ich do siebie ciągnie. Dobra nie ważne, rozdział cudo ! Masz wielki talent, oba tak dalej !
    Kochana czekam na next !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze, masz rację, spodobał mi się tamten blog i postanowiłam napisać coś podobnego, ale nie ocierającego się o plagiat. Ale na przykład u Delly Anastasi Lynch na Just Love Me też wszyscy pracują. A u Mary Ross postawił ją w sytuacji ze względu na dziecko, ona nie była jego asystentką i nie miała dostać nic w zamian za pomoc. Relacja między nimi była... Oni się w miarę lubili, a nie to, co tu. Laura na serio nie przepada za Rossem, a raczej się stara. Wiem, ze może się wydawać podobne i macie rację, ale uwierz, że nie zgapiam z niej i nie będzie ciotka w ciotkę to samo :) Jedynie kilka elementów, ale na serio nie dużo. Bardziej właśnie chodziło o film, ale i tak dość dużo zmienię :)
      Nie mam ci za złe, czy coś, ale chciałam po prostu wyjaśnić :)

      Usuń
    2. Poza tym niedługo zmieniamy nieco miejsce akcji, a jeśli już Lau by się zgodziła rodzice by o tym nie wiedzieli, bo te zaręczyny to zupełnie inna sprawa :)

      Usuń
  8. Hej, chyba pierwszy raz czytam Twojego bloga, ale już stwierdzam, że jest super!
    Ten rozdział naprawdę mi się spodobał :)
    Dawaj szybko next i zapraszam do sb!

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział :*
    No to Ross zaskoczył...
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  10. hej mam pytanie czy ty jesteś autorką mega opowiadania która mniej więcej było o związku który szybko się skończył i związku rosa który też się szybko skończył później oni pojechali do indii i laura udawała kiego narzeczona i chyba wyrzucili ich z samolotu ponieważ myślę że uprawiali tam z seks.
    ogólnie myślę o tym blogu już długo i kojarzy mi się z tobą sama nie wiem czemu ale chyba podobnie pisałyście nie wiem może ten blog był twój możesz mi pomóc pl świetny rozdział już nie mogę się doczekać następnego❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, autorka tamtego bloga jest Annabell Frat, której nawet do pięt nie dorastam :)

      Usuń
    2. obie piszecie mega niesamowicie i nie rozumiem dlaczego uważasz że tak nie jest jesteś mega bloggerkom i Cię uwielbiam miałabyś może linka do jej bloga o tej historii bo nigdzie nie mogę go znaleźć

      Usuń
  11. Przepraszam,, Annanell Fray :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ya yebie, to jest... no... ugh. No bez jaj, i że ona może się jeszcze zgodzi? Za takie coś chciałabym dostać niezłą premię. No ale kurde... co za mózg. -.- I że Mark mu uwierzył? Ludzie święci, Lynchowie inteligencją chyba nie grzeszą.
    No i ten film. :D Tyle że tu jest odwrotnie. XD Bardziej Ross zatrudnia swoją asystentkę w roli narzeczonej. :D
    Brawa dla mnie - komentuję 10 dni po dodaniu rozdziału. Kiedy książki już cię złapią, to tak szybko nie wypuszczą.
    Genialny, no po prostu genialny rozdział. Uważam, że ta historia jest pierwszorzędna. Czasami mam niezłą pompę czytając twoje wpisy, są naprawdę dobre.
    Tylko czekam na reakcję Laury. :D
    Do następnego ;3

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz daje mi ogromną motywację do dalszej pracy :)