sobota, 21 lutego 2015

8. "I just wanna live while I'm alive."

"I just wanna live while I'm alive." - "Ja po prostu chcę żyć póki jestem żywy"
~ Bon Jovi  


Rozdział dedykuję Jools Lynch. Dziękuję za to, że pomogłaś mi przejść przez trudne chwile :*
I jeszcze mojej siostrze-przyjaciółce – Juliettcie. Kocham cię bardzo, ale to bardzo i cieszę się, że już wszystko okey. Brakowało mi tej zwariowanej Julci <3 :*

 Blondynka spojrzała przed siebie niewidzącym wzrokiem. Jej oczy były zaszklone. Malinowe wargi rozwarte tworzyły podkówkę. Wolno mrugnęła i przeniosła spojrzenie na przyjaciółkę. Ta szybko do niej podbiegła i jak najmocniej przytuliła. Wtedy dziewczyna już dostatecznie się rozkleiła. Po jej rumianych od zimna policzkach popłynęły łzy. Wpierw pojedyncze i powolne, ale jak to bywa – ze strumyczka zrobiła się rzeka.

- Co się stało? – wyszeptała jej we włosy przejęta brunetka. Kobieta nawet się nie spostrzegła, a już siedziała na schodach.

- Ja… ja… - przełknęła ślinę, zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech – Widziałam faceta, który podawał się za mojego ojca – wyjaśniła w końcu. Spojrzenie jej przyjaciółki mówiło, że jest nie tyle zdziwiona, co zdezorientowana.

- C..co? Jak to… Twojego ojca? Przecież… Ale… On nie żyje! – Laura podniosła się natychmiast ze schodów. Przez tą gwałtowność zakręciło się jej u głowie i zachwiała się.

- No… Ja też tak myślałam. Ale….

- Łatwo powiedzieć kłamstwo – wtrąciła Rydel. Reachel zdawała się dopiero teraz dostrzec jej obecność. Wlepiała w nią zdziwione spojrzenie. Dopiero po chwili dotarło do niej, że ona była tu przez cały czas i wszystko słyszała, co poskutkowało jako rumieńce na jej policzkach.

- Cześć – burknęła nieśmiało.

- Nie wiem, czy to dobry moment na przywitania, ale cześć – Lynch obdarowała ją ciepłym uśmiechem i, jako że siedziała niedaleko, delikatnie ją przytuliła.

- Ale… Ugh, nic nie rozumiem. Albo twoja mama kłamała, albo ten facet. I trzeba to wybadać – stwierdziła ochoczo brunetka, po czym pociągnęła przyjaciółkę w górę schodów. Odwróciła się jednak na chwilę do Rydel i skinieniem głowy pokazała, żeby poszła za nimi. Tak też blondynka uczyniła.

***
- Ale Ross nie będzie zły, że chcesz wyjść z pracy? – dopytywała przejęta Logan. Nie chciała, żeby jej przyjaciółka miała przez nią problemy z nowym pracodawcą.

- Coś mi się wydaje, że nie będzie miał nic przeciwko – mruknęła Lau przypomniawszy sobie sytuację w biurze. Dupek…

- Ale jesteś pewna?

- Reachel – brunetka posłużyła się znużonym tonem – Jeśli ten albinos mnie nie puści, to się sama zwolnię. Pamiętasz? Przyjaźń ponad wszystko – przypomniała z krzepiącym uśmiechem i z impetem otworzyła drzwi do gabinetu. – Ross, muszę wyjść wcześniej z pracy. Będzie jakiś problem? – barwa jej głosu z uroczej zmieniła się w obojętną. Tak obojętną, że aż bolało, kiedy się jej słuchało.

Blondyn siedzący za biurkiem odwrócił głowę od ekranu srebrnego laptopa i podążył wzrokiem ku zniecierpliwionej dziewczynie. Już chciał coś powiedzieć, kiedy zauważył, że w pomieszczeniu znajduje się również jej współlokatorka.

- Hej. Nie, oczywiście – uśmiechnął się niepewnie, na co jego asystentka cicho prychnęła.

- Świetnie – już miała zamknąć za sobą drzwi, kiedy zatrzymał ją aksamitny głos mężczyzny.

- Lau, poczekaj! Moglibyśmy porozmawiać? – poprosił z nieudawaną skruchą – na osobności – dodał patrząc na Reachel, która rozumiejąc aluzję wyszła cichaczem z pokoju.

Marano przewróciła oczami i założyła ręce na klatkę. Z kpiącym wzrokiem popatrzyła na Rossa, ale po chwili pobiegła oczami w stronę pierwszej lepszej rzeczy.

- Co ode mnie chciałeś? Spieszę się – powiedziała ostrym tonem. Tak ostrym, że przeszył chłopaka na wskroś. Nigdy nie lubił ranić ludzi, a jeśli już to zrobił przepraszał tak, że poruszało to najtwardsze serca. Jednak jej postawa nie ułatwiała zbytnio tego zadania.

- Chcę się przeprosić. Za to, co rano powiedziałem. Że cię okrzy…

- Słuchaj, gdzieś mam twoje przeprosiny – przerwała dziewczyna – Ale mimo to dam ci jedną radę: Nie wychylaj się. Bo źle ci to wychodzi – znów wychwyciła twarz blondyna i tym razem nie spuszczała z niej nienawistnego wzroku.

- Ja… - westchnął. Nie wiedział, co ma powiedzieć. Jak się zachować w tej niezręcznej sytuacji? Więc milczał. Nie powiedział nic.

Po kilku minutach ciszy Laura zagrała głos:

- Tak, czy inaczej spieszy mi się. Wrócę jutro i szczerze będę próbowała cię je zabić – mruknęła i położyła dłoń na klamce. Już miała ją naciskać, ale powstrzymał ją uścisk na nadgarstku. Odwróciła się do tyłu i zderzyła z czekoladowymi ślepiami Lyncha.

Nogi się pod nią ugięły, choć próbowała zachować spokój. Wyraz twarzy nagle zelżał, gdy jego lico znalazło się niebezpiecznie blisko jej. Przełknęła ślinę. Zbierało jej się na płacz, gardło strasznie piekło, a białe zęby zacisnęła na dolnej wardze. Denerwowała się.

- Przepraszam – powtórzył Ross. Jego spojrzenie wydawało się działać na nią jak narkotyk. Doprowadzało do obłędu, bo miała ochotę powiedzieć „Nic się nie stało”, a jednocześnie przywalić mu w policzek i uciec jak najdalej.

- Spieszę się – tylko tyle była w stanie wydusić.

Znów się do niej przybliżał. Czuła jego oddech na ustach, słyszała miarowe bicie serca. Raz, dwa, trzy… Z każdą chwilą coraz wyraźniej. Zdjęła rękę z klamki, jednak jej nadgarstek nadal był więziony przez jego uścisk.

- Nie puszczę cię – wymruczał jej prosto w malinowe wargi. Te zatrzęsły się.

- Nie proszę cię o pozwolenie –choć chciała brzmieć stanowczo wcale tak nie brzmiała. Jej głos się łamał, był niepewny. Oczy błąkały się po jego twarzy, która znajdowała się zaledwie kilka milimetrów dalej.

- Ale i tak ci go nie udzielam – przybliżył się do niej maksymalnie i założył niesforny kosmyk za ucho.

Najpierw chciał ją pocałować. Później zrozumiał, co właśnie robi. Całuje, a raczej prawie całuje, dziewczynę, którą zna kilka dni. Zatrząsł się. W jego głowie coraz głośniej zadawano pytanie, czy wypada. Nie przeszkadzało mu to jednak aż tak bardzo w zrobieniu ostatecznego kroku.

- Ross, zapomniałam oddać ci zegarek – usłyszeli aksamitny, kobiecy głos, po czym Laura upadła na podłogę. Drzwi były otworzone, a ona leżała plackiem na podłożu. Przeklęła cicho. Nie wiedziała, czy dlatego, że nic pomiędzy nimi się nie zdarzyło, że upadła i jest teraz obolała, czy z powodu ujrzenia znienawidzonej twarzy.

- Vanessa.

***

Chłopak szedł długim korytarzem i kompletnie zatracił się w papierach dzierżących w rękach. Miał do przygotowania ważny projekt i chciał wypaść jak najlepiej. Po chwili wszystkie kartki znalazły się na brunatnych panelach.

- Och, przepraszam najmocniej – obok nich kucała dziewczyna i ze skruszoną miną próbowała je pozbierać.

Była dość wysoka, jednak nie należała do najwyższych. Jej zielononiebieskie oczy migotały w blasku słońca przedzierającym się zza szyby. Czarno-blond włosy opadały z rumianą twarz. Od razu ją rozpoznał.

- Rebbeca?

- Reachel – poprawiła. – Chłopak z baru? Ten, który wlepiał gały w Lau, tak? – zaśmiała się krótko i podała mu plik.

- Tak – zarumienił się lekko – Już pamiętam. Jesteś Reachel, przez „e”, a nie Rachel – sprostował, na co ona powiększyła uśmiech.

- Mama uważała, że dzięki temu będę zawsze docierała do wyznaczonego celu ( „Reach” to z angielskiego „dotrzeć” ~ Alex).

- To wiele wyjaśnia. Pozdrów ją.

Nagle dziewczyna spochmurniała. Zacisnęła mocno powieki i powtarzała w myślach: On nie chciał, nie wiedział…

- Ona… Nie żyje… - wyjaśniła z posępną miną.

- Przepraszam… Ja… Nie wiedziałem…

- Nic nie szkodzi. Pogodziłam się z tym już. Jestem… samowystarczalna.

- No nic. Jeszcze raz przepraszam i miło było poznać – uśmiechnął się i ruszył przed siebie. Natomiast blondynka oparła się o ścianę i wzięła kilka głębokich oddechów.
***

- No, no, no. Nieźle się prowadzasz – rzuciła kpiąco dziewczyna lustrując strój czarnowłosej.

- Ty też wyglądasz niczego sobie – kobieta wysiliła się na serdeczny ton i podała brunetce rękę, ale ta ja odrzuciła.

- Tyle lat radziłam sobie bez ciebie. Teraz też poradzę – warknęła z wściekłością i wstała z niemiłej podłogi. – Więc, pani Lynch. Co pani tutaj robi, hmm? – ironia w jej głosie była nie do zniesienia dla wrażliwego serca Vanessy. W jej oczach wezbrały się łzy, które z zamierzonym skutkiem próbowała schować.

- Przyszłam do Rossa, aby oddać mu zegarek. Ale bardzo się cieszę, że znów mogłam cię zobaczyć, siostro – wyjaśniła z uprzejmością. Serce ją bolało, kiedy widziała rodzoną siostrę, która szczerze ją nienawidzi.

-  Nie nazywaj mnie tak – Laura skarciła ją podwyższonym tonem – Nie jesteśmy siostrami. Jedyne, co nas łączy, to nazwisko… - pokręciła głową - Przepraszam. Już nic nas nie łączy – prychnęła z arogancją i poszła w swoja stronę z uniesioną głową.

- Nie pobiegniesz za nią? – zapytał do tej pory milczący Ross z wyraźnym zdziwieniem.

- Po co? Przecież ona mnie nienawidzi? Nie zauważyłeś? Nie chce mnie znać. Powiedziała, że nie jesteśmy siostrami  - nie wytrzymała i wybuchła płaczem. Łkała tak żałośnie, że blondynowi żal ścisnął serce. Przytulił ją do siebie mocno i posadził na kanapie.



Owy płacz nie uszedł bystremu słuchowi brunetki, która słysząc go stanęła wpół kroku. Zacisnęła mocno powieki. Przed nią stanął obraz siostry, jaką zapamiętała z Włoch. Tej niewinnej i bezbronnej, która w jednej chwili wpadła w tak głęboką rozpacz i za wszelką siłę starała się wyrwać z jej rąk walizkę.

- Zostaw to, rozumiesz? Nigdzie nie idziesz, postanowione! – wrzasnęła zła dwudziestolatka i wyrwała z rąk młodszej siostry bluzkę, która miała trafić do wnętrza walizki.

- Ale ja muszę! Muszę stąd uciec jak najszybciej! Inaczej nigdy nie pojadę, rozumiesz?! – załkała piętnastoletnia brunetka i wyjęła z szafy kolejną rzecz z takim impetem, że wszystkie starannie poukładane ubrania runęły na podłogę.

- Nic nie musisz! Do jasnej cholery, spójrz na mnie, gdy do ciebie mówię! – czarnowłosa zrzuciła z łóżka walizkę i oparła się na nim na dłoniach – Nigdzie cię nie puszczę – oświadczyła hardo.

Drobna sylwetka jej siostry śmignęła obok niej i podniosła z podłogi czarną walizę. W ręce wzięła pierwsze lepsze ubrania i wrzuciła je do niej. Podeszła szybko do komody i otworzyła ją. Gdy napotkała trudności wyrwała szufladę z toru i wrzuciła całą bieliznę w niej się znajdującą do wnętrza ciemnego przedmiotu.

- Nie mam zamiaru prosić się o pozwolenie – mruknęła i sięgnęła pod łóżko.

Czarnowłosa przypatrywała się temu wszystkiemu z rosnąca złością i rozpaczą. Nie mogła sobie wyobrazić, że jej siostra wyjdzie z domu i już prawdopodobnie nigdy nie wróci. Po jej policzkach spłynęła łza, którą szybko starła. Poczuła, jakby dostała w twarz, kiedy walizka zatrzasnęła się, a brunetka zasunęła suwak.

- Nie mam wyboru. To jedyne wyjście, Van – rzuciła dziewczyna i wtuliła się w otępiałą siostrę.

- Zawsze jest jakiś wybór, Laura.

Właśnie tak ją zapamiętała. Jako tą, która wmówiła rodzicom, że pojechała do Kanady, choć była w Nowym Jorku. Jako tą, która się o nią troszczyła, jak o dziecko. Tymczasem ona sama miała dziecko. I chociaż nic o nim nie wiedziała i miała o to żal do siostry nie mogła zapomnieć. Nie umiała przyćmić wspomnienia tej kochającej Vanessy i zastąpić go nowym – kłamliwym i dwulicowym.  Chciała uważać ją za hipokrytkę, ale nie potrafiła. Zbyt ją kochała.

Sama nie wiedziała, kiedy jej nogi popędziły ku gabinetowi. Kiedy zapukała zapłakana do drzwi, kiedy otworzył je zszokowany jej widokiem Ross. Pamiętała tylko, jak ujrzała żałosny widok płaczącej na kanapie siostry.

Zatrzymała się. Nagle zabrakło jej wszystkiego. Odwagi, rozumu.

- Przepraszam – tylko tyle zdołała wydusić.

Pani Lynch podniosła na nią wzrok. W jej oczach pojawiły się iskierki nieopanowanej radości, kiedy zobaczyła twarz Laury.

- To ja przepraszam – rzuciła i już po chwili poczuła, jak brunetka do niej podbiega i mocno przytula.

Jej sukienka była mokra od łez i czarna od tuszu. Obie kobiety nie umiały opanować łez gnieżdżących  się w nich od dawna. Płakały i łkały. Nie było po nich widać żadnej nienawiści, tęsknoty. Jedynie radość. Nieopanowaną radość i szczęście spowodowanie odzyskaniem nie tyle siostry, ile najlepszej przyjaciółki.

- Przepraszam cię Van. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Tak strasznie za tobą tęskniłam. Po prostu… Gdy zobaczyłam to dziecko, twojego męża, kiedy dowiedziałam się, że nic im o mnie nie powiedziałaś… Ja… Coś we mnie pękło. Nie wiem, czy to to, że chciałaś o mnie zapomnieć, ale to zabolało – wyznała Marano odrywając się od siostry.

- Wina zawsze leży po obu stronach – rzuciła nagle Vanessa. Siostra spojrzała na nią nie rozumiejąc. – Zostawiłaś nas, więc myślałam, że najlepiej będzie o tobie zapomnieć. Mam popadła w depresję, ojciec nie chodził już do winnicy. Rodzice czasem się kłócili, myślałam, że nasza rodzina się rozpadnie. Miałam wam powiedzieć o ślubie z Rikerem, ale ustaliliśmy, że on przyjedzie i nam pomoże. Uważałam, że przez ciebie się rozpadniemy. Ale myliłam się. Byłam głupia, że nie zauważałam tego, ile dla ciebie znaczył ten wyjazd – po jej policzku spłynęła łza. Nieduża, pojedyncza, ale i tak wzbudziła w Laurze współczucie i rozgoryczenie w stosunku do własnej osoby.

- Nie powinnam była cię w to wciągać – uznała po dłuższym namyśle.

- Nie. Obie powinnyśmy stawić temu czoło. Obie, rozumiesz? Nie tylko ja.

Brunetka pokiwała głową i oparła brodę o zagłębienie w szyi Vanessy. Nie płakały już, ale rytmicznie kołysały się na boki. Laura uśmiechnęła się słysząc melodie włoskiej piosenki.

- Pamiętam ją. Mama śpiewała nam to, jak kąpałyśmy się w wodzie. Jest tam coś o syrenach – dwudziestolatka uśmiechnęła się nieprzytomnie. Zamknęła oczy wyobrażając sobie piaszczyste plaże i błękitne morze.

- Portato dal canto delle sirene dei mari e degli oceani – zacytowała starsza z uśmiechem.

- Syreni śpiew niesiony przez morza i oceany – przetłumaczyła Laura i mocniej wtuliła się w siostrę
***

Reachel nadal stała na korytarzu i czekała na przyjście przyjaciółki. Nie doczekała się jednak, więc postanowiła sama odnaleźć Marano.

Skołowana ilością korytarzy i drzwi w końcu zapukała do jednych z nich. Stała jak na szpilkach czekając, aż ktoś łaskawie je jej otworzy.

- Czego? przecież mówiłem, że jestem zajęty – mruknął nieprzyjemnie ten ktoś, ale gdy zobaczył, kogo ochrzanił zmieszał się delikatnie. – Sorki. Myślałem, że to ktoś inny – wyznał wskazując blondynce, aby weszła.

- Szczerze, to ja też. Wiesz, gdzie jest Lau? Nie mogę jej znaleźć – dziewczyna uśmiechnęła się prosząco kiwając w stronę korytarza.

- Jasne. Pokój z plakietką Lynch. Nie zdążyli dopisać Marano – wyjaśnił. Po chwili i on znalazł się na zewnątrz. – Zaprowadzę cię – zaoferował i  nie słuchając zdania Reachel poszedł przed siebie.

- Nie byłeś przypadkiem zajęty? – zagaiła dziewczyna przypomniawszy sobie niedawne przywitanie.

- Nie aż tak bardzo – brunet skręcił w prawo i odchrząknął – A ty? Myślałem, że studiujesz – rzucił.

- Miałam… Mały problem. Wiesz, pocieszenie przyjaciółki i te sprawy – blondyna truchtała za nim. Nie znała dokładnie tego budynku i gdyby była w nim sama zapewnie zgubiłaby się. Kroki chłopka były szybkie i daleko sięgające, a jej krótkie i próbujące dorównać szybkości jemu.

- Chłopak?

- Gorzej.

- Jestem Seth – zagadnął po chwili brunet. Z tego wszystkiego zapomniał się przedstawić.

- Co…? Aaa… Ładnie – sprostowała z uprzejmym uśmiechem.

- Na pewno nie tak oryginalne, jak twoje – zaśmiał się krótko i cicho, po czym ponownie skręcił w prawo. – Jesteśmy na miejscu – oznajmił stając pod drewnianymi drzwiami.

Dziewczyna spojrzała na srebrzystą klamkę.

- Dzięki – wypaliła skrępowana.

Brunet miał zamiar zapukać do drzwi, ale nagle za ich plecami pojawił się Ross.

- Co ty tutaj robisz? – Waters zmarszczył brwi i spojrzał na przyjaciela, jak na idiotę.

- O to samo mógłbym zapytać ciebie – fuknął blondyn.

- Ta młoda dama prosiła się widzieć z twoją asystentką – brunetowi towarzyszył ironiczny ton.

- A ty ją odprowadziłeś, bo podoba ci się młoda dama, czy moja asystentka? – zapytał drwiąco Lynch.

Seth miał ochotę mu przywalić, ale tylko poczerwieniał ze złości i zabijał go wzrokiem.

- Ekhem – Reachel dała znać o swojej obecności i po chwili oczy obojga chłopaków skierowały się na nią. – Chciałam się widzieć z Laurą – przypomniała i już po chwili cała trójka znalazła się w środku gabinetu.

***

Następny tydzień minął wszystkim w miarę spokojnie. Lau i Reach nie ustaliły nic na temat ojca blondyny, choć bardzo się starały. Pani Logan nie prowadziła z nim żadnej korespondencji, nigdy o nim nie wspominała. Nie wiedziały, co zrobić. Kręciły się w tak zwanym błędnym kole i nie wiedziały, jak z niego wyjść.
Natomiast jeśli chodzi o relacje Lau i Van… Nie widziały się od pamiętnego momentu w gabinecie młodszej i Rossa. Nie rozmawiały ze sobą, ale umówiły się jeszcze wtedy na obiad. Laura miała nadzieję bliżej poznać rodzinę siostry, choć nadal sceptycznie do niej podchodziła. Karciła się za to, że dała się tak ponieść emocjom, bo nie chciała tak od razu jej wybaczać. Ale trudno, czasu się nie cofnie. Już wybaczyła, choć zaufanie nadal nie zostało odbudowane. Vanessa zmieniła się. Była bardziej dojrzała, elegancka, dostojna. Jak brytyjska dama, a nie włoska dziewczyna.

A Lau i Ross? Ich relacje choć uległy miarowemu ociepleniu wciąż były minimalnie napięte.

- Masz ten wykres, o który cię prosiłem? – zapytał rzeczowo blondyn stając nad biurkiem asystentki.

- Tak, już ci go daję – brunetka zanurkowała w stercie papierów i po chwili wyciągnęła ten właściwy. – Proszę – podała kartkę i wróciła do swoich obowiązków.

- Jak z szukaniem mieszkania? – zagadnął Ross. Starał się nie ingerować w jej życie osobiste, ale chciał też poznać ją bliżej. Ciągle miał przed oczami scenę prawie pocałunku i nie rozumiał jej w nawet najmniejszym stopniu.

- Nie chcą mi udzielić kredytu, bo mam już kilka pożyczek. Dzwoniłam po hotelach, ale ceny są absurdalne – rzuciła wpatrzona w czarną klawiaturę. – A ty? Jak ci idzie z ojcem i firmą?

- Doznałem olśnienia – wyznał z uśmiechem i przejechał kółkami od fotela w jej stronę. – Poczekam, aż ojciec sam zrozumie, że jestem na tyle dojrzały. Mam zamiar powiedzieć mu, że nie chcę teraz przejmować firmy – dumny ze swojego planu uśmiechnął się triumfująco.

- Nieźle.  A nie pomyślałeś o wynajęciu narzeczonej? – podsunęła, jakby było to oczywiste.

Natomiast Lynchowi oczy wypadły z orbit słysząc o „wynajęciu narzeczonej”.

- To jest takie coś? – spytał odzyskawszy głos.

- Nie. To znaczy… Nie legalnie. Znajdziesz jakąś zdesperowaną laskę i zaproponujesz jej kasę, a ona ma za ciebie wyjść. Później tylko się rozwiedziecie i tyle – wzruszyła ramionami podając mu srebrnego laptopa. – Na tym forum faceci piszą, że wynajęcie dziewczyny to najlepszy sposób, kiedy nie chcesz się żenić, a musisz – dodała.

Blondyn przejął przedmiot i spojrzał niedowierzająco na dziewczynę. Podniósł do góry jedną brew, a ta z westchnieniem wyjaśniła:

- Nudziło mi się, więc postanowiłam ci pomóc.

- Dzięki. Ale wiesz, gdzie można znaleźć taką dziewczynę? – Ross odstawił laptopa na miejsce przez przypadek dotykając dłonią dłoń Laury. Ta szybko ją zabrała.

- Wystarczy spojrzeć  na mnie – zaśmiała się krótko. – Zdesperowanych lasek jest mnóstwo.

- A w Nowym Jorku?

- Szczególnie w Nowym Jorku.

~*~*~*~
Hejka misie!
Z tej strony Alex – nowa, stara autorka!
Jak pewnie niektórzy z was wiedzą miałam małe problemy i musiałam stworzyć nowy profil. Ale nie chcę się rozpisywać na ten temat.
Przepraszam, że tak dawno nie było rozdziału. Najpierw mnie nie było, bo przecież ferieeee, a później miałam kilka problemów osobistych. Jools wie, o co chodzi, bo sama mnie pocieszała.  A Julietta… Ach, ona wie, co mam jej do powiedzenia.

Wiem, że się na mnie przejechaliście, a ja ciągle kręcę i kręcę. Ale znów napadł mnie mega pomysł! A więc będziemy mieć nowego bohatera, a ja nie zdradzę, jaką rolę odegra. Ale namiesza nieco w życiu Rossa, tyle rzeknę :)
A więc papa :* I zostawiam was z gifem z super filmu Trzy metry nad niebem 

~ Alex


20 komentarzy:

  1. Jest boski !!! Ale jestem mega ciekawa nowej postaci ! Laura z tą narzeczoną to mnie rozwaliła pierwsze co WTF po co ona szukała jakiegoś portalu ?! Super rozdział a teraz wystarczy czekać na next i zadać ważne pytanie Kiedy next

    OdpowiedzUsuń
  2. Olunia <3 jejku wiesz ile ten dedykt dla mnie znaczy, cieszę się że jest już wszystko ok. Kocham Cię bardzo, pamiętaj, że możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji bez względu która będzie to godzina <3 :* Chcę aby między nami było tak jak teraz czyli zwiariowane dziewczyny przebywające razem na przerwach i śmiejących się z wiesz czego ;) hahaha kocham cię sister <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, dedykt ci się należał, bo tylko dzięki tobie nadal trzymam się przy życiu. Ty jesteś moja inspiracją i wenną ekstra. Ty też możesz na mnie liczyć zawsze i w każdej sytuacji nie ważne, ci się stanie :*
      Nie będę publicznie się rozpisywać, pogadamy jutro w kościele ;) Przyjdę, przyjdę, nie jestem bezbożna :D
      I love u sis
      ~Alex

      Usuń
  3. OMG, to jest cudowne!
    Masz talent i potencjał, których szczerze ci zazdroszczę. Oby tak dalej! :D
    Historia jest oryginalna ;)
    Dawaj szybko next i zapraszam do mnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko! Dziękuję ci pięknie. Nie masz czego, ty piszesz przepięknie. No, na pewno nie schrzaniłabyś sceny z kissem, jak ja :D
      Starałam się, aby taka była, ale jednak inspirowałam się pewnym filmem ;)
      Nexta dam najszybciej, jak będę mogła i wpadnę!

      Usuń
  4. Ooo ! Matko !!!!!!!!!!!!
    Boski rozdział !
    Aaaaaa ! Coś się dzieje między Rossem i Lau ! ^-^
    Normalnie, dostałam wyszczerzu twarzy jak czytałam tą scenkę z prawie pocałunkiem ! Aż twarz mi zdrętwiała ! O.o
    Lau i Vanessa się pogodziły? Fajnie, choć ja bym trochę jeszcze pomęczyła Van !
    Tak, tak wiem wredna jestem ! Ciągle mi to powtarzają !
    Choć nwm dlaczego, przecież ja jestem prze kochana !
    Ale i tak uważam że powinnaś jeszcze trochę się wstrzymać z tymi przeprosinami !
    Nie to że chcę by obie cierpiały ! Bo nie chcę, ale moim zdaniem za szybko !
    Z resztą nie ważne i tak jest genialnie, bez tych moich widzie misiów !
    Twój blog to po prostu, zajebistość w całej swojej postaci !!
    A ja ci zazdroszczę tego talentu ! <3
    Czekam na next ! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Van ma przebaczone, ale nie ma jeszcze jej zaufania. Wiesz... Może się okazać ciekawie. Ale teraz nie będą tak cierpieć.
      Nie masz czego <3

      Usuń
  5. Świetny rozdział!!!!!!!!!!
    Van i Lau się pogodziły <3 i to w taki uroczy sposób *.* :D
    Trochę Raury było ^^ Szkoda, że jednak do tego kissa nie doszło ;/
    Hahhaha Lau namawia Rossa by wynajął narzeczoną?! WTF?!!!!
    Jeszcze się okarze, że ją wynajmie, bo ta kasy na mieszkanie nie ma :P
    Wszystko się łączy w logiczną całość c;
    Czekam na nexta!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ci coś kiedyś zrobię!!!! Ale nie weźmie tak łatwo, nawę nie będzie chciał. Wyjdzie wszystko w praniu, a ty masz w mordkę!

      Usuń
  6. Czyli Laura będzie tą narzeczoną?
    Super rozdział

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten rozdział to jakiś obłęd... Jest niesamowity! ^^ Ewidentnie schrzaniłaś scenę z Raurą. Ale to dobrze, przecież mamy jeszcze czas, co nie? :D Powolutku, nie spieszmy się, to dopiero 8 rozdział.
    Lau i Van pogodzone - nareszcie. Dalej nie mam pojęcia, dlaczego ta musiała wyjechać i ogółem nie wiem nic o czasach z Włoch, ale kij z tym. XD Mam tylko nadzieję, że kiedyś się dowiem. ;)
    Seth ma mętlik w głowie - za którą się wziąć? Gościu - bierz blondi, leci na ciebie. XD
    Kompletnie rozwaliłaś mnie narzeczoną do wynajęcia. Kurffaa, był chyba taki film. XD Tam grała ta... no... (szuka na necie) Julia Roberts! Pretty Woman XD Pewnie to i tak nie to, na pewno też pomyliłam całkiem tytuły i aktorów... Kit z tym.
    W każdym razie genialny rozdział.
    Do następnego ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, był, ale nie Pretty Women. Grał tam pewien mega przystojny aktor, a dowiecie się jaki w następnym. Może Lu będzie, a może nie... Przecież ona nie będzie od niego zależna, nie ten typ kobiety... Hmmm... Możecie pisać wiele scenariuszy, ale... Ale tylko ja wiem, jaki jest prawdziwy! Haha! Wiem, schrzaniłam. Masz rajta. Ale nie za szybko, hola, hola! Kilka dni się znają!
      Włochy... Dużo tam się działo. Mogę powiedzieć, że winnica zrobiła swoje xd

      Usuń
  8. Super rozdział :*
    Czekam na next <33

    OdpowiedzUsuń
  9. O ja! Świetny rozdział. Tak w ogóle to jakoś tak miło na końcu miedzy Rossem a Lau było... Myślałam że ona zacznie sie na niego drzeć jak się spytał o mieszkanie a tu proszę... No no no, co do nowego bohatera. Ciekawa jestem jaką rolę odegra. Aha! I jeszcze ten kiss! Którego nie było ale no..takie urocze. Już widać że ona do niego czuje miętę! Albo chociaż uważa że jest przystojny. No nic, czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak mogłaś! Mógł się pocałować! Mogli się kochać i być szczęśliwi, le nie! YGH. Idź pod Szałer! Xd ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj moja kochana Alex (Diamond). Nadal nie mogę się przyzwyczaić do zmiany profilu. Przepraszam cię za te wszystkie zaległości i za to, że nie skomentowałam poprzednich rozdziałów. To moja wina. I ferii rzecz jasna.
    Chodzi o to, że w drugim tygodniu ferii miałam wczasowiczkę, potem remont korytarzy, bo rodzice postanowili trochę pozmieniać. I jak do tego dowalić masę nauki, sprawdzianów oraz stresu to wyjdzie mieszanka wybuchowa. Ale teraz nie o moim życiu, bo jest nudne. Teraz o rozdziale. Hmm...hmm...hmmm...zaczynamy...
    Co do poprzednich rozdziałów to tylko krótko się wypowiem.
    Zastanawiam się nad tym, czy rzeczywiście ten mężczyzna może być ojcem Reach. Mam nadzieję, że niedługo się tego dowiem.
    Bardzo ciekawi mnie ta nowa postać. Mam nadzieję, że aż tak bardzo nie namiesza w relacji Rossa z Laurą. Jeśli już mówimy o Rossie:
    Wow! Zaskoczyłaś mnie tym wątkiem z drzwiami. Naprawdę myślałam, że się pocałują. Już nawet obgryzałam paznokcie z tego podekscytowania. A potem puf! I wszystko prysło. Ale mimo wszystko cieszę się, że Laura i Vanessa się pogodziły. Może jeszcze nie ma między nimi zaufania, ale miejmy nadzieję, że takowe powstanie.
    Reachel i Seth...chciałabym, żeby byli razem. No przecież byłoby tak uroczo nieprawdaż?
    A potem jeszcze ta akcja w biurze z małżeństwem. Ostatnie dwie kwestie. Miałam takie gały O.O Ale nic nie mówię. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń.
    O jejciu! Kończę, bo mi niedobrze. Chyba zaraz zwymiotuję rosołem. Obawiam się, że mogę być chora.
    Do następnego :*

    P.s. Nawet nie wiesz, jak było mi przykro, że w jednym rozdziale dostałam dedykację, a nie miałam czasu, żeby go komentować.Przepraszam. :(
    Obiecuję się poprawić.

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj, jaki to jest cudowny, a zarazem inny blog. Na prawdę, dawno takiego nie czytałam. Przede wszystkim jest inny. Fabuła sama w sobie przyciąga czytelnika, a ja przyznam szczerz na to poleciałam. Co tu dużo mówić? Sama nie jest najlepszą pisarką, więc nie moja rola wytykać jakiekolwiek błędy. Może czasami przyczepiłabym się do tych twoich synonimów. Takich wymyślnych jeszcze nie czytałam, więc mój respekt tutaj. Zastanawia mnie tylko to, czy w normalnej sytuacji chciałabym szukać antonimów (widzisz, chyba się zaraziłam) do wyrazu np: woda. Dla mnie woda to woda i tyle. Ale jak mówiłam, to tak ode mnie. W ogóle lepiej tego nie czytaj. Szkoda, że napisałam to pod tym, ale to tak na marginesie. Bardzo podoba mi się opisywanie przez ciebie sytuacji, rzeczy itp. W taki sposób na prawdę zaskarbiasz sobie moją sympatię. Więc jeszcze raz dodam - "Świetny Blog". Nominowałabym cię nawet, ale się w to nie bawię, więc wybacz. Jeżeli pozwolisz przejdę do oceny bohaterów. Tak, jak ja to widzę (sumuje tu wszystkie rozdziały). Na początek Ross - hmm, co tu dużo mówić. Nie polubiłam go na początku, ale z czasem zaczęłam podziwiać. Myślałam, że to kolejny "słodki chłoptaś", który bez rodziców nic by nie osiągnął, a tu proszę. Walczy chłopak o swoje, więc szacun. Nie podobało mi się tylko, że nakrzyczał na Laurę, nie znając całej sytuacji, ale reakcja nie jest do przewidzenia, zwłaszcza gdy jest to impuls. Szkoda, że nie doszło wtedy do pocałunku. Och, jak ja tego wyczekiwałam, a tu ta Van z zegarkiem mi wyjeżdża. Skoro o niej mowa, to jestem w stanie ją zrozumieć. Mam nadzieję, że sytuacja rodzinna, jak i domowa się jej ułożyły i wszystko będzie dobrze, chociaż mała intryga albo tragedia nie jest wykluczona. Mam nadzieję, że przyjrzysz się tej opcji. Co do Rikera, Rydel, Ellingtona, ich mamy i taty, to nie jestem ich na razie w stanie za bardzo opisać. Można tylko tyle, że rydel jak zwykle wydaję się być "aniołem", Riker zagubiony w swoich codziennościach, a Ell pozostaje sympatycznym chłopakiem. Tata - Mark - surowy, ale konsekwentny, chociaż próbę bawienia się w swatkę uważam za paranormalną. A mama to mama. Najmilsza, najczulsza i najlepsza. W ogóle same "naj". Co do najmłodszego bohatera, to tylko jedno - najfajniejsza postać w opowiadaniu. Taki mały intrygant, no proszę. jestem pewna, że jeszcze będzie o nim głośno. Seth - typowy kawaler, Zarywa do każdej z nadzieją, że ją zdobędzie, a tu nic. Mam nadzieję, że ułoży mu się z Reach. Ta blondynka jest cudna. Szkoda, że ma taką sytuację rodzinną. Współczuje. I z tego powodu mój wielki respekt do tego, że próbuję i się stara. To wielki krok na przód. A Max pozostaje zagadką. Oby nie zakłócił "Raury", bo się zdenerwuję. Niech znajdzie sobie inną. Doceniam, że się troszczy, ale w tym przypadku widzę tylko przyjaźń, ich razem "nie". No i na koniec Laura, moja ulubienica. Mam nadzieję, że się jej ułoży i dostanie to, co w życiu najlepsze.
    Uh, ale się rozpisałam. Obiecuję, że kolejne będą krótsze. Nawet nie wiem, czy chciało ci się go całego przeczytać, ale wiedz, że zyskałaś nową czytelniczkę.
    I błagam cię, niech rozdział pojawi się szybciej, niż za tydzień. Proszę!
    Czekam, tyle mi pozostaje.
    ~~Crystal~~

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz daje mi ogromną motywację do dalszej pracy :)