So love me like you do, love me like you do ~ Więc Kochaj mnie tak jak kochasz, kochaj mnie tak jak kochasz
~ Ellie Goulging - Love me Like you do
Siedziały na pufach i przeglądały katalogi, rozkoszując się kawą, którą przyniosła przed chwilą Reach. Przyszła panna młoda siłowała się w przymierzalni z suwakiem, a Vanessa jej w tym pomagała. W końcu, po ciężkich zmaganiach, udało im się zapiąć sukienkę. Była śliczna. Biała jak śnieg, rozkloszowana, bez ramiączek i z mnóstwem tiulu. Idealnie pasowała do dziewczyny, która uśmiechała się do swojego odbicia.
- Nie wierzę, że to już tak niedługo - wyszeptała,
przygładzając jasny materiał.
- Pięknie wyglądasz - skomentowała Vanessa, przytulając
dziewczynę od tyłu. - Cholerny z niego szczęściarz.
- Wyjdziecie w końcu?! - Głos Reachel sprawił, że dziewczyny
zaczęły się śmiać, ale jednocześnie odsunęły kotarę od przymierzalni. - O ja
cię…
- Wyglądasz jak księżniczka - uśmiechnęła się Laura. - Za to
ja w białym przypominam pączka i nie mam zamiaru się przebierać - mruknęła w
stronę mamy, stojącej obok wieszaków i przeglądającej kolejne suknie.
- Kotku, to też twój ślub. Musisz wyglądać jak prawdziwa
panna młoda. - Ellen posłała młodszej córce pobłażliwe spojrzenie i podniosła w
górę rąbek jednej z sukien. - Ta ci pasuje.
- Popieram - wtrąciła Logan, na co przyjaciółka skarciła ją
wzrokiem.
- I tak założę trampki i bluzę zamiast bolerka, nie wysilaj
się - mruknęła brunetka, kładąc nogi na oparciu fotela. - Położyłam ci na
torebce welon, możesz przymierzyć.
Pasowałby do tej kiecki - zwróciła się do Rydel, na co ta pokiwała głową.
- Cieszę się, że bierzemy razem ślub - wyjawiła po chwili
blondynka, uśmiechając się radośnie do bratowej.
Laura uniosła wzrok znad katalogu. Nie mogła podzielić
zdania Lynchównej. Dla niej ten ślub był jedną wielką bzdurą, do której
podchodziła z ogromną niechęcią.
Ale mimo to, towarzystwo Rydel zaliczała do pozytywnych
punktów tego dnia.
- Tak, ja też - uśmiechnęła się niepewnie i wróciła do
czytania.
- Pospiesz się, ja też chcę porobić trochę za druhną -
ponagliła po chwili Reachel.
Marano przewróciła oczami, ale pokazała palcem na jeden z
obrazków zamieszczonych w katalogu.
- Ta mi się podoba - uśmiechnęła się cwaniacko, a kiedy
Ellen zobaczyła, na co wskazuje jej córka, złapała się za głowę.
- Dziecko, przecież ona ci nawet majtek nie zakryje! - Pani
Marano złapała głęboki oddech, żywo gestykulując rękami.
Na widok krótkiej sukienki ze śliskiego materiału,
opinającej ciało modelki tak, że wyraźnie rysował się kształt bielizny, robiło
jej się niedobrze.
- Spokojnie, tylko żartowałam. - Brunetka uniosła ręce w
obronnym geście, a po chwili przymknęła oczy i rozłożyła się wygodnie na
kanapie. - Ta, którą mi pokazywałaś była ładna.
Ellen natychmiastowo się rozpromieniła, a Laura, widząc to,
uśmiechnęła się pod nosem.
- Wiedziałam, że ci się spodoba! Koronka od zawsze ci
pasowała - ożyła pani Marano i szybkim ruchem zdjęła z drążka wieszak z ową
suknię. - Do przymierzalni, Laura, ale to już!
Dwudziestolatka
mruknęła coś niezadowolona i siadając, odłożyła katalog na ławę. Potem dopiła
resztę kawy i mozolnym krokiem ruszyła w stronę przymierzalni.
- Czego tak stoisz, d r u h n o ? - mruknęła w stronę
przyjaciółki.
Ta, wlepiając spojrzenie w bliżej nieokreślony punkt,
podskoczyła jak oparzona.
- Tak, jasne - burknęła i pognała za brunetką do
przymierzalni.
***
- Jesteście beznadziejne - zaśmiała się Vanessa, kładąc
synka do łóżka. - Dawno nie zasypiał po południu, dzięki - dodała, a widząc
szczęśliwą twarz siostry, uśmiechnęła się niemo.
- Jak widać, nadawałybyśmy się na niańki. - Reachel puściła
Rydel oczko, na co ta prychnęła pod nosem.
- Nie wydaje mi się. Dzieci to nie moja bajka.
- W porę się o tym dowiaduję.
Cztery dziewczyny odwróciły się w stronę, z której dobiegał
owy głos. Należał on oczywiście do Ellinghtona, który stał w drzwiach do pokoju
Vanessy z wielkim uśmiechem.
Rydel podeszła do narzeczonego i zarzuciła mu ręce na szyi,
odchylając lekko głowę.
- Nie chciałabym, żeby po domu latała mi twoja młodsza
wersja, skarbie - mruknęła, na co Ratliff cicho westchnął, a następnie musnął
delikatnie usta Lynchównej.
- Lau, pan Damiano cię woła - powiedział w końcu brunet,
kierując te słowa do młodej Marano.
Ta warknęła tylko cos niezrozumiale i po chwili była już na
korytarzu.
- Mówił ci, o co chodzi? - dopytała na odchodne.
- Nie. Ale pewnie chce obgadać coś w kwestii ślubu.
Dziewczyna poruszyła
szybko brwiami i zagryzła od środka dolną wargę. Rozmawianie o ślubie
nieszczególnie jej się podobało. Te wszystkie przygotowania i zamęt bardzo ją
męczyły. Tym bardziej, że nie cieszyła ją myśl stawania na ślubnym kobiercu.
Czy żałowała, że przed Bogiem jej mężem zawsze będzie Ross? Nie. Nie miało to
dla niej znaczenia. W rzeczywistości, Bóg był dla niej dość drażliwym tematem.
Odkąd odebrał jej Lucasa, przybrała dwie hipotezy; albo nie istnieje, albo jest
wredną szują, która nie liczy się z innymi.
Myśląc tak, dlaczego
ojciec postanowił ją do siebie wezwać i błądząc po domu w poszukiwaniu go,
wpadła na Rossa, który wydawał się być równie zagubiony jak i ona. Młodzi
popatrzyli na siebie zdziwieni, ale żadne z nich nic nie powiedziało. Oboje
stanęli w miejscu i wpatrywali się w siebie uporczywie.
Dom Marano był duży i
nie brak w nim było pokoi. Ross ostatni raz widział Laurę na pamiętnej kolacji,
na której ogłoszona została data ich ślubu. Nie rozmawiali ze sobą, cały czas
się wymijali. Kiedy on był na przymiarce garnituru, ona w domu, a kiedy to
Laura wybywała na różnego typu przygotowania, on najczęściej siedział z panem
Damiano w winnicy. Przez te kilka dni zdążył się przywiązać do przyszłego
teścia. Ten traktował go jak syna i dawał mu wiele cennych lekcji. Był
przeciwieństwem jego ojca - taki spokojny i wytonowany. Poza tym, w niczym nie
przypominał narzeczonej blondyna. Dziewczyna pełna werwy, ironii i włoskiego
temperamentu nie wydawała się być córką kogoś tak wyrozumiałego i dobrodusznego.
Co innego Vanessa. Ona była uderzająco podobna do ojca - tak samo cicha, tak
samo opanowana. Nie popadała w szał, przyjemnie się z nią rozmawiało. Chociaż
nie wiedział za wiele na temat pani Ellen wiedział, że to jej charakter
odziedziczyła jego przyszła żona. I nie był pewien, czy ma być z tego powodu
szczęśliwy, czy zrozpaczony.
- Emm… - zaczęła brunetka, starając się przerwać niezręczną
ciszę. - Pomóc ci w czymś? W końcu, spędziłam w tym domu piętnaście lat, nie? -
uśmiechnęła się lekko i włożyła ręce w kieszenie bluzy.
Ross odchrząknął cicho, przywracając sobie głos i pokręcił
głową.
- Nie, dzięki. Idę akurat do winnicy.
Gdy Laura zmarszczyła brwi, zasysając dolną wargę, nico się
speszył. Czy powiedział coś nie tak?
- Tata cię woła? - zapytała, bujając się na piętach. Musiała
wyglądać śmiesznie ze sztywnymi rękami i nogami, podskakując delikatnie w
miejscu, ale nie zwróciła na to zbytniej uwagi. - Mój, nie twój - sprostowała
po chwili z uśmiechem, na co Ross podrapał się po karku.
- Domyśliłem się - wysapał, nie mogąc nagle złapać
powietrza.
Był zawstydzony, jak zawsze zresztą, rozmawiając z nią. Ale
kiedy brunetka ryknęła gromkim śmiechem, myślał, że zapadnie się pod ziemię.
- Niezręcznie, co? - wychlipała, między napadami śmiechu.
Gdy zaczęła go już powoli uspokajać dodała: - Ross, cholera, musimy się
zachowywać jak narzeczeństwo. Inaczej wszystko się wyda.
Miała rację. Cholera,
miała cholerną rację. Nie mogli się tak zachowywać, bo wszystko szlag trafi.
Musieli się postarać udawać jak najlepiej, co było bardzo trudne. Jak miał czuć
się przy niej swobodnie? To naprawdę było bardzo trudne.
- Nie uważasz, że powinniśmy przełamać lody? - Marano
ponowiła uśmiech, przybliżając się powoli do blondyna. Gdy tylko jej stopa
musnęła miękki dywan, serce Rossa przestało bić.
- To znaczy? - pisnął przestraszony. Bał się tego, co chce
zrobić dziewczyna, chociaż nie do końca wiedział, co chodziło jej po głowie.
- Mamy widownię - szepnęła cicho, wskazując dyskretnie na
okno wychodzące na winnicę. Państwo Marano przyglądali się im ze zdziwieniem.
No tak, osłupienie i niezręczność raczej nie towarzyszą
spotkaniom dwóch kochających się osób.
- To… - zająknął się, wlepiając spojrzenie w jej ciemne
tęczówki. Teraz stała zaledwie krok od niego, na wyciągnięcie ręki. - Mam…?
- Boże, Ross, ale ty jesteś trudny - parsknęła, wywróciła
oczami i z prędkością światła wpiła się w jego usta.
Cholercia,
pomyślał Ross, zanim zdążył cokolwiek zarejestrować. Laura widząc jego
odrętwiałość, złapała go za rękę, którą położyła sobie na plecach. To było
dziwne. Ich usta złączyły się w
pocałunku, który miał nic nie wnieść, ale zamiast tego sprawił, że obojgu serce
zabiło szybciej. Laura oderwała się od Rossa na ułamek sekundy, chcąc
zaczerpnąć powietrza, ale po chwili znów odnalazła ustami jego usta. Blondyn
nawet nie zauważył, gdy stał się odważniejszy i przyciągnął ją do siebie tak,
że nie został między nimi chociażby milimetr wolnej przestrzeni, a ona jęknęła
mu prosto w usta. Całowali się zachłannie, z każdą chwilą przybierając pewności
siebie. Napierając na siebie, nagle Ross przyszpilił narzeczoną do ściany, a
pocałunkami zszedł nieco niżej, na jej szyję. Nie wiedział, co się z nim
dzieje. Co ta ślicznotka z nim zrobiła? Dlaczego tak bardzo podoba mu się
całowanie jej? Cholera, przecież serducho o mało nie wyskoczyło mu z piersi.
W pewnym momencie, Laura uniosła jedną nogę na wysokość
bioder blondyna i oparła stopę o ścianę. Podobał jej się cichy warkot Lyncha,
gdy przypadkowo otarła się o jego krocze, dlatego opuściła nogę i szybkim
ruchem przyciągnęła chłopaka jeszcze bliżej siebie.
- Nie uważasz, że nieco za bardzo przełamaliśmy lody? -
wysapał między pocałunkami, ale nadal nie oderwał się od brunetki.
- Zamknij się kretynie i całuj. - warknęła, po czym sama
zaczęła obsypywać go pocałunkami. Ona jednak nie schodziła z ust, które były
tak wybornie miękkie, że nie chciała się od nich odrywać.
- Miał… Miałem…
- Powiedziałam, żebyś się zamknął, tak? - zaśmiała się pod
nosem i ostatni raz cmoknęła blondyna. - Ale masz rację, musimy iść - złapała
go za rękę i nie odklejając się od ściany, przymknęła oczy. - Może i jesteś
kretynem, ale zajebiście całujesz. - Jeszcze raz musnęła delikatnie jego usta i
odepchnęła go lekko od siebie.
- Ty też niczego sobie. - Pogładził palcem jej małe kłykcie
i pociągnął w stronę korytarza.
- To odpowiesz mi w końcu na pytanie?
Ross zmarszczył brwi, starając sobie przypomnieć, o co
pytała go Laura.
- A, no tak - szepnął po chwili - Tak, twój tata mnie wołał.
- Czyli pewnie chodzi o coś związanego ze ślubem. Mnie też
poprosił.
I poszli dalej,
nawet nie zauważając, że cały czas trzymają się na ręce.
***
- Córciu, synu - przywitał ich na wstępie Damiano, ruchem
ręki wskazując na wolną ławeczkę. - Usiądźcie.
Laura i Ross pokiwali głowami i posłusznie wykonali
polecenie. Siadając, blondyn położył ich złączone dłonie na swoim kolanie,
uśmiechając się przy tym niezauważalnie.
- Wołałeś nas - przypomniała Laura - A mama gdzie poszła? -
spytała, spostrzegając jej brak. W końcu, jeszcze przez chwilą tutaj była.
- Poprosiłem, żeby zostawiła nas samych. - Pan Marano wstał
z wiklinowej pufy, na której do tej pory siedział i odłożył kubek z kawą na ziemię.
- Chciałbym, żebyście coś zrozumieli, zanim się pobierzecie - oznajmił
oficjalnie. - Poza tym, ja też chciałbym coś zrozumieć - dodał, patrząc
wymownie na Laurę, a następnie na Rossa. - Ale o tym porozmawiamy kiedy
indziej.
- Więc o czym chcesz rozmawiać teraz? - Laura zmieniła
szybko ton głosu. Z wesołej i szczęśliwej dziewczyny stała się starą,
poirytowaną wersją siebie.
- O miłości, kotku - odpowiedział jej ojciec, na co ta
przewróciła oczami. - Bierzecie ślub, to poważna sprawa i… - nie dokończył, do
zaraz skupił uwagę na czymś, co znajdowało się za plecami narzeczeństwa. -
Mark, przyjacielu, spóźniłeś się! - zaśmiał się perliście, na co pan Lynch
odpowiedział głośnym mruknięciem.
- Masz za duży dom.
- O! - Pisk Damiano sprawił, że młodzi podskoczyli w
miejscu. - I tutaj znajduje się właśnie sedno sprawy.
Laura zrobiła wielkie oczy.
Kurwa. Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa!
- Tato, ja…
- Ale jak to „sedno sprawy”? -
przerwał jej Ross, którego zresztą ojcowie zignorowali.
- Lau, dobrze wiesz, że winnica i
ten dom są zapisane na ciebie - rzucił Włoch, kierując te słowa do córki.
- Jakże bym mogła zapomnieć - mruknęła
dziewczyna, ale widząc zdenerwowane spojrzenie ojca, ucichła.
- A moja posiadłość w Nowym Jorku
nie może się równać z tą. - Pan Mark przypomniał o swojej obecności, wlepiając
spojrzenie w młodszego syna.
- Bredzisz. Nasz dom też jest
niczego sobie - wtrącił Ross, ale został zaraz skarcony przez rodzica.
- Oni mają winnicę, młodziaku.
- Oj tam, wielkie rzeczy. - Do
wymiany zdań dołączył się Damiano, a zaraz za nim jego córka.
- Tutaj większość osób ma chociażby
małe winniczki.
- Dobra, nieważne - mruknął Mark.
- Ogólnie, chodzi nam o to, że do na was jest zapisany ten dom.
Ross o mało nie zgubił na
podłodze oczu, słysząc to. Że niby ta wielka chawira ma należeć do niego?
- Tato, ja… - zaczęła Laura, ale
znów nie dane było jej dokończyć.
- Poza tym, przejmiecie interes .
- Damiano wskazał głową na stojącą niedaleko Viotet.
Kurwa to potęgi entej.
~*~*~*~*~
Siemka,
misie :*
Sorki
za opóźnienie, ale miałam zabrany komp. Nawet nie pytajcie.
No
to, jak podoba się rozdział? Kiss był? Był.
Macie
i się cieszcie, chociaż według mnie, porządnie o spierdoliłam.
No
ale mniejsza o to.
Przykro
mi, ze tak mało Was to czyta, ale zbliżamy się już ku końcowi, więc nie usunę,
ani nic.
Kiedyś
było Was tu więcej :(
No
nic, wyczekujcie nexta, misiaczki :*
~
Alex
Niesamowity *.*
OdpowiedzUsuńA na koniec ciekawie... szok! :D
Weny życzę i pozdrawiam :)
Cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńTak! Był pocałunek! Jak się z tego cieszę. :) Końcówka bardzo zaskakująca. Wszystko jak zawsze wyszło ci świetnie. :D
Czekam na next. :*
Boski, wspaniały, cudowny, jeduny taki! Nie przejmuj się ilością komentarzy, ludzie potrafią być leniwi ale czytają, jestem pewna ;]
OdpowiedzUsuńSuper! :) najlepszy! już nie mogę doczekac się kolejnego rozdziału, nic nie zepsułaś, mega mi się podoba! :) powodzenia i do napisania!
OdpowiedzUsuńNiczego nie spierdoliłaś :) opis pocałunku był genialny jak i samo opowiadanie :) ♥♥
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział !!
OdpowiedzUsuńPocałunek taki taki WOW :D Nie no świetny !
Jestem ciekawa jak historia potoczy się dalej :)
Ta rozmowa może dużo zmienić ?
Wspaniały ! Jeszcze raz wspaniały !
Czytałam już wcześniej ale dopiero teraz komentuję :D
Czekam na następny ♥♥♥
Kobieto, rozwalasz. Czytam każdy rozdział i mdleje. Błagam pisz next szybko. Co dalej no?! Czekam i życzę weny :* Wbijaj na Tajemnicę Życia Rossa Lyncha, pozderki <3
OdpowiedzUsuńJestem zakochana w tym opowiadaniu!!! Piszesz cudownie, naprawdę! Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam kiedy zobaczyłam, że pojawił się nowy rozdział! Który okazał się być wspaniały! Teraz jeszcze bardziej niż wcześniej nie mogę się doczekać nexta. Więc jeśli możesz to bardzo ładnie proszę, niech się pojawi troszkę wcześniej, bo zwariuję!
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział! W końcu pocałunek jej!
OdpowiedzUsuńCzekam na next!
Rozdział wspaniały!!! Pocałunek Raury nareszcie !!! Ciekawe zakonczenie! Czekam na next !! <3 Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńJoł!
OdpowiedzUsuńUśmiechnięta wpada do domu, zabiera komputer(to mało logiczne) i komentuję.
KISS! KISS! KISS!
CUDO!
Serio to było super!
Brawo laska!
Oby tak dalej.
SUPCIO :) :) :* :) :) :*
OdpowiedzUsuńcudo <3
OdpowiedzUsuńczekam na next
do napisania
Kinga
PS. zapraszam na nowy blog:
http://innahistorialynchmarano.blogspot.com/
Dopiero dziś odkryłam tego bloga. Wow ale ja szybka xD rozdział zarąbisty z resztą jak każde :p nie mogę doczekać się nexta =)
OdpowiedzUsuńKocham twojego bloga :). Ten ostatni rozdział wymiata i ten pocałunek. Nie mogę doczekać się nexta. Pisz mi go szybko. Pozdrawiam :*.
OdpowiedzUsuńKiedy next ?? Bo nie moge się doczekać ;)
OdpowiedzUsuńChamska reklama: Zapraszam ----> http://darkness-roosvelt.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNominowałam cie ziom
OdpowiedzUsuńhttp://ilovehimraura.blogspot.com/2016/03/lba.html?m=1
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNiesamowity. <3
OdpowiedzUsuńJeszcze do tego kiss. To mnie zaskoczyło oraz końcówką.
Czekam na next ♡
Super blog!!! Świetny rozdział!! Czekam z niecierpliwieniem na next! Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Zapraszam do mnie http://did-you-have-your-fun.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuń