Hold myself up and love my scars. ~ Jestem sam sobie oparciem i kocham swoje blizny.
~ Linkin Park - Lost in the cho.
- Zamorduję cię kiedyś – burknęła niezadowolona Laura
wydychając papierowy dym prosto w twarz Reachel. Ta stała niewzruszona z wysoko
uniesioną głową i przenikliwie wpatrywała się w ulicę przed sobą. Opatulona od
stóp do czubka głowy wyglądała jak mumia, która właśnie wyszła z sarkofagu.
- Spróbuj, a raczej marnie się to skończy – rzuciła
beznamiętnym tonem i strzepnęła płatek śniegu z nosa. – A tak z innej beczki:
dzisiaj miałaś mi zafarbować kłaki – dodała i odwracając głowę w stronę
przyjaciółki wytknęła jej język, który zaraz został uraczony zimną śnieżynką.
- Jak tylko zjemy kolację i poznam swojego siostrzeńca. Van
to potwór, kazała nam tu stać, aż chłopaki nie przyjadą – brunetka nadymała
policzki i obrażona na cały świat utkwiła wzrok w jednym z sąsiednich domów,
gdzie rodzina zakładała światełka na werandzie. Uśmiechnęła się do siebie
niemrawo. – Chłopaki zawsze pomagali mi dekoracjami na święta. My upiększaliśmy
mieszkanie, a Vanka razem z mamą gotowały. Pamiętam, że kiedy my harowaliśmy w
domu tata siedział w winnicy i pięknie ją ozdabiał – powiedziała z ogromną
tęsknotą. Nostalgia, jaka ją ogarnęła była nie do wytrzymania, a dziewczyna
poczuła, jak po jej policzku zaczyna spływać pojedyncza łza. Szybko ją starła,
zanim zauważyła ją blondyna i wzięła głęboki oddech.
Logan rozluźniła się na chwilę, ale zaraz znów stała jak
wartownik wyczekując chłopaków.
- Mama zawsze piekła ciasteczka w kształcie reniferów –
rzuciła po chwili milczenia. Laura spojrzała na nią nieodgadnionym wzrokiem,
ale po chwili ryknęła śmiechem.
- Te, do których kiedyś zamiast cukru dosypałyśmy soli?-
upewniła się przez śmiech, na co blondynka również się zaśmiała.
- A potem mama o mało nie dostała zawału, kiedy przyszli do
nas sąsiedzi ze skargami, że to ich brzuch strasznie boli – dodała nie
zaprzestając śmiechu.
- Tak, pamiętam. To był ostatnie święta, zanim… - obie
przestały się śmiać. Na twarzy Reach wykwitł smutek, a na Laury – zażenowanie.
– Przepraszam, nie powinnam…
- Nie, spoko, nic się nie stało. Ale masz rację, to ostatnie
nasze święta, na których była – dziewczyna wzięła głęboki wdech powstrzymując
potok łez, które wzbierały się w niej coraz bardziej.
- Przepraszam – wymamrotała Marano i odwróciła głowę w
stronę ulicy. Z rękami skrzyżowanymi na piersiach wyczekiwała, aż pod jej nogi
podjedzie samochód Rossa, a jego właściciel wepchnie jej – z pewnością na chama
– pierścionek.
Nie tak wyobrażała sobie zaręczyny. Przede wszystkim nie
miały one być układem biznesowym. Zawsze chciała, żeby ten jedyny klęknął przed
nią i wypowiedział te magiczne słowa: Wyjdziesz za mnie?. Nigdy nie lubiła
zwrotu Zostaniesz moją żoną. Uważała,
że to takie stereotypowe, bo przecież oświadczyć może się również kobieta. Poza
tym pierścionek miała dostać w winnicy podczas świąt, gdzie było najpiękniej na
całym świecie, albo nocą w pamiętnym
Koloseum. Nie przed domem siostry i szwagra, czekając na kolację na której ma
poznać nie tylko siostrzeńca, ale i przyszłych teściów. Bo nie oszukujmy się –
ostatnio nie miała do tego okazji.
- Jak myślisz, jacy oni są? – z rozmyślań wytrąciła ją
przyjaciółka. Wpatrywała się w nią wielkimi oczami, które świeciły odbitym
latarnianym światłem.
- Kto? – zapytała mało inteligentnie z miną niekumającej żaby.
- Lynchowi. Myślisz, że są rodzinni?
Laura zaśmiała się krótko.
- Van jest cholernie rodzinna. Nie związałaby się z kimś,
kto nie jest taki jak ona.
- Acha – odrzekła krótko Reachel i poruszyła brwiami w
geście zrozumienia.
Po kilku minutach milczenia pod nogi dziewczyn podjechał
czarny samochód, a z niego wsiedli bracia Lynch. Chwilkę później zza drzwi
wyłoniła się Vanessa cała w skowronkach. Podeszła do towarzystwa, które nie
było już takie wesołe. Przyszłe narzeczeństwo mierzyło się wzrokiem, jakby to
pomagało im uśmiercić drugą osobę bez użycia rąk.
- Pieprzony materialista – mruknęła po chwili Laura. Na te
słowa Vanessa zrobiła tak zwany facepalm.
- Niby czemu? – Ross, który pozostał niewzruszony na te
słowa, przechwalił głowę w bok i zamrugał rzęsami. Jak jakaś laka Barbie –
przemknęło Laurze przez myśl.
- Nawet ślub bierzesz dla kasy- prychnęła i odwróciła głowę
w stronę Rikera. – Ile kosztował?
Na to pytanie blondyn uśmiechnął się bez krzty rozbawienia,
czy radości.
- Dwa tysie – burknął i podał jej czerwone pudełeczko. Gdy
brunetka pokręciła głową wepchnął je bratu brutalnie w rękę. – Masz mi nie
zmarnować tej kasy, jasne? – warknął do brata.
- Jak słońce – odparł Ross. Trzymając w ręce pudełeczko
wrócił wzrokiem do Marano. Szarpnął ją za rękę i brutalnie wsunął na palec
pierścionek – Masz i się ciesz – dorzucił z kpiącym uśmieszkiem.
Dziewczyna spojrzała na pierścionek i zdjęła go z palca, po
czym wrzuciła z powrotem do pudełka.
- Wypchaj się.
Lynch patrzył zdziwiony to na nią, to na drogą biżuterię.
Reachel przewróciła oczami i rzuciła:
- Grzeczniej.
- Acha, no tak. – odchrząknął – Droga Lauro… Auu – zaskomlał
rozmasowując obolałą nogę, która przed chwilą została przygnieciona butem
brunetki. – Nie musiałaś być taka brutalna.
- A ty sarkastyczny. Proszę o ładne oświadczyny – dwudziestolatka
położyła mu rękę na ramieniu i z całej siły pchnęła w dół, aby ten ukląkł.
Blondyn przykląkł na jedno kolano i poprawił koszulkę. Z
kieszeni wyciągnął czerwony pakunek i podniósł głowę. Spróbował wywołać u
siebie spojrzenie zakochanego w dziewczynie na zabój, ale niezbyt mu się
udawało. Poszukaj jej walorów –
podpowiadała mu podświadomość. Tak też zrobił. Przyjrzał się jej bliżej. Jej
ustom, które tak pięknie się uśmiechały, gdy tylko chciały. Uwielbiał w niej
to. To, że miała wspaniały uśmiech, śmiech, nawet rechot. Kiedy była szczęśliwa
nie mógł się na nią napatrzeć. Wiedział, że w tej drobnej kobiecie drzemie
wielki duch, który tylko czeka, aby móc dać się w pełni ponieść chwili.
Nienawidził, kiedy była dla niego niemiła, oschła. Za to uwielbiał kiedy się
uśmiechała. Wtedy była piękna.
- Wyjdziesz za mnie? – udało mu się. Wbił w nią kochający
wzrok.
Laurze zrobiło się słabo. Już kiedyś go widziała. Widziała
ten wzrok, choć wolałaby zapomnieć. Ale ten był inny. Bardzo różnił się od
tamtego.
Zaszumiało jej w głowie. Poczuła, jak krew buzuje w jej
żyłach, czuła przypływ adrenaliny. Dusiła się i łapała wielkie hausty
powietrza. Przymknęła oczy. Poczuła, jak się poci, jak jest jej gorąco. Zrobiłą
się cała czerwona.
Otworzyła oczy.
- Nie.
Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni. Wszystko wyszło
idealnie, romantycznie można by powiedzieć. Jednak ona zaprzeczyła.
- To znaczy… Tak – brunetka pokręciła głową, jakby miało to
jej pomóc obudzić się z absurdalnego snu. – Tak, Ross, wyjdę za ciebie – dodała
po chwili w pełni świadoma i obecna. Uśmiechnęła się lekko i wyciągnęła w jego
stronę dłoń, na której zaraz zalśnił prześliczny pierścionek. Złota obręcz
połyskiwała w świetle latarni, a brylancik mienił się i oślepiał swoim
blaskiem. – Jest piękny – tylko tyle zdążyła powiedzieć, zanim została
napadnięta przez siostrę i przyjaciółkę, które z wielkimi oczami oglądały
świecidełko.
***
Nicki siedział w salonie na kanapie i wymachując w powietrzu
nogami z zniecierpliwioną miną wyczekiwał przyjścia gości. Po raz tysięczny
poprawił koszulkę i przeczesał dłonią włosy. Gdy tylko usłyszał dźwięk
otwieranych drzwi wystrzelił jak z procy w stronę przedpokoju.
- Hej, młody – uśmiechnął się w jego stronę tata, ale ten
nie zwracał na niego uwagi. Cały czas patrzył się jak zahipnotyzowany w
brunetkę stojącą obok mamy i uśmiechającą się szeroko. Owa dziewczyna nie
zauważyła nawet malca w zgiełku, jaki panował w pomieszczeniu. Ciągle się
uśmiechając zawiesiła kurtkę, czapkę i szalik na wieszaku, a buty postawiła
obok. Była podobna do czarnowłosej. Miały takie same oczy, nawet uśmiechy. Już
wiedział, że to ona jest jego ciocią.
- O! Nicki! – zawołał wesoło Ross – wziął chłopaczka na
ręce.
- A ty wiesz, że to moja ciocia? – wyszeptał mu na ucho
brunecik wskazując ukradkiem na Laurę.
Blondyn popatrzył na rozpromienioną dziewczynę, która rozmawiała
o czymś z Rikerem.
- Tak, wiem – odparł w końcu.
Nicki przechylił głowę na bok i przyjrzał się jej
dokładniej.
- Ładna. I podobna do mamy – dodał ciągle szepcząc. Właśnie
wtedy Marano odwróciła głowę i zobaczyła chłopaków, którzy jej się przyglądali.
Na jej twarzy wykwitł jeszcze większy wyraz zadowolenia.
- Nicki, tak? – upewniła się podchodząc do nich. Chłopczyk
nie mógł wydobyć z siebie nawet słowa, był onieśmielony kobietą. Ta uśmiechała się do
niego życzliwie, ale nawet go nie dotknęła. Bała się to zrobić, bo choć dziecko
było jej rodziną, nie znała go, nie wiedziała, jaki jest, co lubi robić. Był
jej zupełnie obcy, tak samo, jak siostra. Poczuła jak ogarnia ją nostalgia, jak
strasznie tęskni za domem, za śródziemnomorskim klimatem, życiem tam. Jak bardzo brakuje jej kąpieli w Morzu
Śródziemnym, wycieczek po całym kraju, zapachu słodkich pomarańczy, deptania
winogron w beczce, polnych dróg, świeżego powietrza. Jak bardzo brakuje jej
rodziców, uśmiechniętej i pobłażliwej mamy oraz pomocnego i zaradnego ojca. Jak
brakuje jej dawnego ja.
- T-tak – odparł w końcu chłopczyk i wyciągnął w jej stronę
rękę. Laura zdziwiona tym gestem uścisnęła ją. – A pani jest moją ciocią?
- Mów mi Laura – sprostowała i przygryzła dolną wargę. Laura… Nie ciocia, Laura.
- Albo Lau –
wtrącił Ross z uśmiechem. Dziewczyna odwzajemniła gest i skinęła głową.
- Kochani, bo zaraz jedzenie wystygnie – zawołał kobiecy
głos, nadciągający do przedpokoju. Chwilę później w przejściu pokazała się pani
Stormie machająca wszystkim zebranym.
- Vanka, gdzie kotlet?! – zawołał z salonu Mark.
- W lodówce! – odkrzyknęła gospodyni i przepraszając
wszystkich ruszyła do kuchni.
- Rossiu, kochanie, zaprowadź gości do salonu. Mamy dla was niespodziankę
– powiedziała z podekscytowaniem czterdziestodwulatka i machnęła w powietrzu
łyżką kuchenną.
- Coś mi się wydaje, że my mamy większą – rzucił cicho Ross.
~*~*~*~*~
Hej, miśki! Jak podoba si,ę rozdział? Mam nadzieję, że się podoba, bo mi tak :)
A więc mamy już 11, szczerze, to myślałam, że nie będzie wiele rozdziałów, ale jednak będzie ich chyba prawie 50. No, zobaczymy, ale fabułę mam już mniej więcej obmyśloną. Chyba, ze coś mi jeszcze wskoczy do łba, jak to ze mną często bywa. Jak to ktoś powiedział Ale ty masz zmienny mózg! Tak, mój mózg jest niesamowicie zmienny.
Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale niezbyt miałam czas. A co do nominacji, to bardzo za nie dziękuje, ale nie będę chyba w stanie napisać OS-ów. Przepraszam, po prostu mam niemałe urwanie głowy. Acha i proszę o informowanie o wszelkich nominacjach w zakładce NOMINACJE. No, to chyba wszystko, ja się z wami żegnam na dziś, papatki, całuski i inne duperele. Trzymajta za mnie kciuki we wtorek na mamie! Może podciągnę po piątki!
Do napisania
~ Alex
PS.: Wolicie opowiadania o nastolatkach, czy dwudzestokilku latkach?